10 lip 2017

Od Leona - Event

Uciszyłem szybko Leann. Zrobiłem dwa kroki wzdłuż ściany pod którą staliśmy. Czułem jak krew zaczyna płynąć szybciej w moich żyłach. Czułem strach. Często się to zdarzało na polowaniach, ale rzadko było to tak intensywne, dawno nie byliśmy na tak ważnym i trudnym polowaniu.
Gdy tydzień temu złapaliśmy wampira próbującego zabić jakąś dziewczynę na zapleczu baru nie przypuszczaliśmy, że należy on do wielkiej grupy. Zaskoczyło nas to. Wiedzieliśmy, że to miasto to jeden nadnaturalny na drugim, ale, że w pobliżu czai się taka szajka wampirów, nie podejrzewaliśmy. Była to cała siatka, a my nie wiedzieliśmy co z tym zrobić. Do tej pory szło dobrze. Udało nam się stawić strażom, większość stworów leżała już martwa. Więc skąd ten strach? Przed nami był pokój, w którym znajdowała się alfa, "szef" całej tej spółki. A także najbardziej niebezpieczny. Poszedłem przodem, Leann była druga, na koniec szedł Jaime, którego wtajemniczyliśmy jako przykrywkę, on pomógł nam się dostać do środka. Ścisnąłem mocniej moją maczetę. Każde z nas miało jedną, no poza Leann, która niosła dwie. Potrafi robić z nimi cuda. Wyjrzałem lekko za rogu a moim oczom ukazało się lekkie światło padające z otwartych drzwi. Wiedzieli już pewnie o naszej obecności, zapewne kryła się w tym jakaś zasadzka, lecz nie mieliśmy żadnego lepszego planu. Wyszedłem zza rogu i podszedłem ostrożnie do wcześniej wymienionych drzwi. Pierwszym co mnie spotkało był rozbawiony wzrok czarnoskórej kobiety. Następną rzeczą, która stała się zbyt szybko, bym mógł wydobyć jakąkolwiek reakcję był sztylet, wbijający się pod moimi żebrami. Cofnąłem się szybko, wpadając lekko na wymijającą mnie ze zmartwioną miną Leann, szybko jednak wykończyła przeciwnika, którego głowa upadła pod moimi stopami. Ugięły mi się kolana. Jaime krzyknął coś do Leann, nie mogłem rozpoznać co. Dłoń odruchowo powędrowała mi do rany, przyciskając ją, by powstrzymać wypływ krwi. Widok rozmazywał mi się trochę. Próbowałem jeszcze zrobić z siebie jakiś użytek, chcąc pomóc tej dwójce, lecz marnie mi to wyszło, gdyż jedynie oparłem się o ścianę. Usłyszałem jak przez wodę odgłosy walczącego Jaimego. Leann stała przy mnie próbując ogarnąć w jakikolwiek sposób sytuację. Usłyszałem głuchy dźwięk i przyjaciel powrócił do nas.
- Leon, musisz usiąść - powiedziała dziwnie wysokim głosem Leann. Jaime podał mi rękę, żebym się o nią oparł, i szybko mnie posadzili.
- Będziemy potrzebować pomocy, zadzwoń po pogotowie - rzucił szybko wampir, patrząc na mnie. Zagryzłem wargę próbując pozostać przytomnym.
- Jak spieprzyć, to porządnie, nie? - zaśmiałem się głupio. Wywołałem śmiech też u siostry, choć był on histeryczny, przerywany łkaniami. Jej roztrzęsiony głos, rozmawiający z kimś po drugiej stronie słuchawki powoli mi się rozmywał. Walczyłem rozpaczliwie o pozostanie obudzonym, lecz przychodziło mi to z wielkim trudem. Ból promieniujący na całe moje ciało pozornie sprawiał, że byłem bardzo świadomy, tego co dzieje dookoła mnie, jednocześnie pomagał mojej świadomości powoli się rozpływać. Stało się to, czego najbardziej się obawiałem i przed moimi oczyma zapanowała ciemność.
***
Obudziłem się przy odgłosie pikania maszyn. Chwilę zajęło mi rozpoznanie, gdzie się znajduję i przywołanie ostatnich wspomnień. Westchnąłem i otworzyłem oczy. Na szczęście nie zostałem oślepiony przez szpitalne lampy, w pomieszczeniu panowało przygaszone światło, padające głównie z zewnątrz. Spojrzałem za okno, dopiero zmierzchało. Szybko zauważyłem jednak, że coś było nie tak. Nie znajdowałem się na szpitalnym łóżku, a obok niego. Podniosłem się powoli. Z ulgą zauważyłem, że nie czuję bólu. Rozejrzałem się. Obudziłem się tuż obok krzesła, na którym siedziała śpiąca Leann. Spojrzałem na łóżko i momentalnie przekląłem. Leżałem tam ja. Sytuacja szybko stała się dla mnie jasna. Przeczesałem palcami włosy. Myśl, Leon, myśl. Jesteś w śpiączce. Prawie martwy. Ale nie do końca. Twój duch pałęta się po szpitalnej sali. Gdzie jest haczyk, jakim cudem nie tańczę jeszcze z Lucyferem na dnie Hadesu? Rozejrzałem się po sali. Jeden element nie do końca pasował. Kiwnąłem głową eleganckiemu mężczyźnie, który zdawał się być bardzo świadomy mojej obecności. Odpowiedział tym samym. Fuck. Mogło to oznaczać tylko jedno. Żniwiarz, kosiarz, kostucha, czy jak go zwą. Przetarłem szybko twarz dłońmi. Gdy ponownie spojrzałem na mężczyznę, trzymał w dłoni szklankę, najpewniej whiskey. Opierał się o ścianę. Jego elegancki garnitur pasował do bardzo zadbanego wyglądu, idealnie przyciętych włosów i inteligentnego spojrzenia. Stwarzał wrażenie aroganckiego, ale jednak było w nim coś co przyciągało.
- Więęcc... - zacząłem ale mężczyzna szybko mi przerwał.
- Nie zaczyna się zdania od więc - zwrócił mi uwagę a ja zamrugałem z wrażenia.
- Że co? - spytałem a on pokręcił głową, wyraźnie rozczarowany.
- Oczekiwałem po tobie lepszych zdolności w komunikacji - westchnął a ja strzeliłem się w czoło. To było strasznie abstrakcyjne.
- Dobrze, przepraszam. Od początku. Czemu nie jestem martwy? - znów zapytałem patrząc podejrzliwie na kosiarza.
- Dlaczego od razu mamy przechodzić do tak smutnych rzeczy? Coś mi się zdaje, że mamy dużo czasu - powiedział, rzucając mi ciekawy uśmiech, który jednocześnie sprawiał, że wyglądał na kogoś, komu można było zaufać, ale i na kogoś niebezpiecznego.
- Czyli o czym mielibyśmy rozmawiać, jeśli nie o tym? - byłem cholernie zdezorientowany całą tą sytuacją. - Wydawało mi się, że nie tak działacie - wymamrotałem a mężczyzna spojrzał na mnie z politowaniem.
- Chłopcze, to ja decyduję jak działam. Więc, opowiedz mi coś o sobie - powiedział, popijając trunek, który trzymał.
- Ymmm... - zawahałem się, lecz szybko zamilkłem widząc spojrzenie kosiarza. Zastanowiłem się nad tym co chcę powiedzieć.
- Na imię mam Leon. Właściwie to Eligiusz, Długa historia - powiedziałem, uśmiechając się głupio.
- To wiem - odpowiedział. - Czym się zajmujesz?
- Studiuję sztuki piękne i jestem na stażu w muzeum - uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, myśląc o swoich zajęciach. - Lubię to i chyba jestem w tym dobry - wzruszyłem ramionami.
- Ulubione dzieło sztuki? - zadał kolejne pytanie, a ja nie musiałem się długo zastanawiać.
- Ekstaza Świętej Teresy Berniniego. Majstersztyk - powiedziałem, unosząc podbródek ku górze. Żniwiarz spojrzał na mnie oceniająco.
- Masz rację, robi wrażenie - powiedział krótko. Między nami zapanowała cisza, zastanawiałem się co z nią zrobić.
- Dobrze, polubiłem Cię - stwierdził nagle a ja przechyliłem głowę patrząc na niego pytająco.
- To dobrze? - zapytałem a on pokiwał głową.
- Oczywiście, że dobrze - wypił jednym łykiem zawartość szklanki. - Dzięki temu masz wybór - nie odpowiedziałem. Mierzyliśmy się przez chwilę spojrzeniami.
- Twój przypadek jest specyficzny. Nie rzadki, ale specyficzny - powiedział. Spojrzałem na jego dłoń. Szklanki już w niej nie było.
- Jesteś zawieszony między życiem a śmiercią, bo najwyraźniej jest jeszcze coś co trzyma cię na ziemi. Czyli to nie był jeszcze twój czas. Lubię takie przypadki. Nie musiało mnie tu być, wiesz? - odepchnął się od ściany i założył ramiona na piersi.
- Wracając, twoje ciało jednak w pewnym momencie stało się zbyt słabe by utrzymać twoją duszę. Dość silną, zresztą - wyjaśnił a ja pokiwałem głową.
- Więc co teraz? - mężczyzna podszedł bliżej, wyminął mnie, przyjrzał się mojej siostrze i usiadł na szpitalnym łóżku.
- Możesz porzucić tę sprawę, która zatrzymała cię tutaj i odejść ze mną w zaświaty albo wrócić do swojego ciała - powiedział a ja spojrzałem na niego zaskoczony.
- To chyba oczywiste, że wybiorę drugą opcję - rzuciłem szybko. Skinął głową.
- Zdziwiłbyś się, ile osób wybiera tę pierwszą. Zwłaszcza po usłyszeniu haczyka - westchnął a ja znów patrzyłem na niego pytająco.
- Jakiego haczyka? - podszedłem, stając tuż przed nim.
- Mogę Cię odesłać z powrotem do twojego ciała, lecz nie ma gwarancji, że wrócisz do życia. Możesz w nim na zawsze utknąć, nigdy się nie obudziwszy, będący uwięzionym w ciągłym śnie, we własnej głowie. Nie zaznasz spokoju. No i możesz rzecz jasna się obudzić. Pół na pół - powiedział nie zdradzając żadnych emocji. Usiadłem po turecku na podłodze. To... Nie brzmiało zachęcająco. Moją uwagę zwróciło ciche chrapnięcie Leann. Spojrzałem na siostrę. Myśli przepływały przez moją głowę w strasznym tempie.
- Muszę spróbować - szepnąłem. Bałem się.
- Jesteś pewien?
- Tak - odpowiedziałem, patrząc na ducha.
- Miło było Cię poznać, Eligiuszu - powiedział, uśmiechając się i położył dłoń na mojej głowie.
***
Otworzyłem powoli oczy. Ból, który czułem, zwaliłby mnie z nóg, gdybym nie spał. Muszę powiedzieć lekarzowi o zwiększeniu dawki morfiny. Spojrzałem na siostrę. Pewnie nie uwierzy w to co jej opowiem gdy się obudzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz