Spakowałem produkty do torby.
- Zatem jesteśmy umówieni - znów obdarowałem ją uśmiechem.
- Tak - odparła.
- Zatem do zobaczenia - pomachałem ręką i ruszyłem.
Mijałem drzewa, przechadzałem się cicho chodnikiem. Słyszałem warkot samochodów i miejski gwar. Nie wsłuchiwałem się w rozmowy innych, zostawiałem to wszystko za sobą. Codziennie byłem tutaj, noc czy dzień, wszystkie krajobrazy były mi znane, lecz zawsze zachwycają gdy mam przy sobie Louise. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Byłem szczęściarzem. Sam nie wiem kiedy doszedłem pod drzwi naszego mieszkania. Otworzyłem je i wszedłem do środka.
- Już jestem - powiedziałem wchodząc do kuchni.
- Właśnie widzę - uśmiechnęła się do mnie blondynka.
- Będziemy mieli dziś gości - oznajmiłem stawiając zakupy na blat.
- Jak to? - spojrzała na mnie zaciekawiona.
- Willow zje z nami kolację... Nie masz nic przeciwko, racja? - podszedłem do niej.
- Hmm - zamyśliła się. - A, ta Willow, niech przyjdzie, w końcu nie spędzimy samotnie tego wieczoru! - dźgnęła mnie palcem w żebra.
- Osz ty... - zaśmiałem się i oplotłem ją rękoma w pasie.
- Puszczaj!
- Nie! - przyciągnąłem ją do siebie i się wyszczerzyłem.
- Jeśli mnie nie puścisz to...to...
- Tooo? - schyliłem głowę by ją pocałować.
- To pożałujesz - uszczypnęła mnie w policzek i cmoknęła.
- To znaczy? - mruknąłem uśmiechnięty.
- Będziesz spał na kanapie! - spojrzała na mnie triumfalnie.
- Mfff - puściłem ją i przewróciłem oczami.
- Wygrałam! - podeszła do torby z zakupami.
- Jak zwykle! - powiedziałem wesoło.
Przeszedłem do salonu i znalazłem sobie miejsce na fotelu. Chwyciłem gazetę ze stolika i zacząłem ją uważnie przeglądać.
Willow? Wybacz, że tak długo musiałaś czekać ;c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz