7 lip 2017

Od Stilesa, 2, Pizza hawajska ponad ludzkie życie

Codzienna rutyna zaczynała mnie coraz bardziej przytłaczać. Pobudka, śniadanie, praca, obiad, praca, kolacja, sen. Zero nowości, zero szczęścia, zero chęci do istnienia, bo nie mogę nazwać tego życiem. Nigdy nie czułem się osobą godną życia, ja po prostu byłem i nic więcej.
Chyba czas się zabawić.
Jeżeli przez zabawę rozumie się zerwanie z pracy i plany zrobienia pizzy na kolację, to chyba całkiem dobrze mi to wyjdzie. Zarzuciłem na siebie lekką kurtkę i na szybko przejrzałem się w lustrze. Moja prawdziwa natura o tak późnej porze była bardzo widoczna, blada skóra, sińce pod oczami, aczkolwiek dla ludzi wyglądałem jak zmęczony życiem i pracą człowiek, a nie jakaś nadnaturalna istota. Westchnąłem ciężko i wyszedłem z mieszkania. Gdy podchodziłem do swojego starego jeepa, po chodniku przebiegła zgraja głośno krzyczących dzieciaków. Nie mogłem odpuścić sobie takiej wspaniałej okazji, do nastraszenie tych bachorów z sąsiedztwa. Za swój główny cel obrałem najstarszego, który w tamtym tygodniu wylał wiaderko farby na maskę mojego auta, jeszcze nie zdążyłem się na nim odegrać. Gdy już miałem stworzyć straszną iluzję dla tych gówniarzy, zadzwonił mój telefon. Przekląłem pod nosem i bez sprawdzania kto dzwoni, po prostu odebrałem.
- Tak?
- Czemu nie ma cię w pracy? - Usłyszałem zdenerwowany głos mojego szefa.
- Nie chciało mi się - mruknąłem i rozłączyłem.
Szczerze? Mam już dość tej roboty i prędzej czy później ją rzucę albo zostanę z niej wyrzucony, co jest w tym momencie bardziej prawdopodobne. Ukradkiem spojrzałem na godzinę i właśnie zorientowałem się, że mam niecałe piętnaście minut do zamknięcia sklepu, więc nie zważając już na te dzieciaki, wsiadłem do jeepa. Włożyłem kluczyki do stacyjki, a odpalenie go zajęło mi trochę czasu. Obawiałam się, że znowu będę musiał go naprawiać, a taśma niestety już mi się skończyła. Wewnątrz tego auta, jest tyle tej taśmy i pianki montażowej, że wciąż się zastanawiam, jakim cudem on jeszcze jeździ. Ma już parę dobrych lat, popsute było w nich chyba wszystko, a gdy się nie ma czasu na zaprowadzenie auta do mechanika i naprawia się samemu, to właśnie kończy ono jak mój jeep.
Ruszyłem główną drogą w stronę największego marketu w mieście, lubię mieć duży wybór, a mojej ukochanej pizzy nie ma w żadnym innym. Jechałem około dwóch kilometrów i cudem udało mi się zdążyć przed zamknięciem, bo zostało mi jakieś 6 minut. Wysiadłem z samochodu, nawet go nie zamykając i wszedłem do środka.
- Dobry wieczór - mruknąłem do kobiety, która właśnie siedziała przy kasie.
Widać było, że czeka już tylko na koniec swojej pracy, by wreszcie pójść do domu i porządnie się wyspać. Dodatkowo niezbyt było jej na rękę, że chwilę przed zamknięciem pojawia się klient, ale cóż.. Stiles chcieć pizza i nie ma na to mocnych. Kobieta jedynie burknęła coś pod nosem, co od razu mnie zirytowało. Człowiek próbuje być miły, nie zabić nikogo, a tu spotyka się z takim.. chamstwem? To chyba nie jest dobre słowo, ale nic innego nie przyszło mi do głowy.
Żeby nie tracić czasu, udałem się prosto na dział z mrożonkami. Po drodze spotkałem może z trzy osoby, z tego jedna nie była człowiekiem, po prostu to wyczułem, chyba że moja intuicja płata mi figle. Przy dziale z mrożonymi pizzami stał jakiś, wyglądał jakby był w moim wieku, może trochę młodszy. Zatrzymałem się zaraz przy nim i spojrzałem na szybę, za którą znajdowały się moje ulubione dania i szybko wypatrzyłem wśród nich pizzę hawajską. Została już ostatnia, więc bez namysłu wyciągnąłem rękę, by ją wyjąć, jednak w tym samym momencie zrobił to koleś, który stał obok mnie. O nie, nie mój drogi, tak nie będzie.
- Pierwszy byłem. - Spojrzałem na niego. - Łapy precz od mojej pizzy.
- Spierdalaj, byłem pierwszy w tym sklepie - burknął, zaciskając wolną dłoń w pięść.
- Oho, widzę kolega bardzo odważny.
- Zamknij się i puść to pudełko - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Jestem śmiercionośną istotą, zabijam kogo i kiedy chcę, więc jeżeli mam ochotę na pizzę hawajską, to będę miał pizzę hawajską. - Wyjaśniłem mu dokładnie, a ten spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Psychol. - Splunął prosto na moje buty, wciąż nie puszczając opakowania.
Tak nie będziemy się bawić, mój kolego. Przymknąłem na chwilę oczy, pozwalając mojej drugiej stronie rozpocząć zabawę. Gdy tylko je otworzyłem, chłopak zaraz puścił i odsunął się prędko do tyłu.
- Tak ciężko było odpuścić? - spytałem, odwracając się w stronę kas.
Poczułem, jak coś przelatuje kilka centymetrów obok mojej głowy i wbija się prosto w ścianę. Nie dość, że ten idiota chciał mi zabrać pizzę, to jeszcze rzuca we mnie nożem. Co się dzieje z tym światem?
- Wybaczam ci ten nóż, o pizzy szybko nie zapomnę, więc lepiej się stąd zwijaj.
Nie zwróciłem już na niego zbytniej uwagi, teraz liczyła się dla mnie jedynie pyszna kolacja. Podszedłem do kas i położyłem opakowanie na ladzie.
- Zapomniałem czegoś, zaraz wrócę - odezwałem się do kobiety, wracając szybkim krokiem w głąb sklepu.
Przydałby się jakiś dobry alkohol do posiłku, jednak jak zwykle zapomniałem uzupełnić domowe zapasy trunków. Zatrzymałem się przy odpowiednim dziale i chwyciłem jedno z moich ulubionych czerwonych win i wróciłem do kas. Mężczyzna, którego wcześniej widziałem, właśnie wychodził, a przechodząc z pustymi rękoma obok lady, szybko złapał pudełko z pizzą.
Serio? Jeszcze ci mało?
Podbiegłem szybko i wręcz rzuciłem się na tego kretyna, przyciskając jego szyję do brudnej podłogi.
- Chciałem pizzę, nie twojej śmierci. Teraz chcę jednego i drugiego.
Chłopak przełknął głośno ślinę, co poczułem również na swoich dłoniach.
- Ale ja cię nie zabiję - dodałem, na co wyraźnie się rozluźnił - sam to zrobisz.
Umiejętność zmiany ciała miałem opanowany wręcz do perfekcji, więc przejęcie nad nim kontroli nie było dla mnie niczym trudnym. Czułem już jego strach, jednak mało mnie to obchodziło. Ruszyłem jego wątłym ciałem w stronę działu z akcesoriami kuchennymi i szybko odnalazłem wzrokiem sztućce. Chwyciłem za pierwszy lepszy nóż i szybko odpakowałem go, chcąc jak najszybciej opuścić jego ciało. Jeden, zdecydowany zamach, a ostrze znalazło się w jego piersi.
Opuściłem jego ciało, tworząc ciemny dym i już zaraz mogłem powrócić do siebie. Mężczyzna leżał na podłodze, a z rany obficie sączyła się krew. Wymamrotał jeszcze coś pod nosem, ale zbytnio go nie słuchałem i wróciłem, by dokończyć swoje zakupy.
- Przepraszam, że tak długo. Macie tu monitoring? - Spytałem, wyjmując z kieszeni portfel.
Przerażona kobieta przyglądała mi się przez chwilę w milczeniu.
- Macie tu monitoring?! - krzyknąłem, chcąc ją wystraszyć, by w końcu dała mi odpowiedź.
- T-tak, ale nie działa już od ty-tygodnia..
- Jest pani pewna? - Uniosłem brwi.
Kiwnęła głową, a ja nie widziałem powodów do tego, by kłamała.
- Jest jeden problem, pani to widziała. - Uniosłem brwi. - Chyba powinienem panią zabić.
- Błagam, nie.. mam małe dziecko, ono potrzebuje matki.. - zalała się łzami.
- A ma pani kota?
- D-dwa.
- Jak się nazywają?
- Puszek i Puszek Junior - odpowiedziała drżącym głosem.
- W takim razie ma pani szczęście, lubię koty. Puszki na pewno są bardzo urocze. - Uśmiechnąłem się, kładąc pieniądze na ladzie. - Reszty nie trzeba, a tamten pan popełnił samobójstwo, jakby ktoś pytał.
Zabrałem swoje zakupy i wyszedłem ze sklepu. Jak to dobrze będzie wrócić do domku i zjeść swoją ukochaną pizzę.
~~
moje pierwsze opowiadanie na tego typu blogu, więc nie wyszło tak fajnie, jak miało, ale niedługo się rozkręcę, obiecuję. Ciężko jest też odzwierciedlić charakter śmieszka, który jednocześnie jest demonem XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz