20 sie 2017

Od Dimityra do Lunaye

Musiałem przyznać, że moja praca w nowej kawiarni była bardzo satysfakcjonująca. Nie dość, że z współpracownikami miło mi się dogadywało i dużo panienek przychodziło, byleby ze mną pogadać, to jeszcze pensja była wyższa niż w poprzedniej, a i miałem większą swobodę. Do tego moja pracodawczyni była miłą kobietą, do tego piękną, co prawda Azjatka, ale nadal piękna. Także żyć nie umierać.
Podszedłem do stolika, gdzie właśnie dosiadła się trójka panienek. Na twarzy przybrałem swój typowy szarmancki uśmieszek i grzecznie zapytałem, co podać, na co dwie panie zachichotały, a trzecia uśmiechnęła się pod nosem lekko. Trochę pogadaliśmy, poflirtowaliśmy, aż w końcu podały mi zamówienie, nie żebym narzekał, ale trwało to bardzo długo, a ja ciągle czułem wzrok na swoich plecach, a niegrzecznie było się od tak odwrócić. Więc, gdy tylko się odwróciłem zacząłem szukać po pomieszczeniu osoby, która ewentualnie mogła się na mnie gapić, jednak nic nie zauważyłem, by ktoś to mógł zrobić. Westchnąłem cicho i podszedłem do lady, gdzie stała Luna. Stała do mnie tyłem, więc nie mogła mnie zauważyć.
- Cappuccino, zielona herbata z cytryną i dwa ciasta czekoladowe do dwójki - wyczytałem zamówienie z notesiuku, na co moja pracodawczyni podskoczyła zaskoczona. Kawę, którą trzymała w rękach, wylała na blat, tak, że ubrudziła trochę swój fartuch i przy okazji parę kropel spadło na podłogę. Po tym wszystkim Luna spojrzała na mnie z mordem w oczach, na co omal się nie roześmiałem.
- Ah, jasne - powiedziała speszona z lekkimi rumieńcami na policzkach. Od razu chwyciła za ścierkę i szybko wytarła rozlany napój, a gdy już posprzątała sięgnęła po ciasto i mi je podała, na co się zaśmiałem.
- Uważaj, księżniczko - mrugnąłem do niej, wziąłem oba ciasta i poszedłem do dwójki je odłożyć. Na moich policzkach pojawił się lekki rumieniec, ,,uważaj, księżniczko"? Chyba wychodziłem z wprawy, bo to było głupie, nawet, jak na mnie.
Odwróciłem głowę tak, bym mógł ją ujrzeć kątem oka. Stała ze ścierką w dłoni i gapiła się na mnie, nie widziałem żadnego rumieńca. Szybko odwróciłem swój wzrok i przybrałem na twarzy szeroki uśmiech.
Musiałem sam się przed sobą przyznać, że ostatnio przy Lunie zachowywałem się idiotyczniej niż normalnie. Przy innych panienkach, co prawda rzucałem słabe teksty na podryw, jednak przy tej Azjatce zamiast czymś słabym rzucić, starałem się dobrać odpowiednie słowa, by mój tani flirt nie był aż taki tani. Jejku, ja zastanawiałem się nad wypowiedzą, o bogowie, co się ze mną działo? Powinienem pójść do lekarza.
Kilka godzin później w czasie mojej krótkiej przerwy obiadowej z westchnięciem oparłem się o ladę i wtedy to zauważyłem na niej ślady pazurów. Nigdy się dokładnie jej nie przyglądałem, więc nie mogłem tego zauważyć, poza tym w czasie moich króciutkich przerw raczej nie zostawałem w lokalu, tylko szedłem do takiej małej szatni dla pracowników na tyłach i zajmowałem się własnymi sprawami. Schyliłem się więc, by móc się im bardziej przyjrzeć. Wątpiłem by zrobił je pies Luny, w końcu on nie ma tak ostrych pazurów, a poza tym nie byłby w stanie zrobić tych śladów, bo nie byłby w stanie w ogóle się na ladę dostać. Poza tym odległość pazurów od siebie była zdecydowanie większa od zwierzęcych łap.
- Dimityr? Co ty robisz? - usłyszałem za sobą, po głosie poznałem, że była to Luna.
- Muszę przyznać, że masz ciekawych gości w swojej kawiarni - odparłem z szerokim uśmiechem i wskazałem jej palcem na ślady na blacie.
- Och... To? Pojawiły się po tym włamaniu.
- Mhm - mruknąłem.
- W ogóle, Dimityr, co ty kombinujesz? - spytała się mnie wyraźnie rozbawiona.
- Nic, nic - odparłem wystawiając ręce w swojej obronie. ,,Tylko zastanawiam się, co takiego nadnaturalni od ciebie chcą" - dodałem w myślach.

Lunia~? Cóż dalej postąpisz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz