21 sie 2017

Od Lunaye do Dimityra

Kiedy nastała przerwa uznałam, że ponowna próba wypicia kawy może być dobrym pomysłem. Udałam się więc ponownie za ladę by przygotować napój bogów. Zatrzymałam się jednak w pół kroku gdy zauważyłam, iż przy celu mojej "podróży" stoi Dimityr. Swoją drogą ta lada musiała być istotnie zjawiskiem dość niezwykłym bo mężczyzna przyglądał się jej z takim zainteresowanie jakby to było co najmniej znalezisko równe skamielinom dinozaurów na pustyni. Nie by mnie takie rzeczy fascynowały, aczkolwiek w tamtym momencie nie miałam lepszego porównania. Poza tym to było dość nietypowe, ponieważ zazwyczaj podczas przerwy "pan przystojny" znikał z mojego pola widzenia, co było dość komfortowe. Nie czułam na sobie ukradkowych spojrzeń, ani ja nie musiałam się kryć z tym, że obserwuję jego. To nie tak, że mi się podobał, po prostu usiłowałam go rozgryźć. Co nie zmienia faktu, że aktualnie stał przy blacie, tym samym przy którym chciałabym stanąć i ja, jednak oznaczałoby to bezpośrednią konfrontację. A ostatnimi czasy reagowałam zbyt gwałtownie na jego obecność, a własny organizm jak na złość zachowywał się sprzecznie z moimi przemyśleniami. Wzięłam głęboki wdech, nie mogę go przecież unikać, w dodatku we własnym przybytku. Podeszłam więc.
 - Dimityr? Co ty robisz? - zapytałam od razu. Z bliska bowiem jego przyglądanie wydało mi się co najmniej niezrozumiałe.
- Muszę przyznać, że masz ciekawych gości w swojej kawiarni - odparł z szerokim uśmiechem, jakby zadziornym i wskazał palcem na rysy, które widniały na powierzchni lady. Przecież to nic nadzwyczajnego.
 - Och... To? Pojawiły się po tym włamaniu. - stwierdziłam, lekko zbywając temat.
- Mhm - mruknął i odwrócił wzrok. Postanowiłam jednak zagadać nieco, skoro podczas przerwy nawinął się w obrębie mojego wzroku.
 - W ogóle, Dimityr, co ty kombinujesz? - spytałam rozbawiona. Pan tajemniczy wypełzną ze swojej kryjówki.
- Nic, nic - odpowiedział szybko, zmierzył mnie jednak takim spojrzeniem jakby chciał przejrzeć mnie na wylot. Westchnęłam sięgając po kubek.
- Słuchaj, wiem, że to pazury jakiegoś wilkołaka - powiedziałam - ale takie rzeczy się zdarzają, prawda? Co z tego, że to nadnaturalni, normalni ludzie też dokonują wandalizmów. - byłam pewna tego co mówię, miałam wrażenie, że bruneta też to przekonało, przynajmniej na razie. Spojrzałam na niego. Jego oczy błyszczały odbijając wpadające do pomieszczenia promienie słońca a twarz zdobił uśmiech, można by go nawet nazwać jego firmowym.
- W porządku, ale naprawdę Ci to nie przeszkadza? - dopytał wyjmując mi z ręki naczynie, spojrzałam na niego zdziwiona. Ten jednak bez słowa napełnił mój kubek kawą, którą musiał zaparzyć chwilę wcześniej. Lekko zmieszana przyjęłam cudownie pachnący podarek, poczułam jak moje policzki robią się ciepłe od rumieńca. Szybko wzięłam łyk, by zwalić to na gorący napój. Oparzyłam się jednak w język i syknęłam zamiast uzyskać zamierzony efekt. Dimityr zaśmiał się perliście.
- Mówiłem to już dzisiaj, uważaj księżniczko - uśmiechnął się ponownie.
- Nie nazywaj mnie tak! - zawołałam oburzona. Policzki piekły mnie jeszcze bardziej, choć nie było ku temu powodów. Wcale nie pasowało mi jak na mnie mówił, a robił to nagminnie, bez względu na to ile razy prosiłam czy mówiłam by tego nie robił. Chciałam być stanowcza i wygarnąć mu ponownie, nie zdążyłam jednak bo w drzwiach kawiarni zadzwonił dzwoneczek i do pomieszczenia weszła klientka. Kelner jak na niego przystało od razu podszedł do niej i uśmiechnął się, tym uśmiechem, który należał tylko do niego. Zaraz, chwila, co ja wygaduję?

WIECZÓR


Słońca nie było już na nieboskłonie kiedy z kawiarni wyszedł ostatni klient. W zasadzie zostałam sama, bo reszta personelu wyszła do domu parę minut temu. Uśmiechnęłam się do siebie zadowolona z pracowitego popołudnia. Zebrałam filiżankę z ostatniego stolika i wytarłam go. W drodze do kuchni, by umyć naczynie, zauważyłam, że na barku leży bransoletka jednej z pracownic. Była dość charakterystyczna więc od razu wiedziałam do kogo należy. Postanowiłam więc odłożyć ją do szafki dziewczyny i powiedzieć jej rano, że zguba się znalazła. Tak też zrobiłam, zwinęłam błyskotkę w rękę i ruszyłam na zaplecze. Kiedy otworzyłam drzwi, dotarła jednak do mnie pewno jedna rzecz. Jak się okazało, nie byłam sama w kawiarni, ponieważ jeszcze nie wszyscy pracownicy opuścili lokal jak myślałam. Speszona odskoczyłam i cofnęłam się za ścianę. Zastałam tam Dimityra, mężczyzna stał przy swoich pułkach, najwyraźniej się przebierał. Wejrzałam do środka. Dim nie miał na sobie koszulki, stał tam obnażony do połowy. Może oszalałam, ale przyjrzałam mu się dość dobrze. Był  umięśniony, choć nie był typowym pakerem. Jego muskuły było widać  dopiero przy ruchu, sięgnął bowiem po coś na górną półkę naprężając się jak kot. Linia bicepsu odbiła światło lampy. Jego postawa naprawdę była niczego sobie, jego ciało robiło wrażenie, widać było, że dbał o siebie. Onieśmielał tym jak bardzo ta sylwetka przyciągała wzrok. Przełknęłam ślinę. Co ja robię? Powinnam się była wycofać, a nie patrzeć. Mogłam przecież zostawić bransoletkę przy ladzie, albo zabrać ją do domu by się nie zgubiła. Ugh, tak bardzo żałowałam, że wybrałam na jej odłożenie właśnie zaplecze.
- Wiem, że tam jesteś - usłyszałam nagle wyrwana z myślenia. Wciągnęłam powietrze. Postanowiłam zachować jednak zimną krew, przecież to nie tak, że przyszłam go tu podziwiać, znaczy podglądać, no. Przyszłam tu w pewnej sprawie. Tak, właśnie tak.
- Przyszłam odłożyć pewną rzecz, w końcu to mój lokal, chyba mogę się po nim swobodnie poruszać - wyłoniłam się zza rogu i podeszłam parę kroków. Otworzyłam szafkę kelnerki i odłożyłam zgubę.
- Nie no, oczywiście, że możesz. - Zamknęłam szafkę i chciałam odejść, ale drogę zagrodziła mi ręka Dimityra oparta o przed chwilą zamknięty mebel - chyba, że jednak przyszłaś mnie po podziwiać - uśmiechnął się zalotnie. Mogłam się domyślić, że będzie się droczył.
- Nie wiedziałam nawet, że tu jesteś - odparłam przechodząc pod linią jego ręki. On jednak nie dawał za wygraną, chwycił mnie za nadgarstek i dosłownie jednej chwili postawił pod ścianą, zagradzając mi drogę z obu stron. Staliśmy teraz na wprost siebie, a nasze twarze prawie się stykały. Byliśmy tak blisko, że mogłabym policzyć piegi na jego nosie, gdyby je oczywiście miał. Poczułam jak ponownie oblewa mnie rumieniec. Co jest? Czemu akurat teraz, przecież jestem twardą kobietą, nie powinno tak być.
- Jesteś pewna? - szepnął z przekornym uśmieszkiem. Przygryzłam wargę i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Owszem - powiedziałam po czym spuściłam wzrok szukając sprytnej drogi ucieczki. Przebywanie w jego obecności przyprawiało mnie o zawroty głowy. Wtedy dostrzegłam coś za jego paskiem. W sumie nie byle co, a nic innego jak czarny pistolet, którego błysk odbitego światła lampy zwrócił moją uwagę. Czemu on nosi ze sobą broń? Nigdy wcześniej u niego tego nie widziałam. Ponownie spojrzałam mu prosto w oczy.
- Czemu masz takie rzeczy za paskiem? - zapytałam z zadziornym uśmieszkiem. Cóż, miał mi coś do wyjaśnienia.


Dimityr? No tłumacz się xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz