22 wrz 2017

Od Kathleen

- Sunshine, daj spokój - wymruczałam, próbując zepchnąć psa ze swojego łóżka.
Machał ogonem, depcząc mi po żebrach i liżąc po twarzy.
- Już wstaję, już.
Podniosłam się, spychając psa i przetarłam oczy.
- Jestem spóźniona? Czy nie? - spytałam Sunshine'a.
Oczywiście nie odpowiedział, dalej tylko machając ogonem z głupią miną. Zegar twierdził, że spóźniona jeszcze nie byłam. Z westchnieniem przeciągnęłam się. Czas zacząć nowy, okropny dzień.
W pracy pojawiłam się o czasie, jakimś cholernym cudem, bo korki były ogromne. Godziny szczytu, ale kilometrowy korek w środku miasta to chyba jakaś przesada.
- Kath! Jesteś wreszcie. Musisz się ruszyć na alejkę czwartą, jakiś dzieciak pozrzucał wszystkie szczotki z regałów - ledwo zdążyłam wejść, a już usłyszałam krzyk kolegi.
Steven stał na kasie. Z westchnieniem poczłapałam na zaplecze, żeby przebrać się w uniform. Nucąc do siebie zaczęłam ustawiać szczotki. Niezwykle interesujące zajęcie. Kto w ogóle pozwolił dzieciakowi przewracać te cholerne szczotki? Potem odesłałam sama siebie do rozkładania towaru. Z agresywnego rzucania pudełkami z wkrętami wyrwał mnie dźwięk telefonu.
- Senan? Jestem w pracy - warknęłam do telefonu.
- Spokojnie, La Muerte. Coś cię ugryzło?
- Dzieci, korki i wściekłe szczotki.
- Nie pytam. Będę miał dzisiaj dla ciebie zadanie. Zajdź do Ervina po pracy.
I rozłączył się bez żadnego innego słowa. Można i tak.
***
 - Więc? - spytałam, opadając na fotel w mieszkaniu Ervina. Mężczyzna spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Wytropiliśmy tego gnoja, który poluje na naszym terenie.
Uniosłam brwi.
- To świetnie. I ja mam go dorwać?
Senan skinął głową.
- Mniej więcej. Żadnych zabójstw, wytłumacz mu tylko grzecznie, że polowanie u nas nie wyjdzie mu na zdrowie.
- Jak grzecznie?
- Możesz go trochę połamać. Ale tylko trochę.
Prychnęłam. Zero zabawy, zero.
- A łowcy? Będę mieć jakiś na głowie?
Senan odwrócił wzrok. Pięknie.
- Nie mamy pojęcia. Nie mieliśmy żadnych doniesień, że przekroczyli granicę, ale jeżeli uznali, że to my zabijamy bez opamiętania, mogli złamać umowę - wyjaśnił.
- Zrozumiałam. Dajcie mi chwilę, muszę się przygotować. Gdzie go mniej więcej spotkam?
- Powinien pojawić się niedaleko Queen's Card. Będziesz musiała chwilę poczekać, tu masz rysopis. Nie powinnaś go przegapić. 
I faktycznie nie przegapiłam. Dostrzegłam go od razu, gdy stałam oparta o ceglaną ścianę baru. Najwyraźniej był na polowaniu. No cóż, to najwyraźniej czas, by wyjaśnić chłopaczkowi, że nie poluje się na czyimś terenie. Odepchnęłam się od ściany i ruszyłam za nim do środka, utrzymując bezpieczny dystans.Obserwowałam jak bajeruje jakąś dziewczynę, dziecko prawie, którego stanowczo nie powinno tutaj być. Spod przymrużonych powiek patrzyłam wciąż na nich, kamuflując się rozmową ze znajomym mi mężczyzną. Pożegnałam się szybko, widząc jak obcy i dzieciak kierują się do wyjścia. Ruszyłam za nimi, drepcząc im po piętach. Zniknęli mi za rogiem, więc ruszyłam dalej prosto. Straciłam na moment ostrożność, więc stężałam, gdy ktoś pociągnął mnie za ramię i przybił do ściany z iście nadnaturalną siłą.
- Śledzisz mnie? - wysyczał mężczyzna, którego przed chwilą zgubiłam.
Dziewczyny już z nim nie było. Trzymał rękę niebezpiecznie blisko mojego gardła.
- Oczywiście - odparłam, po czym korzystając z chwili nieuwagi kopnęłam go w kolano. Puścił mnie, dzięki czemu udało mi się odsunąć na względnie bezpieczną odległość. Obnażył kły, patrząc na mnie z rozdrażnieniem.
- Nie radziłabym. Moja krew nie jest szczególnie smaczna, dzieciaku.
Rzuciłam się w jego stronę, korzystając ze wspomagającego mnie cienia. Skuteczny atak przerwał mi odgłos strzału i ból rozrywający prawe ramię. Przypadłam do ziemi, ściągając ze sobą również mężczyznę. Łowcy. 
- Jeżeli chcesz żyć, szczeniaku, trzymaj się mnie.
Nie czekając na odpowiedz, wciąż przy ziemi, cofnęłam się bliżej ściany i wzdłuż niej rozpoczęłam mozolną wędrówkę w kierunku wyłomu, boleśnie świadoma obecności łowców.

Xibalba?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz