29 paź 2017

Od Lily do Arona

Kilka minut jeszcze stałam na tym chodniku, patrząc na oddalającą się sylwetkę mężczyzny przede mną. Dopiero gdy poczułam, jak coś wspina mi się na nogę, tak jakby ożyłam, patrząc w dół. Luck zadzierając głowę w górę i merdając tym swoim ogonem, patrzył się swoimi ciemnymi oczami prosto w moje. Schyliłam się nieznacznie, by pogłaskać go za uszkiem. Jednak z jego osoby zaraz przeniosłam się na Szekspir, która siedziała na chodniku zwrócona do mnie tyłem. Czyżby już nie polubiła Arona? W sumie to możliwe przecież już na starcie pomylił ją z samcem… Biedna psinka.
- Szekspir, nie złość się. Przecież wiesz, że łatwo jest się pomylić, a on pierwszy raz cię na oczy widział… Jak będziemy w studiu, to dam ci przekąskę, dobrze? - próbowałam jakoś ją namówić… Bo miło by było, jakbyśmy w końcu przyszły do tego studia fotograficznego na kolejną sesję! Pominę fakt, że mieliśmy być pół godziny po siedemnastej i powoli zbliża się ta godzina… Jeśli już nie jest. Pociągnęłam za jej smycz, jednak ona tylko odwróciła do mnie swój pysk, nawet się nie ruszając… Westchnęłam, odchylając głowę do tyłu. I wtedy poczułam, jak znowu ktoś mnie ciągnie. Dwójka moich towarzyszy chyba w końcu zmądrzała, bo oboje ruszyli się z chodnika i ciągnęli mnie przed siebie. Zaśmiałam się, uśmiechając i zaraz znowu szliśmy w stronę tego dużego piętrowego budynku przed nami. I teraz błagałam w myślach, by Szekspir znowu nie wyczuła jakiejś wiewiórki, za którą chciałaby pobiec… Głównie dlatego, że nie chcę naprzykrzać się drugiej osobie tego dnia w ciągu jednej godziny. A poszliśmy tylko na przerwę do parku między jedną sesją a drugą! Poprawiłam swoją czarną torebkę na ramieniu, popychając szklane drzwi przed siebie. Już od razu w oczy rzuciły mi się najróżniejsze tablice ze zdjęciami jakichś osób oraz lada za którą siedziała młoda dziewczyna, pewnie gdzieś w moim wieku, aktualnie rozmawiająca przez telefon. Palcem wskazała mi tylko na schody i pokazała mi pięć palców. Pokój numer 5 na piętrze? Skinęłam głową, robiąc krok na pierwszy schodek.
- Lily! - usłyszałam za sobą czyjś męski głos. Odwróciłam się, widząc za sobą postać Georga. Luck już chciał jak najszybciej do niego podbiec, by się przywitać. Ochrzani mnie za spóźnienie? A może jednak zdążyłam? Powiedzcie, że to drugie…
- Spóźniłaś się - rzekł, stojąc na środku pomieszczeniu i zakładając swoje ręce na torsie. Czyli jednak to pierwsze…
- Szekspir znowu zobaczyła wiewiórkę, jak wracaliśmy - wytłumaczyłam, odgarniając swoje blond włosy do tyłu. - Plus Luck postanowił zwalić pewnego mężczyznę z nóg swoją osobowością… - dodałam, patrząc się na małego labradora. Ten tylko odpowiedział mi mrugnięciem swoich oczu na wzór pięciokąta i kilkoma machnięciami ogona. Czarnowłosy mężczyzna westchnął, przejeżdżając dłonią po swojej twarzy. Chyba jest zmęczony… Jeśli dobrze pamiętam, to przed piętnastą mówił coś o zebraniu rodziców wczoraj w szkole Lucy.
- Chodź, wszyscy już czekają - powiedział, podchodząc i zaraz mnie wyprzedzając. Uśmiechnęłam się tylko delikatnie, sama się wspinając po schodach na górę. Gdy moi towarzysze również znaleźli się na piętrze, ruszyłam za połową wystającej sylwetki Goerga z jakiegoś pokoju. Wychyliłam się zza ściany, widząc już ustawiony biały plan zdjęciowy z różnymi lampami, urządzeniami i toaletkami, gdzie zwykle kosmetyczki urządzają modelki. Wtedy cała piątka ludzi, co tam była, zwróciła się w moją stronę. Już widziałam te zniecierpliwione ich spojrzenia. Aż tak długo po czasie przyszłam…?
- Czy panna Lily będzie mogła w końcu stanąć na planie? Chcę przypomnieć, że w propozycjach do sesji mamy dużo innych ładniejszych i wyższych dziewczyn - pewien mężczyzna z czerwonymi włosami i aparatem na szyi najwyraźniej miał mi coś do zarzucenia. Już czuję, że to będzie bardzo ciężka sesja…
***
- Zmęczyłam się! - wyznałam, opadając na kanapę, która stała na korytarzu. Luck zaraz poszedł w moje ślady, robiąc sobie z moich kolan posłanie. Cwaniak...
- Odwieźć cię do domu? - zapytał Georg, poprawiając swój czerwony krawat. Czemu zawsze musi się tak oficjalnie ubierać… Choć mogłabym go w sumie zrozumieć. Wyjęłam swój telefon z torebki, którą miałam przy sobie. Wtedy się obudziłam, szeroko otwierając swoje oczy.
- Za piętnaście dwudziesta?! - zawołałam. Westchnęłam ciężko, przykładając swoją dłoń do czoła. Piętnaście minut na zebranie czterech liter, dwójki psów i dojście do Gracji…
- Czyli tak? Bo wiesz… trochę pada i niezbyt chciałbym, byś zmoknęła razem z Szekspirem i Luckiem - wyznał. Spojrzałam na niego z dołu, jednak jego twarz była jak z kamienia.
- Wybacz, Georg, ale nie dzisiaj. Umówiłam się z pewnym Aronem, którego wcześniej zaczepił Luck - odpowiedziałam, w końcu wstając na swoje nogi. Zastukałam kilka razy obcasem, próbując zniwelować ból pięty. W końcu te białe botki, co miałam na sobie, nie należały do takich wygodnych, ale skąd mogłam wiedzieć, że aż tyle będę w nich chodzić? To miał być lekki dzień!
- Do jutra, Georg - pożegnałam się z czarnowłosym, stając na palcach i składając nikły pocałunek na jego policzku. - Pozdrów Lucy! - dodałam jeszcze, po czym skierowałam się w dół schodów, by wyjść z tego przeklętego studia fotograficznego. Jednak i tak musiałam czekać tę wieczność, zanim moje pieski z nich zeszły. Aż się cieszyłam, że w domu też takie są i poniekąd ćwiczą… Gdy w końcu znajdowaliśmy się pod budynkiem, trochę moknąc, z rozczarowaniem zauważyłam, że piętnaście minut już minęło, a ja nadal nie byłam w drodze do umówionego miejsca spotkania z Aronem. Nie muszę się już martwić, że się spóźnię, bo już tak będzie, super. Rozejrzałam się w końcu, idąc w lewo. Aż żałuję, że dzisiaj nie wzięłam ze sobą parasolki… Przed przejściem dla pieszych szybko posprawdzałam obie strony jezdni, po czym przeszłam. Znajdowałam się już naprzeciwko Gracji. Popchnęłam drzwi do środka, słysząc charakterystyczny dla tego miejsca dzwoneczek. Na szczęście ani Szekspir, ani Luck nie mieli ochoty szczekać na jego dźwięk, co pewnie ucieszyło nie tylko mnie, ale też i ludzi siedzących w środku. A nawiasem mówiąc, to trochę ich było i nie wiem, czy to przez to, że chcieli ot tak, napić się kawy, czy raczej ze względu na deszcz. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, widząc na końcu przy ścianie sylwetkę poznanego mi dzisiaj mężczyzny. Jest już… Szłam w jego stronę, zatrzymując się idealnie przed stolikiem.
- Długo już czekasz? - spytałam.
- Z dziesięć minut - odpowiedział, odrywając swój wzrok od jakże interesującej ściany i przeniósł go na mnie. - Co? Pogoda zaskoczyła? - uśmiechnął się pod nosem. Spojrzałam na swoje trochę mokre włosy, odgarniając je do tyłu. Odwzajemniłam jego uśmiech.
- Tylko trochę - zaśmiałam się, odsuwając krzesło naprzeciwko Arona i siadając na nim.

Aron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz