11 gru 2017

Od Octaviana cd. Natashy

- Octavian. - Spojrzałem na wyciągniętą w moją stronę, drobną dłoń, która po chwili wahania wsunęła się z powrotem w kieszeń dżinsowej kurtki. No, tak. Małe utrudnienie w postaci talerza nam to odrobinę popsuło, ale nie szkodzi. - Miło mi poznać. -  Uśmiechnąłem się lekko, słysząc za sobą ciche kroki, kiedy wraz z naczyniami odwróciłem się w stronę baru. Przekazałem wszystko koleżance z pracy, przy okazji dziękując za posprzątanie za mnie niedawnego jeszcze, kawowego wodospadu i już mogłem odwrócić się do nowo poznanej znajomej. Blondynka opierała się niedbale o jedno z wyższych krzeseł postawionych tuż za nią, co stanowiło dość ciekawy kontrast w porównaniu z jej dość niskim wzrostem. Rozpuszczone, jasne włosy, przez które gdzieniegdzie przebijały się ciemniejsze odrosty, spływały delikatnie po ramionach dziewczyny. Zjawiskowe, orzechowo-miodowe oczy okolone gęstymi, ciemnymi rzęsami spoglądały z ciekawością w moim kierunku, pełne, jasnoróżowe usta trwały w nieśmiałym uśmiechu. Ręce schowane miała w kieszeniach wyraźnie obcisłych, czarnych spodni. Spoglądając w górę, mój wzrok natrafił na białą koszulkę w poziome, czarne pasy, na którą narzucona była już wcześniej wspomniana, dżinsowa kurtka. Jak jeszcze parę chwil temu nie miałem do końca pewności, tak teraz mogłem już stwierdzić, że, jak podejrzewałem, jest nieco zbyt duża na swoją właścicielkę, a mimo tego wygląda ona w niej naprawdę dobrze. Cały ten strój przyjemnie podkreślał figurę Nataszy, sprawiając, że aż nie chciało odrywać się od niej oczu.
- Bardzo oberwało ci się za tę kawę? - spytała, całkowicie wybijając mnie tym z rozmyślań, jednocześnie przerywając trwającą między nami ciszę, która mogła już powoli robić się niezręczna.
- Martwiłaś się o mnie? - sięgnąłem po oparty niedaleko mop i zabrałem się za czyszczenie podłogi, obserwując, jak na policzki dziewczyny wpływa powoli rumieniec o ciepłej, szkarłatnej barwie. - Nie, nie było tak źle. Będę musiał to odrobić w nadgodzinach, ale poza tym całkiem mi się upiekło.
- To dobrze, ja po prostu...czuję się winna za całą tę sytuację. Dlatego wolałam się upewnić. - zaczęła bawić się dłońmi, jednak nie spuściła wzroku z moich oczu, jakby wyczekując mojej reakcji.
- Całkowicie niepotrzebnie. Nie powinnaś się tym przejmować. Pozwolisz, że ci to wynagrodzę? Daj się namówić na coś dobrego. Na przykład lunch. Oczywiście na koszt firmy. - widziałem wahanie na delikatnej twarzy blondynki, ale zaraz po tym zastąpił je uśmiech.
- A szefowa? To trochę jak igranie z ogniem, nie sądzisz?
- Kto by się przejmował? Zresztą bardziej ukarać mnie już raczej nie może. - przeszedłem na drugą stronę lady i wyciągnąłem w jej stronę dłoń z menu. - Wybieraj.
Po upływie paru minut  wspólnymi siłami udało się nam zdecydować się na dwie, duże kanapki z kurczakiem. W czasie czekania na zamówienie pogrążyliśmy się w rozmowie, wciąż w towarzystwie mopa. Co ciekawe, okazało się, że mamy całkiem dużo wspólnych tematów. Kilka zdań wystarczyło, żebym wiedział, że jest twardo stąpającą po ziemi realistką, przy tym niesamowicie życzliwą. Interesuje się muzyką i to w wielu dziedzinach. Jest ambitna i to wyjątkowo, skoro przeskoczyła dwa lata nauki. Trzeba przyznać, że naprawdę zaimponowała mi swoją osobą i chyba pierwszy raz od dłuższego czasu pomyślałem, że rzeczywiście warto bardziej zainteresować się tą znajomością. Może to zabrzmi trochę egoistycznie, ale tym bardziej że dzięki niej przestałem myśleć o swojej byłej, którą dopiero co spotkałem po tak długim czasie. Wcześniej udawało się to tylko nielicznym. Zapakowałem lunch do torby z mocnego, brązowego papieru, na której widniało choinkowo-zielone logo naszej kawiarni i podałem ją towarzyszce. Zaraz po tym nastąpiła dziwna cisza. Tak. Żadne z nas nie wiedziało do końca, jak ma się pożegnać.
- Co robisz dziś wieczorem, Nat? - dziewczyna uniosła brwi, słysząc zdrobnienie. Za szybko? Nie mam nic przeciwko pełnym formom, ale ta krótka brzmi naprawdę ładnie. Nie mogłem się powstrzymać, by jej nie użyć.
- Zależy, do czego zmierzasz. - uśmiechnęła się, krzyżując ręce na piersiach. Wyglądała na wyjątkowo pewną siebie, jakby dokładnie wiedziała już, co zamierzam jej zaproponować.
- Myślę, że fajnie byłoby kontynuować tę rozmowę. Tyle że gdzieś w przyjemniejszym miejscu, na przykład...indyjska restauracja. Co ty na to? Najlepsza w Londynie, możesz mi wierzyć.
- Wierzę. Brzmi ciekawie, a kolacja w miłym towarzystwie zawsze jest dobrą opcją. Czemu nie? - odwzajemniłem szeroki uśmiech blondynki i wyciągnąłem plik małych kartek, wykorzystywanych do zapisywania zamówień. Tym razem posłużyła jako tło pod numer mojego telefonu. - Dzięki. Wyślę ci adres w wiadomości, żebyś w międzyczasie nigdzie nie zgubił.
- Dobry pomysł. Czyli jesteśmy umówieni? - poczekałem, aż dziewczyna skinie głową. - A więc to randka.
- A wcale nie. Rozsądni ludzie, tacy jak ja, nie spotykają się na randkach z nieznajomymi. - odparła, kierując się powoli w stronę drzwi. Ze śmiechem pokręciłem głową. Kombinatorka.
- To masz pecha, bo ja właśnie tak robię. Wpadnę po ciebie koło siódmej. Bądź gotowa. - ostatni raz obdarzyła mnie miłym uśmiechem, by zaraz zniknąć za drzwiami kawiarni.

Gwałtownie otworzyłem oczy, słysząc głośny, irytujący dźwięk alarmu, wbijający mi się w głowę. Ściągnąłem brwi i sięgnąłem po komórkę, by już po chwili nastała kojąca cisza. Czyli to by było na tyle z mojej drzemki. Wciąż zaspany spojrzałem na ekran telefonu, świecący zbyt jasnym jak na tamten moment, nieprzyjemnym światłem. Od razu rzuciły mi się w oczy trzy wiadomości. Dwie od nieznajomego numeru, jedna od Mike'a. Tę zignorowałem. On może poczekać. Natasza już nie. Bo jeśli te wiadomości są od niej, a na stówę tak jest, a ja zaspałem, to już po mnie. Mistrzem w kwestii randek może i nie jestem, ale wiem, że wystawienie dziewczyny już na pierwszej nie wróży przyszłości zbyt dobrze. Otworzyłem obydwie za jednym razem. Pierwsza zawierała pełny adres. Druga godzinę. Mam być po nią równo o dziewiętnastej. Momentalnie rozbudzony przeniosłem wzrok na godzinę w górnym roku ekranu. Osiemnasta trzydzieści. Ulga rozeszła się po całym moim ciele, pozwalając na spokojne przeciągnięcie się po kanapie. I czym tu się było stresować? Jest dużo czasu, zdążę ze wszystkim. Odrzuciłem splątany między nogami koc i skierowałem się do sypialni. Tak, jak miałem nadzieję, wcześniej narzucone na krzesło, świeże ubranie wciąż tam na mnie czekało. Ze wszystkim udałem się do łazienki. Wystarczył kwadrans, by wziąć szybki prysznic, doprowadzić się do porządku i już mogłem wychodzić. Dotarcie na miejsce to kolejne dziesięć minut, okazało się, że nie mamy do siebie nawet jakoś specjalnie daleko. Przy okazji zaopatrzyłem się w całkiem pokaźnych rozmiarów kaktusa w ozdobnej doniczce. Jeśli to nie ma być randka, to właśnie on idealnie spełni się w roli kwiatków. Dzwonek do drzwi nacisnąłem idealnie w momencie wybicia dziewiętnastej. Więc tak - braku wyczucia czasu nie można mi zarzucić.
- Dobry wieczór. Gotowa? - uśmiechnąłem się, kiedy Natasza stanęła w progu. Miała na sobie ładny, przyduży sweter w kremowym odcieniu, który świetnie współgrał z czarnymi, smukłymi spodniami. Blond włosy lekko falowały, błyszcząc w bladym świetle, padającym z korytarza. Jedna sekunda wystarczyła, żebym uświadomił sobie, że tego wieczoru naprawdę ciężko będzie mi oderwać od niej wzrok choćby na parę chwil.

Natasha?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz