23 sty 2018

Od Horace'a do Theodora

Myślałem, że będę sam, iż ten obcy nie pojawi się tu po raz drugi. Myliłem się. Nie miałem powodów by go atakować, obserwowałem go. Basior uczynił coś zupełnie niespodziewanego, skoczył wprost na mnie w celu...zabawy? Śnieg, który zleciał z gałęzi drzewa, pokrył całą moją głowę. Samiec przygniatał mnie do ziemi, po kilku chwilach jednak zlazł. Wyprostowałem się, a on trącił mój bok pyska nosem. Cóż za śmiałość? Dziecinność? Nie ośmieliłem się odpowiedzieć samemu sobie na te pytanie. Czułem chęć porwania się ku tej rozrywce. Zacząłem machać delikatnie ogonem i z dziwną gracją doskoczyłem do wilka. Pacnąłem go łapą i skoczyłem znów, zwiększając o odrobinę naszą odległość. Tak zaczęła się nasza zabawa. Ścigaliśmy się przemierzając las pokryty małą warstwą zimowego puchu. Nie obeszło się bez kolejnych wywrotek, cichych pisków uciechy czy też podgryzań łap. Przystanąłem w końcu na wzniesieniu i złapałem oddech. Mój język zwisał z radośnie otwartej paszczy. Obserwowałem jak wypuszczane przez mnie powietrze przemienia się w "dym". Położyłem się, czułem większy spokój. Przymknąłem na moment oczy, a gdy je otworzyłem czarny samiec był już przed mną. Wstałem i ruszyłem ku wyjściu lasu. Domyślałem się, że godzina była już późna. Ulice zapewne przemierzają kotołaki lub inne stworzenia nadnaturalne. Więc kogo zdziwią dwa wilki? Nie wiedziałem czy samiec za mną podąża, parłem przed siebie. Przyspieszyłem, biegłem wolnym tempem by skrócić czas podróży. Skuszony myślą, że zostałem sam, obróciłem pysk. Samiec biegł za mną. Wywołało to we mnie uczucie jakby szczęścia. Nie byłem w końcu osamotniony, ktoś mi towarzyszył. Na dodatek był to wilkołak. Niestety, nie znałem jego imienia, ani wieku. Po kilku minutach wydostaliśmy się z lasu, byliśmy przy drodze, minął nas jeden samochód. Mocny blask lamp zamigotał w moich oczach i zniknął za zakrętem. Nie wiem czy był to zwiastun spokojnej drogi czy też na odwrót. W każdym razie, postanowiłem pokazać mu gdzie mieszkam. Ta myśl przepełniała mój umysł, wywołując energię by biec szybciej. Jednak z opanowaniem utrzymywałem to samo tempo. Poduszki moich łap odbijały się od twardego asfaltu. Wiedziałem, że będą potem obolałe, ale to minie, stan przejściowy, jak to się mówi. Czułem się szczeniacko dobrze, goniąc tak za księżycem pod osłoną nocy, a za mną podążał ktoś nieznajomo znajomy. Wkrótce znajdowaliśmy się w centrum San Lizele, po około 20 minutach byliśmy pod mym lokum. Usiadłem i wlepiłem wzrok w budynek. Była tam moja kawalerka, która nigdy nie była przygotowana na gości. Zawsze w środku mieściła baterie butelek pełny oraz pustych i brudnych szklanek. Zmartwiło mnie to teraz, cóż bym zrobił gdybym przez przypadek kogoś zaprosił? I gdyby było by to tak od zaraz, bez możliwości posprzątania tego syfu? Och, nie chciałem by ktoś dowiadywał się, że mam pewne problemy z alkoholem. Może mógłbym zwalić to na odreagowywanie stresu zawodowego? No pewnie, kolejny aktor pijak! Cóż za wyśmienita rola społeczna! Jest się czym chwalić! Brawo Horace! Powiedz, jeszcze, że fantastycznie się tak pije w tej nędznej samotności i pozostałościach wspomnień z przeszłości, hę? Poczułem bliskość czarnego basiora, także siedział. Spoglądał w podobny punkt co ja, ciekawe czy rozumiał o co mi chodzi.


Theodor? Dalej bez weny .v.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz