23 sty 2018

Od Theodora do Horace'a

Chyba po raz pierwszy w życiu mogłem szczerze przyznać, że moja przemiana nie była zła. Czułem się jak szczenię, zachowywałem jak dziecko, którym zresztą wewnętrznie byłem. Szczęśliwy z nowym, wilczym towarzyszem mogłem być sobą, być wilkiem, być Theodorem Leonardem Blackwellem.
Kiedy nieznajomy zaprowadził mnie pod drzwi jakiegoś mieszkania, uważnie zerkałem to na kawalerkę, to na wilka. Przekrzywiłem głowę w znanym już geście, jakby chcąc uzyskać wyjaśnień. Jeszcze chwila, a moglibyśmy mieć okazję zobaczenia siebie w ludzkiej formie.
Pisnąłem cicho i zaskomlałem, kiedy przez niebo zaczęła przebijać się jutrzenka. Cofnąłem się w tył na ugiętych łapach, czując, że wkrótce nastąpi faza przemiany powrotnej. Już po chwili w moim miejscu zamiast czarnego wilka stał wysoki, ciemnowłosy chłopak o trawiasto-zielonych oczach.
Uporczywie zagryzałem wargę, obserwując nieznajomego już po przemianie. Był... przystojny. Choć nie powinienem tego tak określać, inaczej nie potrafiłem.
Zacisnąłem dłonie w pięści, wbijając sobie boleśnie paznokcie w wewnętrzną stronę ręki. Nie mogłem myśleć w ten sposób o przypadkowym chłopaku spotkanym na ulicy... No właśnie, w ogóle nie powinienem myśleć w ten sposób o chłopaku.
Spuściłem wzrok, wbijając go w ziemię. Otworzyłem usta w zamiarze powiedzenia czegoś, ale jednak zobaczenie wilkołaka w postaci ludzkiej kompletnie mnie onieśmieliło - a i bez tego nie potrafiłem dobrze zaczynać rozmów.
Nabrałem głębokiego wdechu, wyciągając drżącą dłoń w stronę chłopaka.
- T-Theodor Blackwell. Miło mi - powiedziałem, zdecydowanie cichszym głosem niż zazwyczaj, który dodatkowo drżał mi z nerwów i niepewności. - Tak jakby znamy się nie znając równocześnie, czyż nie? A raczej... Uhm... Nie mieliśmy okazji się wcześniej sobie przedstawić. I zobaczyć w pełnej, ludzkiej okazałości, ale to przy okazji.
Przeklinałem w myślach moją skłonność do tego, że robiąc się nerwowy nawijam bez celu, ciągnąc temat w nieskończoność i plątając się we własnych słowach.
Odwróciłem się na pięcie, wciskając nerwowo dłonie w kieszenie bluzy i odwracając w pośpiechu wzrok od chłopaka.
- Nie chcę się narzucać - mruknąłem niemal niedosłyszalnie, choć wiedziałem, że wyostrzonych zmysłów wilkołaka nie oszukam.

Horace?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz