1 sty 2018

Od Lunaye do Dimityra

Moje serce zatrzymało się na ułamek sekundy, a ciało przeszedł dreszcz. Poczułam spojrzenia na sobie, wyrwałam mu się. I uderzyłam. Coś we mnie pękło. Co on sobie myśli?!
- Nie dotykaj mnie! - mój głos wybrzmiał na całą kawiarnie, a jego ton był wyższy niżbym sobie tego życzyła. Westchnęłam z pogardą dla samej siebie, ale też dla niego. Zmierzyłam go wzrokiem. Stał przede mną jakby czekał na coś, co uważa, że mu się należy. Satysfakcja? O nie, nie dzisiaj, "mój drogi" - Myślisz, że co? Pójdziemy porozmawiać i powiesz coś w stylu - starając się go naśladować, kładąc nacisk na niektóre słowa wycedziłam- "Oh, księżniczko, nie przejmuj się, że cie pocałowałem. To tylko zabawa! Dla mnie to nic takiego, wiesz, norma. No nie mów, że ci się nie podobało...!"... I wszystko będzie tak jakby nic się nie stało? Otóż wyobraź sobie, że się stało, a ja nie jestem jakąś tanią dziwką, dla której takie rzeczy nic nie znaczą! Znaczą, więcej niż przypuszczasz. I może zmiękłam, może przez sekundę coś czułam i żałuje. Żałuje, że dałam się "rozbroić". Brawo, gratuluję! Możesz to sobie odhaczyć. A skoro osiągnąłeś cel, to czego ode mnie chcesz?
Ja naprawdę to powiedziałam? O boże...
Słowa polały się jak rzeka. Okropne uczucie, że z każdym słowem coś we mnie uświadamiało mi, że faktycznie, to co mówię ma sens i mogę mieć racje. Dla niego pogrywanie z dziewczynami to chleb powszedni. Dzisiaj ta, jutro inna. Tyle, że ja nie należałam do takich dziewczyn. Nie należałam do jego fanklubu, nie byłam jedną z tych kobiet, które były by zachwycone tym pocałunkiem. Znaczy... może na początku byłam. Nigdy nie czułam czegoś takiego, nigdy wcześniej się nie całowałam w zasadzie. A on skradł ten pierwszy, jedyny, który chciałam podarować komuś kogo kocham. Przywłaszczył go sobie, i nie żałowałam, bo tamta chwila była magiczna, sprawił, że poczułam się cudownie, a sam pocałunek był lepszy niż moje wyobrażenia o całowaniu. Ale... Właśnie, tutaj pojawia się owo "ale", które zniszczyło tamtą chwilę. Nie oczekiwałam po nim niczego więcej niż wytłumaczenia dlaczego to zrobił. Odpowiedź "nie wiem" byłaby by bardziej satysfakcjonująca niż jego. Rzucił tanim tekstem i wyszedł. Poczułam się dosłownie jak jakaś tania lalunia. Magia uleciała w jednej sekundzie, a kolejne dni były wręcz katorgą. Nie potrafiłam na niego spojrzeć, a może dokładniej nie potrafiłam, nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Starałam się unikać by, nie usłyszeć słów, które i tak padły. Słów, które otworzyły świeżo zagojoną ranę. "Znasz mnie, wiesz, że lubię czasem sobie poflirtować z kobietami"."...to, że cię pocałowałem nic nie oznaczało."  Właśnie, znam go. Zdążyłam zauważyć jaki jest, zdążyłam napatrzeć się na to jak rzuca swoje wręcz karykaturalnie słabe teksty na podryw, zdążyłam spostrzec, że to nic dla niego nie znaczy. A co najgorsze? Było w nim coś, co przyciągało mój wzrok, moją uwagę. Widziałam to wszystko i denerwowało mnie to, że taki jest. To, że nie traktuje nic poważnie. A dla mnie to co zrobił miało znaczenie, dla mnie takie coś było ważne. Dla mnie to nie był "tylko pocałunek". Nie jestem taka.Nie potrafiłam nie być zła słysząc, że to co robi też nie ma dla niego znaczenia większego niż ścierka którą teraz kurczowo ściskałam w dłoni. I tak właśnie znaleźliśmy się w centrum zainteresowania kawiarnianych gości. Było mi wstyd, policzka piekły mnie od kolejnego rumieńca. Byłam zła, byłam wręcz wściekła, że pozwoliłam mu się do mnie zbliżyć. Czując jak mnie zatrzymuje byłam pewna, że znowu chce mnie wciągnąć w swoją grę. Tyle, że tym razem sytuacja była inna. To już nie było zaplecze, już nie chciałam mu zaimponować, już nie chciałam by dostrzegł, że nie jestem inna niż wszystkie laski. Dla niego bez różnicy, dla niego każda dziewczyna jest taka sama.
Napięcie między nami można było kroić. Spojrzałam na niego. Nie umiałam go odczytać, nie wiedziałam co on teraz zrobi. Jego prawy policzek zaczął nabierać lekko bordowego koloru.
Skierowałam wzrok na jego oczy. Był poważny, po raz pierwszy widziałam by on był poważny. Czyżby uderzyły go moje słowa...? Już otwierał usta by coś powiedzieć, lecz przerwałam mu. Mimo wszystko to była sprawa między nami... Jak mogłam pozwolić sobie na taki brak profesjonalizmu. Dotknęłam kieszeni w spodniach. Poczułam kluczyki. Mój ruch.
- Przeproś gości za ta sytuację - rzuciłam wyjmując argument i machając mu nim na pożegnanie.
Kiedy tylko zrobiłam krok w stronę drzwi już żałowałam tej decyzji. Chciałam z tej sytuacji wybrnąć z godnością, ale znowu wyglądało to na ucieczkę. Część mnie chciała zostać i z nim porozmawiać, liczyła, że jednak naprawdę przeprosi, cząstka mnie tego pragnęła, albo chociaż powie coś... nie wiem. Co nie sprawi, że będę się czuła jak zabawka, jak rzecz, bez większej wartości. Wyszłam z lokalu i nie zatrzymując się, nie obracając, wsiadłam na motocykl, włożyłam klucz do stacyjki i sięgnęłam po kask. Trzymając go w rękach poczułam jak coś mokrego spływa mi po policzku. Czyżby padało, spojrzałam na niebo. Świeciło słońce. Super, czyżbym była aż taka miękka? Spuściłam głowę, pozwoliłam włosom luźno opaść na boki, a gorzki uśmiech wdarł mi się na usta. Wyłączyłam się. Nie obchodziło mnie czy ktoś patrzy, czy przechodnie zwracają na mnie uwagę. Dlaczego ta cała sytuacja wymknęła się spod kontroli. I dlaczego wciąż moje myśli dalej krążyły wokół tego idioty...? Jedynej osoby, którą chciałam mieć gdzieś, a nie potrafiłam. Mój ruch wcale nie przyniósł mi satysfakcji.

Dimityr? 
Ja też wypadłam z rytmu, ale dalej cieszy mnie, że możemy kontynuować. Waiting for next~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz