W nieuzasadniony sposób mnie do niego ciągnęło, pomimo faktu, że wciąż nie znałem jego imienia i nazwiska, a wiedziałem o nim tylko to, że jest aktorem-wilkołakiem. Nieziemsko przystojnym aktorem-wilkołakiem.
Cholera, nie jestem przecież gejem, nie mogę się tak wyrażać o chłopakach...
Przez resztę dnia i nocy byłem w swoim mieszkaniu tylko na chwilę, by wpaść po jedną rzecz. Znajdując się w domu chwyciłem jeden z moich ulubionych tomików poezji Horacego i wróciłem wałęsać się po San Lizele, równocześnie starając się nie wpaść na przypadkowych przechodniów (lub słupy elektryczne), zaczytany w lekturze. To Horacy był od zawsze moim ulubionym satyrykiem - z jakiegoś powodu po wizycie u tajemniczego nieznajomego miałem jeszcze większą ochotę na zaczytanie się w jego tworach, w dodatku z nieuzasadnioną satysfakcją.
Wyjrzałem zza stronic, kiedy usłyszałem kroki gdzieś w pobliżu mnie. Mimo wszystko nie miałem zamiaru burzyć ciszy i spokoju przechodniów, na których wpadł jakichś kretyn z książką. Obok mnie przeszła słodka parka, która słodziła sobie wzajemnie - chłopak i dziewczyna. Poczułem ukłucie zazdrości, którego nie rozumiałem, z drugiej strony jednak czując, że to nie jest to, czego chcę. Więc czego chciałem?
Obejrzałem się na drugą stronę ulicy i mnie zamurowało. Stanąłem na samym środku chodnika, a nieznajomi chłopak i dziewczyna ominęli mnie z cichym prychnięciem, kiedy stanąłem im na drodze. Ja jednak nie potrafiłem wydusić z siebie nawet cholernych przeprosin, kiedy po drugiej stronie ulicy, idącego chodnikiem zobaczyłem kogoś, przez kogo poczułem palące uczucie gdzieś w środku. Przełknąłem ślinę, zamykając książkę i wodząc za obiektem mojego zainteresowania wzrokiem, aż nie zniknął za rogiem nędznej uliczki - to właśnie wtedy coś istotnie głupiego strzeliło mi do głowy. Szybkim krokiem ruszyłem za nim - za nieznajomym aktorem-wilkołakiem, który towarzyszy mi każdej pełni podczas przemiany.
Czułem się dziwnie, że go śledzę. Ale kto wie, może akurat poszczęściło mi się i szedł na spotkanie aktorskie? Mógłbym wtedy wynaleźć okno w budynku i poobserwować profesjonalnych aktorów. A może i po prostu wracał do domu, a ja robiłem z siebie zbędnie debila. Pomimo to postanowiłem podążać za nim, przyspieszając kroku w niemym strachu, że mogę go zgubić, lub że chłopak mnie zauważy.
Ku mojemu niezadowoleniu znaleźliśmy się znowu przy budynku, gdzie mieściła się jego kawalerka. Mogłem teraz albo zwiać, albo wciąż go śledzić, co wydawało się wręcz zbędne, a ja wiedziałem, że nie powinienem tego robić... I mimo wszystko ruszyłem dalej za nim. Wszedł do budynku, wchodząc powoli po schodach i kierując się do drzwi swojej kawalerki. Mieściła się na pewnej wysokości, a ja nie chciałem bezczelnie wchodzić mu do domu i się narzucać, zwłaszcza, że nachodziłem go już kilka godzin wcześniej.
Wymyśliłem jednak bezczelnie bystry i bezczelnie głupi plan.
Drzewo.
Tak, wdrapałem się na drzewo, które rosło obok owego budynku, jak mogłem na oko ocenić - jedna ze stabilniejszych gałęzi znajdowała się w pewnej odległości od okna kawalerki mojego nieznajomego
No, a później własny, głośny wrzask na całą okolicę. I huk, kiedy moje ciało zderzyło się z ziemią.
Horace? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz