1 lut 2018

Od Octaviana cd. Natasha

Rozejrzałem się po bogatym wnętrzu indyjskiej restauracji, do której w końcu, po paru drobnych kłopotach w drodze, udało nam się dostać. Z każdej strony intensywność barw wręcz atakowała oczy. Przejawiała się w tkaninach przewieszonych między sobą na praktycznie każdej ścianie, w dywanach, które pokrywały całą podłogę, tak, że nie dało się dostrzec gołym okiem chociażby małej jej części. Tuż po zdjęciu zbędnych nakryć i, co było ciekawym zaskoczeniem, obuwia, kobieta o ciemniejszej karnacji, ubrana w tradycyjne sari o różnych odcieniach błękitu poprowadziła mnie wraz z Tash do niskiego stolika ustawionego w głębi jeden z trzech, może czterech sal. Usiedliśmy po turecku na dużych poduszkach pozostawionych wokół niego. Wiele rozmieszczonych u sufitu świateł rozświetlało całe pomieszczenie, sprawiając, że złotawe, ozdobne elementy wystroju mieniły się przyjemnym, ciepłym blaskiem. Sięgnąłem po oprawione w bordowy, najprawdopodobniej skóropodobny materiał menu i podałem je swojej towarzyszce. Na jego samym przodzie widniał obrysowany złotem Taj Mahal, trzeba więc przyznać, że całość prezentowała się naprawdę nieźle.
- Wybieraj. Weźmiemy wszystko, na co tylko masz ochotę. - uśmiechnąłem się, spoglądając na blondynkę siedzącą tuż naprzeciwko mnie, jednak co po chwili zauważyłem, jej wzrok wbity był dokładnie w moje skarpetki. Podążyłem swoim tuż za nim, by przekonać się, co tak bardzo ją zainteresowało. No, tak. Jedna szara, druga czarna. - Kolejna rzecz, której przy okazji się o mnie dowiesz. Nigdy nie mam skarpetek do pary. - twarz Natashy przybrała zdziwiony wyraz, który chwilę później zamienił się w rozbawienie i cichy śmiech. Sam przyłapałem się na tym, że wyjątkowo mi się on spodobał. Szybko odwzajemniłem gest, unosząc w górę kąciki ust. To dopiero pierwsze chwile, a już jest zdecydowanie przyjemnie.
- Wolę, żebyś ty wybrał. Zaskocz mnie. - oddała mi kartę, żeby kilka sekund później przyglądać się, jak z zaintrygowaniem przewracam jej strony. Mogę tylko powiedzieć, że gdyby nie powstawiane gdzieniegdzie zdjęcia potraw i ich krótki opis, z samej nazwy nie wiedziałbym zupełnie nic. Dwa, trzy razy próbowałem wymówić którąś z nich. Skutki były prędzej komiczne niż jakkolwiek godne uznania. W końcu nie wiadomo skąd przy naszym stoliku pojawiła się kelnerka, ta sama, która wcześniej zaprowadziła nas na miejsce. Gdy tylko spytała nas o zamówienie, w jej głosie dało się wyraźnie usłyszeć obcy akcent.
- Tak więc chcielibyśmy poprosić o...- na chwilę się zawahałem, podejmując jeszcze ostatnią próbę wymówienia nazwy, jednak ponownie okazała się zbyt skomplikowana. Rozbawienie Hinduski tylko bardziej mi to uświadomiło. - to, to i jeszcze może to. A do picia to, brzmi całkiem ciekawie. - jeździłem palcem po wypisanych daniach, wskazując poszczególne pozycje. Kiedy tylko udało się zakończyć składanie zamówienia i zostaliśmy sami, rozmowa zdążyła całkowicie nas pochłonąć. Znów dopadło mnie uczucie, że wreszcie znalazł się ktoś, z kim się rozumiem, że mamy wspólne tematy i w końcu nic nie jest naciągane, takie typowo na siłę. I że po prostu jestem najzwyczajniej w świecie zadowolony. Tego mi brakowało.
- Powiedz mi, skąd wziął się u ciebie ten akcent? - podparłem głowę o dłoń, wbijając wzrok w dziewczynę. Takiego pytania mimo wszystko się nie spodziewałem.
- Spostrzegawcza. Zgaduj, to dość proste, więc masz całą jedną szansę.
- Hiszpan? - spodziewałem się tego. Nie wiem, co sprawia, że większość ludzi bierze mnie właśnie za Hiszpana, aczkolwiek zdarza się to bardzo często.
- Włoch, ale nie szkodzi, byłaś blisko. - odparłem, tym razem specjalnie skupiając się na akcencie. Zaśmialiśmy się, na policzkach mojej rozmówczyni wykwitł delikatny rumieniec.
- Myślisz, że ile jeszcze może im to zająć, panie włoski architekcie? - po dłuższym czasie Natasha oprała się delikatnie o stół, przyglądając się mojej budowli z wykałaczek na wzór tej z okładki menu. Ostatni element wylądował na samej górze. Z dumą oceniłem swoje dzieło. Prawie jak oryginał. To się nazywa prawdziwy talent, a nie.
- Myślę, że już niedługo. - odparłem, widząc, jak kelnerka idzie w naszą stronę z tacą pełną srebrnych kociołków i stosem chlebków naan. Już z samego wyglądu jedzenie zapowiadało się cudownie, jego smak tylko potwierdził nasze przeczucia. Nic nam nie przeszkadzało. Nieważny był brak sztućców czy nawet sama świadomość, że żadne z nas nie ma do końca pojęcia, co właściwie jemy. Najbardziej liczyło się właśnie to, że jesteśmy tu razem, potrawy są wspaniałe, a wokół nas panuje eksplozja kolorów. I pewnie mogłoby trwać to tak dalej, gdyby nie to, że w pewnym momencie, kiedy już miałem płacić rachunek, coś kazało mi schować rozsądek do kieszeni. No i cóż zrobić. Schowałem.
- Mam do pani jedno pytanie. - kobieta odgarnęła czarne, falowane włosy z czoła i uśmiechnęła się wyczekująco w moją stronę. - Właściwie, po co musicie nosić te czerwone kropki? Bo mam pewne domysły. Jak pani zgadza się na seks z mężem, to kolor zmienia się na zielony?



Nie wiem, kto był bardziej zaskoczony. Natasha moim wyskokiem, kelnerka zuchwałością, właściciel nietaktownym zachowaniem w stosunku do, jak się okazało, jego żony czy ja samym sobą, tak w całokształcie. Później już wszystko potoczyło się stosunkowo szybko. Żeby jak najłagodniej to powiedzieć, zostaliśmy ładnie wyproszeni z restauracji, a ja przy okazji dostałem dożywotni zakaz wstępu do środka.

Tuż po wyjściu na ulicę uderzyło w nas chłodne, nocne powietrze. Poprawiłem ubranie, które zostało lekko wygniecione przez właściciela restauracji i przeciągnąłem się, kątem oka spoglądając na Natashę. Wyglądała, jakby co najmniej toczyła aktualnie jakąś wewnętrzną walkę, bardzo możliwe, że akurat na mój temat. Zaraz jednak rysy jej twarzy złagodniały. Obejrzała się za siebie w kierunku drzwi, przez które jeszcze chwilę temu wyszliśmy i przeczesała dłonią włosy, którymi akurat zaczął bawić się wiatr.
- Nie zapłaciliśmy w końcu. - zwróciła się w moim kierunku, a jej usta ułożyły się w rozbawiony grymas. - Zawsze tak unikasz płacenia?
- Akurat to mój pierwszy raz. Wyjątkowo mi się upiekło. - wyszczerzyłem się dumnie, podchodząc bliżej dziewczyny. Ledwo zauważalnie spojrzałem przy tym na zegarek. Dwudziesta pierwsza wybiła sześć minut temu, zrobiło się troszkę późno. To pierwsza randka, a z reguły i z tego, co wiem, pierwsze randki muszą być dystyngowane, zakończone odwiezieniem swojej sympatii do domu, licząc przy tym na pocałunek w policzek i obietnicę kolejnego wyjścia. Zazwyczaj. Przynajmniej tak słyszałem. - I co teraz? Mogę odwieźć cię do mieszkania, jeśli tylko chcesz. - kiedy tylko skończyłem mówić, w oczach blondynki błysnęło coś, czego wcześniej jeszcze w nich nie widziałem. Coś w rodzaju rozczarowania lub zdziwienia, czy może jednego i drugiego jednocześnie. Nie powinienem był tego proponować?
- Wiesz, ja raczej nigdzie się nie wybieram. Myślałam, miałam nadzieję, że spędzimy razem cały wieczór. - uśmiechnąłem się, delikatnie kierując dłonią jej głowę ku górze. Dopiero wtedy poczułem, jak bardzo jest zimna, jak cała drży od przenikliwego chłodu. Automatycznie sięgnąłem po swoją czapkę i naciągnąłem ją na blond czuprynę Tash. Zawsze to jakaś dodatkowa ochrona.
- Tylko wieczór? - wbiłem pewny siebie wzrok w jej błyszczące tęczówki, które jednak zdawały się patrzeć w zupełnie innym kierunku, jakby całkowicie ponad mnie. Odsunąłem się odrobinę, kiedy ściągnęła brwi, krzyżując ramiona na piersiach.
- Octavian, czy tam przypadkiem nie stał twój samochód? - zmrużyła powieki, palcem wskazując w kierunku krzyżującej się blisko uliczki. No, jasne. Na to mnie nie nabierze. Spryciula, żeby tak zmieniać temat. Pokręciłem głową, opierając dłonie na biodrach. Tak szybko mi się nie wymiga.
- Widzę, że trafiła mi się mistrzyni zmiany tematów, czyż nie? - zaśmiałem się, jednak Natasha pozostała nieporuszona, wciąż wpatrując się w to jedno miejsce. Odniosłem wrażenie, jakby z momentu na moment robiło się coraz zimniej. Po chodniku między nami przeleciało parę suchych liści, targanych silnymi podmuchami. Korony drzew posadzonych w pobliżu szumiały głośno, zgrywając się z odgłosem przejeżdżających po ulicy aut.
- Nie, posłuchaj mnie w końcu. Serio. Ktoś ukradł ci samochód. - pociągnęła mnie za materiał kurtki w stronę miejsca parkingowego, które bardzo dobrze pamiętałem, pozostawiłem tam swój wóz, tymczasem ono stało... Puste. Przeszedłem parę kroków w jego stronę, rozejrzałem się po ulicy, bo może i mnie samemu zaczęło się już mylić, ale nie. Nie było po nim śladu. Oparłem się o latarnię i przymknąłem na chwilę oczy. Wiedziałem, że idzie mi dzisiaj wszystko zbyt dobrze. Coś musiało się w końcu spieprzyć.
- Wiesz co? Trudno, nie przejmujmy się. Zajmę się tym rano. A na razie mogę ci zaproponować coś mocniejszego, jeśli tylko masz ochotę. - poczekałem, aż dziewczyna skinie głową, by chwycić ją za rękę i poprowadzić w stronę jednego z moich ulubionych barów.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, przy drzwiach już kłębiło się sporo ludzi zdesperowanych tak bardzo, byleby tylko dostać się do środka, kolejka zawijała się już poza krańce budynku. Przy swoim uchu usłyszałem tylko 'czy to jest dobry plan?' wypowiedziane przez Natashę niespokojnym głosem. Posłałem jej krzepiący uśmiech. Nie musi się martwić, doskonale wiem, co robię. Wyminęliśmy tłum ściśnięty przy ścianie, by w końcu dotrzeć do drzwi. Wystarczyło, by ochroniarz na mnie spojrzał, automatycznie zostaliśmy wpuszczeni do środka. Od kiedy rodzice Mike'a kupili to miejsce, a on sam został współwłaścicielem, jestem tutaj traktowany jako swojego rodzaju VIP. Dużo możliwości, dużo plusów. Przeszliśmy przez dłuższy, zacieniony korytarz, by po chwili znaleźć się w ogromnej sali, pełnej stolików, foteli, kanap, z w pełni wyposażonym barem i profesjonalnym miejscem na muzykę na żywo, a równocześnie sprzętem do karaoke. Kolorystycznie panują tam ciemne odcienie czerwieni i błękitu pomieszane ze złotem. Każdy szczegół jest dokładnie przemyślany, wszystkie nawet najmniejsze elementy dopasowane tak, by współgrać z całością. A co najważniejsze, całe to miejsce przeznaczone jest jedynie istotom nadnaturalnym. Nikt inny nie dostanie się tutaj, choćby bardzo chciał. Przecięliśmy niczym niezastawioną część sali pozostawioną w roli parkietu, kierując się do barku. Barman stojący za ladą uśmiechnął się na nasz widok, dokładnie przyglądając się przy tym mojej towarzyszce. Cóż. Ile razy tu byłem, zwykle byłem sam. Dla wszystkich tutaj może być to nowość.
- Octavian! Dawno się nie widzieliśmy. Będzie to, co zwykle? - brunet sięgnął po szkło, nie czekając nawet na moją odpowiedź. Chyba jestem ostatnio zbyt przewidywalny.
- Dwa razy. - dodałem tylko, przenosząc swoją uwagę na Tash, rozglądającą się z zaciekawieniem po nowym miejscu. - Podoba Ci się?
- Jest pięknie. - usiadła na jednym z krzesełek barowych, zakładając nogę na nogę, by jeszcze raz zlustrować wzrokiem całe pomieszczenie. - Zdaje się, że wiesz trochę o tym miejscu, prawda? Opowiedz mi o nim.
Rozsiadłem się na krześle tuż obok, pozwalając słowom samym dobierać się i wypływać z moich ust. Najwięcej mówiłem o rasach istot, które można tutaj spotkać, a trzeba przyznać, że jest ich naprawdę sporo. Od aniołów i demonów, przez półbogów oraz skórołazów, do wilkołaków czy wampirów. Dla przykładu barman, który przed chwilą nas obsługiwał, jest wilkołakiem. Kelnerka tak miło uśmiechająca się w stronę gości to tak naprawdę demon. Ochroniarz stojący przy drzwiach żyje jako wampir. Można by tak wymieniać w nieskończoność, bo każda osoba, którą minie się w tym barze, jest wyjątkowa. Po krótkim czasie dziewczyna sama zaczęła zgadywać rasy wszystkich osób, które tylko pojawiły się w jej zasięgu wzroku. Trzeba przyznać, że szło jej naprawdę dobrze. W końcu ucichła, a jej oczy dokładnie zbadały każdy najgłębszy zakątek moich tęczówek.
- Teraz ty musisz zgadnąć. Kim jestem? - mimo że odpowiedź już na samym początku nawinęła mi się na język, postanowiłem skorzystać z okazji i przyjrzeć się bliżej Natashy. Delikatna twarz, duże, orzechowe oczy, pełne wargi, zgrabny nos. Żadnej skazy. Niczym anioł.
- Jesteś aniołem. - powiedziałem to tak pewnie, że przez chwilę moja towarzyszka aż opuściła wzrok, lekko przygryzając wargę. Kolejny już raz zobaczyłem uroczy rumieniec na jej policzkach. Chyba mi się udało.
- Wychodzi na to, że oboje nie za bardzo radzimy sobie z zagadkami. - zaśmiała się cicho, zakładając za ucho niesforny kosmyk włosów, wciąż wpadający jej na oczy. - Driada.
- To była moja druga opcja. - odpowiedziałem jej uśmiechem, a jednocześnie wpadłem na pewien plan. - Teraz ty możesz spróbować zgadnąć. Dam Ci nawet wskazówkę.
Złożyłem dłonie ze sobą, wziąłem głęboki wdech i poczułem łaskotanie, które rozeszło się od mojej głowy, poprzez klatkę piersiową aż do dłoni, które się ze sobą stykały. To takie niewidoczny dla innych proces, który już tak dobrze znam. Gdy rozłączyłem dłonie, na jednej z nich siedział kolorowy wróbel. Całkowicie stworzony z ognia, który w blasku barowej lampy mienił się różnymi kolorami tęczy. Przekrzywił swoją małą główkę i czarnymi jak węgiel oczami spojrzał na moją znajomą, a ta westchnęła cicho, otwierając szerzej swoje brązowe oczy. Stworzonko wydało z siebie cichy, ale delikatny dźwięk, inaczej niż inne stworzenia tego gatunku. Rozpostarł swoje skrzydła i podbił się do lotu, aby okrążyć moją zaciekawioną towarzyszkę, a potem zatrzymać się centymetry nad jej dłonią, wiedziałem, że wyraźnie czuła jego ciepło. 'Usiadł' w powietrzu nadal w odległości nad skórą zauroczonej nim blondynki. Natychmiastowo zmienił się w pączek róży i otworzył się na jej dłoni, przechodząc fazami w różne inne kwiaty, których nazw nie znam, przy samym końcu rozpadł się na drobne płatki, które upadając, stały się stokrotkami. - Nie wyszło mi do końca tak, jak planowałem, ale to właśnie ćwiczyłem ostatnio. Muszę przyłożyć się bardziej i może wtedy naprawdę uda się przeżyć dłużej mojemu dziełu.
- Feniks...- szepnęła, błyszczącymi oczami wpatrzona w moje dłonie. - Jejku, to było cudowne.
Zaśmiałem się ciepło i sięgnąłem po szklanki podane przed sekundą przez barmana. Wypiliśmy całość, by ponownie pogrążyć się w długiej rozmowie.

- Mam dla ciebie propozycję, choć może bardziej wyzwanie. Musisz pójść i zaśpiewać coś z karaoke. - Natasha uśmiechnęła się zadziornie, odkładając drugą już, pustą szklankę. Zaśmiałem się sam do siebie. Kto by pomyślał, że tak nieśmiałej istotce odrobina alkoholu doda skrzydeł. - Jeśli przegrasz i sobie z tym nie poradzisz, zrobisz to, o co cię ładnie poproszę. Jeśli wygrasz, ja zrobię coś dla ciebie. Co ty na to?
- Karaoke? Kompletnie nie moja bajka. Umiesz sobie mnie tak wyobrazić? - spojrzałem w stronę stanowiska DJ'a, który właśnie rozkładał swój sprzęt, jednocześnie zachęcając przybyłych do zabawy.
- Nie, dlatego właśnie musisz mi w tym pomóc. Leć. - delikatnie pchnęła mnie w stronę mikrofonu, na co posłusznie udałem się w jego kierunku. Zaryzykujmy. Co mam w końcu do stracenia? Już po chwili stałem odwrócony tyłem na środku podwyższonej sceny, ściskając w dłoni mikrofon, a wokół mnie rozbrzmiewały pierwsze dźwięki piosenki. Wybrałem Lonely No More Roba Thomasa, jeden z moich ulubionych utworów. Wszedłem pewnie w rytm w idealnym momencie, po pomieszczeniu rozległ się dźwięk mojego głosu, a wszystkie oczy nagle zwróciły się w moją stronę. Nikt raczej nie spodziewał się po mnie niczego specjalnego, a jednak. Lubię zaskakiwać. Obróciłem głowę, posyłając zza ramienia chytry uśmiech swojej towarzyszce. Jest zarezerwowany tylko dla niej. Czułem się niesamowicie swobodnie, obracając mikrofon na kablu. Parę osób podeszło bliżej, by móc lepiej obserwować moje poczynania. Nie wiem nawet, w którym momencie włączyło się w występ całe moje ciało, nagle jednak zacząłem tańczyć. Obróciłem się na pięcie, by stanąć przodem do mojej 'widowni'. Z dołu sceny usłyszałem radosne okrzyki, głównie dziewczęce. Byłem już w połowie piosenki, gdy ruszyłem w kierunku stolików. DJ rzucił mi bezprzewodowy mikrofon, dzięki czemu już po chwili śpiewałem pośrodku jednego z zajętych stołów. Ku ogólnemu zdziwieniu, nikt się nie wściekał, wszyscy wręcz bili brawo i śpiewali razem ze mną. Okręciłem się na kolejnym, wchodząc w następną zwrotkę. Dokładnie wiedziałem, gdzie zmierzam, stolik mój i Tash był coraz bliżej. Tak, jak zaplanowałem, stanąłem na siedzeniu tuż przed nią, wyśpiewując słowa 'What if I was good to you'. Całość dokończyłem już z tego miejsca, przy akompaniamencie całej reszty gości. Można uznać, że swoim występem poruszyłem cały ten bar. I zasadniczo chyba wygrałem nasze wyzwanie.

- Czy to już ten moment, w którym zabierasz mnie do swojego mieszkania? - Natasha delikatnie huśtała naszymi złączonymi dłońmi w przód i w tył. Jej policzki pokryły się czerwienią, tym razem z zimna. Z ust co chwilę wypuszczała małe, białe obłoczki zamarzniętego powietrza. Szliśmy razem w przyjemnej ciszy, niezakłócanej przez samochody i przechodniów. Późne godziny powrotów mają swoje plusy.
- Obawiam się, że nie zmieścimy się w moim kartonie. - zaśmiałem się lekko, wolną dłonią poprawiając moją czapkę na głowie dziewczyny, która wciąż spadała jej zbytnio na oczy. Doprawdy uroczy widok. Po paru metrach zatrzymałem się i spojrzałem na swoją zmarzniętą towarzyszkę. Przydałoby się ją troszkę ogrzać. - Zatańczysz ze mną?
- Tutaj? - zdezorientowana rozejrzała się po oszronionym chodniku, pewnie zastanawiając się, co znowu uderzyło mi do głowy. Musi przyzwyczaić się do tego, że w moim towarzystwie wszystko dzieje się niespodziewanie, w momentach, w których najmniej ma szansę cokolwiek przewidzieć.
- Tak jest, tutaj, teraz. Wolisz playlistę na siłownię czy Vivaldiego? - wyciągnąłem z kieszeni komórkę i nastawiłem głośność na najwyższą z możliwych. Jeszcze bardziej zdziwiona blondynka zdążyła tylko wymamrotać 'Vivaldi', bym porwał ją do tańca. Wystarczyło parę chwil, żebyśmy złapali swój własny rytm. Co najlepsze, muzyka w ogóle nam nie przeszkadzała. Przez krótką chwilę byliśmy tylko ja i ona, w zupełnej ciszy. Okręciłem dziewczynę delikatnie, zaraz po tym pochylając się z nią w ramionach. Powoli zbliżyłem swoje usta do jej kształtnych warg, gdy nagle usłyszeliśmy przenikliwy, długi odgłos trąbiącego samochodu. Szlag by go. Uciekliśmy stamtąd, o mało co nie gubiąc po drodze naszego obuwia.
Kiedy tylko doszliśmy pod dom Natashy, zauważyłem stojącą w oknie, wypatrującą, męską sylwetkę. Biedactwo, chyba komuś nie spodobało się, że wraca tak późno. Wskazałem podbródkiem w stronę okna, unosząc delikatnie kąciki ust.
- Czy ten chłopak mnie zabije, jeśli zrobię w tym momencie coś niemoralnego? - blondynka spojrzała we wskazanym kierunku, kręcąc głową z dezaprobatą. Najwyraźniej sama nie była zbytnio zachwycona zachowaniem swojego współlokatora. Nie, żebym się jej jakkolwiek dziwił.
- Tak, pewnie byłby do tego zdolny. - chwilę postaliśmy tak w ciszy, napawając się otaczającą nas nocą, naszą obecnością, analizując wszystkie wydarzenia dzisiejszego wieczoru, który moim zdaniem był po prostu idealny. Odepchnąłem się nogą i podszedłem do Tash. Jedną ręką odgarnąłem za ucho jej włosy. Pochyliłem się tuż do niego, by być jak tylko najbliżej się da. Szepcząc 'One in a milion, my lucky strike', moje wargi muskały delikatny płatek jej ucha. Przymknąłem oczy i biorąc głęboki oddech, odszedłem parę kroków w tył.
- To była jedna z najlepszych randek w moim życiu. - powiedziałem głośno, żeby szanowny jegomość w oknie nie musiał się jeszcze domyślać, posyłając dziewczynie na pożegnanie najcieplejszy uśmiech, na jaki tylko było mnie stać.

Natasha?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz