16 cze 2018

Od Ezequiela do Aurayi

   Wiedziałem jak to jest stracić ojca. Nie miałem jednak pojęcia jak to jest, kiedy to się dzieje na własnych oczach, nie mogąc nic na to poradzić. Umiera się zapewne z bezsilności, ta niemoc potem prześladuje w snach, też w życiu na jawie. Nic tak nie niszczy duszy człowieka, jak beznadziejne patrzenie na czyjąś krzywdę, najbardziej kogoś bliskiego, która potem zostaje w sercu na zawsze. Wieczne obwinianie się za to, że było się za słabym. Popadanie w letarg przypominający śmierć za życia; nic już nie jest takie samo, jakim było przedtem. Traci się pierwotną radość z czegokolwiek, przestaje też odczuwać szczęście. Ta dziewczynka właśnie straciła więcej, niż swojego ukochanego tatę. Swoją niewinność. Świadomość istnienia wszechogarniającego zła w tym wieku rujnowała wszystkie urocze zabawy, stawało się całkowicie wyobcowanym pośród innych dzieci, pozbawionych bagażu psychicznego. W wieku nastoletnim zapewne będzie musiała po tym wszystkim uczęszczać do terapeuty czy psychologa, albo obydwu na raz. Jeżeli zabraknie jej w tym wszystkim siły, stoczy się na samo dno i jeżeli nie będzie nikogo na tyle dobrego do pomocy, to tak zostanie. Nie życzyłem czegoś takiego swoim najgorszym wrogom, w zasadzie nikt nie zasługuje na taki los. Z drugiej strony ten okropny test na odporność na ból może utworzyć kogoś znacznie potężniejszego, kogo z góry teraz nie doceniłem...
- Jak masz na imię? - podszedłem do młodziutkiej istotki stojącej w rogu pięknego, a zarazem mrocznego domu pełnego roślin. Na ich tle wydawała się idealna, jakby ktoś znając odcień jej tęczówek oraz kolor włosów z czystej miłości to wszystko pod nią dopasował...
- Christina. - szepnęła niemal niesłyszalnie melodyjnym głosikiem, który łamał się ze strachu oraz smutku, kiedy przed nią kucnąłem.
- Witaj, Christino. Nazywam się Ezequiel, ale lubię jak się na mnie woła Ed. Nie musisz do mnie mówić per "pan", zgoda?
   Młoda szybko pokiwała główką, rozglądając się dookoła, czy na pewno nikt się nam nie przygląda albo nie uśmiecha kpiąco. Za mną widziała zapewne tylko Aurayę, która obserwowała to w skupieniu i milczeniu. Policjanci pod dyktandem Blaira byli pochłonięci robotą. W otoczeniu tłumu, byliśmy całkiem sami. Dlatego kontynuowałem:
- Jest coś, co lubisz robić najbardziej? - zapytałem ostrożnie, wycierając wydobytą chusteczką spod połaci płaszcza łzy dziewczynki.
- Pomagać mamie przy gotowaniu... - siorbnęła głośno noskiem i przymknęła oczka. -...fotografować pracę taty i... I rysować.
- Jak byłem w twoim wieku, to też lubiłem pomagać mamie głównie po to, żeby móc mieć swobodny dostęp do słodyczy. - mała uśmiechnęła się słabo, zapewne odtwarzając w głowie podobne upodobania we swoich wspomnieniach. - A potem wyobraź sobie, że też robiłem to, co ty. Problem tkwi w tym, że byłem bardzo niegrzeczny po studiach... Nie to co ten komendant po mojej prawej! - nachyliłem się do niej konspiracyjnie, żeby powiedzieć: - Cały czas podlizywał się nauczycielkom, bo był kujonem, a po tym stał się komendantem policji.
- To, że jestem w pracy, nie znaczy, iż ciebie nie słyszę... Ed. - odburknął wezwany, przez co prawie doprowadził do tego, że Christina zachichotała. Prawie.
- Ale to niech zostanie między nami. - sam nie powstrzymałem się od uśmiechu. - Ci wredni panowie pewnie zdążyli ciebie przepytać od góry do dołu, prawda?
- Tak. - odpowiedziała równie słabo, co na początku. Wiedziałem po tym, że w nikłym stopniu sprawiło jej to przyjemność. Nikomu by raczej nie sprawiało...
- Mogłabyś dla mnie narysować kilka rzeczy, proszę? - poprosiłem przepełniony nadzieją na to, iż mimo wszystko uda mi się dotrzeć do tego dziecka poprzez jej aktualne hobby. Zrozumieć ją, a zarazem poznać.
- Chyba... - znowu nieśmiało podniosła wzrok na ludzi. -...tak, Ed.

***

- W życiu nie podejrzewałabym cię o umiejętność podejścia do dzieci. - następnego dnia Auraya siedziała naprzeciwko mnie w knajpie, spory kawał od centrum miasta. - Ani, że po tym wszystkim, czyli odwiezieniu jej do sierocińca, spokojnie będziesz jeść teraz cheesburgera z frytkami.
   Momentalnie wróciło mi wspomnienie spojrzenia wystraszonych, migdałowych oczu o intensywnym odcieniu szarości i okolonych krótkimi, ciemnymi włoskami o niezwykle pofalowanej konsystencji... Jeśli tak można powiedzieć o włosach, rzecz jasna. Pokręciłem głową, próbując odgonić ten obraz sprzed oczu.
- Szczerze, ja też nie. - przyznałem bez większych ogródek, rozglądając się niby obojętnie po wnętrzu. - Po prostu robię to, co jest konieczne, jeśli tak uznam... Albo będę potrafił.
   U Billy'ego tak właśnie było - niby wystrój szykowny, typowo amerykański, ale jak się potrafi, to nie trzeba na niczym skupiać uwagi... Najzwyczajniej delektując się mnogością kolorów w ciepłej gamie. Ściany były pomalowane na czerwono, a sam dość rozległy bar był wykonany z drewna brzozowego. Różnobarwne butelki lśniły w blasku porannego słońca, odbijając na sąsiedniej ścianie tęcze na obrazach, które głównie stanowiły dosłownie fotografie różnych miast Stanów Zjednoczonych. Lubiłem to miejsce nie tylko ze względu na jego klimat, ale przede wszystkim przez samego właściciela czy jego pracowników. Byli bardzo pomocni nie tylko podczas dobierania dla mnie bardziej skomplikowanych dań, ale przy dodaniu większej ilości alkoholu potrafili usłyszeć to i owo przy różnych ludziach... Stanowiąc dla mnie niejednokrotnie jako detektywa wsparcie przy śledztwach. To tu najczęściej mogłem również znaleźć mojego przyjaciela - Blaira, ale tym razem go nie zastałem na całe szczęście. Nie sądziłem, żeby Auraya tak samo zachowywałaby się w obecności wilkołaka, jak teraz. Dodatkowo nadal było to miejsce zamknięte (ale dla nas otwarte, Billy był w kuchni rozładowując dostawę produktów).
   Jej odpowiedź polegała tylko na pokręceniu głową z dezaprobatą w milczeniu, zatem wyjąłem plik kartek z torby... Tak, były to rysunki Christiny, które pokazałem anielicy z lekkim uśmiechem. Kobieta z wyraźnym zaskoczeniem oglądała kucyki, kwiatki, domki i narysowaną nawet rodzinę ręką małej dziewczynki.
- Ona naprawdę to dla ciebie zrobiła. - sama sobie nie dowierzała w to, co właśnie widziała.
- Tak, ale najbardziej niepokoi mnie ten... - wysunąłem spod spodu stosiku maleńką karteczkę z zamazanym rysunkiem wysokiego mężczyzny w ocienionym pomieszczeniu. Znaczy, jedynie to przypominało mężczyznę, ale można się było domyślić po kolorystyce i kształcie. Na plecach miał pewien symbol, który zapadł Christinie w pamięci. - ...przypomina ci to coś?
- Symbol. Taki, jaki naszywa się na skórzanych kurtkach kapeli rockowych czy metalowych... Mój brat nawet ma taką jedną, ale nie nosi jej od dawna. - oparła się łokciem o blat stolika, a po tym wsparła dłonią o policzek. - To może być wszystko, Ed.
- Niekoniecznie... - wyjąłem z kieszeni telefon, na którym włączyłem Internet, aby pokazać mojej współpracowniczce pewne logo gangu motocyklowego.
   Auraya zakryła usta z wyraźnym zrozumieniem na twarzy: wszystkie fakty zostały przez nią połączone w dość sensowną całość.
- Potrzebuje twojego wsparcia z powietrza. Mam na myśli: skrzydeł. Będą po jakimś czasie spodziewać się inspekcji przez policję, prędzej czy później Blair zacząłby wskazywać palcem najbardziej podejrzane zgrupowania na ślepo, a oni do takich należą. Narkotyki. Czarny rynek. Chyba nie muszę wymieniać dalej, są po prostu na tej liście w pierwszej piątce.
- Na czym dokładnie miałoby to polegać?
- Potrzebuję, żebyś nieregularnie odwiedzała ich siedzibę, oglądając członków. Nie mam zamiaru zdradzić się zbyt szybko, to wypłoszy mordercę i wtedy nam przepadnie. Wolę, żeby myśleli, że nadal szukamy po omacku... By czuł się względnie bezpieczny.
   Przygryzła wargę, rozumiejąc mój tok rozumowania.
- Jeden będzie jeździł do ukrytej gdzieś kobiety, czyli matki Christiny. Chcesz, żebym go wytropiła w jak najkrótszym czasie, będąc zupełnie niezauważona... Z tym, że mogą być ich dziesiątki. Setki podejrzanych, napakowanych, wyglądających podobnie facetów.
   Wiedziałem, iż to nie będzie proste zadanie ani dla mnie, ani dla niej... Ale nie miałem zupełnie innego pomysłu. Zazwyczaj zawsze zostawał jakiś trop, po którym Blair odnajdywał sprawcę niczym wiedziony po sznurku, rzadko potrzebował mojej dedukcji. Tym razem jednak wszystko zostało przygotowane tak, jakby ktoś wiedział o metodach komendanta policji w San Lizele... I wykorzystał je przeciwko niemu, będąc nawet tej samej rasy.
- Szukaj nasion jakiegokolwiek drzewa u nich, to powinno cię naprowadzić do matki Christiny. Oprócz tego przed samą akcją załatwiłem dla ciebie u Myrtice odpowiednie eliksiry wzmacniające w połączeniu z faktem, że literalnie będziesz stawać się niewyczuwalna oraz niewidzialna... Nawet dla nadnaturalnych.
   Brunetka spojrzała na mnie w zastanowieniu, ale wiedziałem, że nie wyrazi żadnych obiekcji. To było ekstremalnie niebezpieczne, lecz konieczne do wypełnienia misji. Oboje byliśmy przygotowani na poświęcenia, zwłaszcza, iż w jakiś sposób ta sprawa przypominała obojgu z nas o czymś z przeszłości. Owszem, jeżeli chodziło o Aurayę, to mogłem równie dobrze strzelać w ciemno, ale nie zapomniałbym tak łatwo o tym, jak mi się przyznała podczas czyszczenia Miracle do walk. Była szkolona na zabójczynię, więc podejrzewałem albo areny, albo agencję specjalną... Nadal nie byłem pewien, biorąc pod uwagę jej styl walki, musiałbym go znacznie częściej oglądać... W ogóle ją w sytuacjach ekstremalnych. Były znaczące różnice pomiędzy agentką, a wojowniczką podczas takich "bitew". To stąd przy okazji brała się ta cała troska jej brata - nie chciał, aby przeszłość przesłoniła jej teraźniejszość i nadal bał się o nią pomimo całej tej siły psychicznej, jaka w niej drzemała. Nie wyglądała na taką, która by się rozpadała pod wpływem tego wszystkiego, wręcz przeciwnie. Radziła sobie lepiej, niż tak naprawdę się tego po niej po pierwszym spotkaniu spodziewałem.
- A ty gdzie przez ten cały czas będziesz?
   Chciałem móc w tamtych chwilach w przyszłości być przy Coleen, ale wiedziałem, jak wielce byłoby względem mojej współpracowniczki niesprawiedliwe. Poza tym, za nic nie zostawiłbym jej samej na żadnej misji, choćbym kochał czy nienawidził nad życie kogokolwiek. Życie jeźdźca bez głowy w roli detektywa policyjnego na coś w stylu pół etatu, jednocześnie pracującego w prosektorium, nie było usłane różami.
- W pobliżu, gdybyś potrzebowała wsparcia. - odpowiedziałem jej bez namysłu, stawiając dwie butelki obok rysunków. Przypominały zakorkowane naczynia podczas lekcji chemii, z których jedno posiadało fluorescencyjną, różową zawartość, a druga w takim samym odcieniu była niebieska.
   W tamtej chwili obiecałem sobie, że będę sam badać ciało w poszukiwaniu kolejnych poszlak biologicznych, a nawet kilkukrotnie samodzielnie zwiedzę miejsce zbrodni. Nie chciało mi się wierzyć, że za pierwszym razem niczego nie przeoczyłem; musiało w tym wszystkim być coś jeszcze. Ostatni element układanki, który nie wpadł mi od razu na swoje miejsce uwierał i sprawiał, że przez cały czas byłem spięty. Tamten prawdopodobny wilkołak, wierząc po samych śladach, nie mógł być w tym tak samo dobry jak ja.

Auraya? 
Przepraszam, że tak późno i też musiałaś długo czekać ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz