15 cze 2018

Od Eliasa do Coleen

— Zawsze uważałam, że dość wyraźnie słychać, iż pochodzę z Francji — Nawet fakt, że kobieta odpowiedziała na moje pytanie, nie sprawił, że przestałem się na nią patrzeć. Cóż mogę powiedzieć? Była interesująca. I to bardzo. Tylko z jakiego powodu?
— Ale jeśli nie było to dla ciebie proste zadanie to znaczy, że zaczynam poddawać się wpływowi brytyjskiemu. Nie żebym miała coś przeciwko, to bardzo ładny akcent i przyjemnie się go słucha. A ty? Gdzie się urodziłeś?
—  Urodziłem się... — zamknąłem oczy na dłuższą chwilę. I to była najgorsza rzecz, jaką mogłem w tej chwili zrobić.

Huk, który rozległ się na parterze, sprawił, że figurka plastikowego żołnierza, z dumą prezentującego swój gotowy do oddania strzału, zadrżała na półce. Niby nic takiego, w końcu obiekty często drżały na meblach, kiedy za oknami stosunkowo niewielkiego domu przejeżdżały towarowe pociągi. Jednak dla Eliasa to był znak. Nerwowym ruchem zebrał wszystkie karty z gwiazdami amerykańskiego footballu, leżące na łóżku, do metalowego pojemnika i podważył luźną deskę w podłodze, zręcznie zakrywaną przez dywan. Nie miał zbyt wiele czasu, więc musiał się spieszyć. Bo gdyby ojciec przyłapał go na tym, że nie uczy się, miałby jeszcze większe problemy.
— Elias, chodź tutaj! — Z dołu dobiegł krzyk mężczyzny, w którym dało się usłyszeć zarówno zmęczenie jak i złość. Russell wepchnął skrzynkę w wolną przestrzeń pod podłogą i szybko zasłonił skrytkę. Rychło w czas, pomyślał, gdy na starych schodach rozległy się ciężkie kroki. Po chwili drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie, a barczysty ojciec stanął w progu.
Chłopiec dawniej uważał, że mężczyzna pracuje zbyt dużo. W końcu, wychodził z samego rana, aby wrócić późnym wieczorem, rozsiąść się przed telewizorem ze zgrzewką taniego piwa i zatracić się w ulubionym serialu. Ale teraz? Teraz, kiedy ciałem Eliasa szarpał co chwilę ból obitych pleców po ostatnim napadzie wściekłości mężczyzny? Cieszył się jak głupi, że ma przynajmniej te kilka godzin spokoju od tego tyrana. Był jeden, jedyny plus tej całej sytuacji. Nauczył się ostrożnie dobierać słowa, aby sytuacji nie pogorszyć, a wręcz przeciwnie: poprawić i obrócić na własną korzyść.
— Czy ty jesteś głuchy czy głupi jak ta twoja matka? — Theo przebiegł spojrzeniem szaleńca czy raczej człowieka, dla którego sześć godzin bez alkoholu to o wiele za dużo po pomieszczeniu. Widząc coś, co tylko on zapewne mógł dojrzeć, podszedł do szafki. Elias wykorzystał chwilę, aby wstać, a następnie zaczął dokładnie obserwować ruchy ojca.
— Nie posprzątałeś dokładnie — powiedział krótko mężczyzna, chwytając wystający ze stosiku książek zeszyt i gwałtownie wyciągając go. Konstrukcja zachwiała się, po czym runęła na podłogę. Figurka żołnierza po raz kolejny zadrżała, lecz tym razem utrzymała się na swoim miejscu.
— Ale... Ja naprawdę... — Głoś utknął w gardle chłopca, a łzy zawirowały w oczach. Theo przeniósł wzrok na syna, zacisnął dłonie w pięści.
— Nie tłumacz się, bękarcie — warknął, po czym wymierzył pierwszy cios. Za nim poszły kolejne, spadające jak grad na krzyczące dziecko, które jedyne, co mogło zrobić, to ukryć twarz przed większością ataków — Wiedziałem, że matka musiała mnie zdradzić, nie wyglądasz nawet jak ja! Jesteś cholernym Hindusem, nie widzisz? To przez ciebie odeszła! Odeszła do tego ciapatego!
Żołnierz stał jeszcze chwilę, bronią celując w walczących. Kiedy jednak Theo przyparł Eliasa do ściany, upadł i stoczył się na podłogę, znikając pod poluzowaną deską.

— Urodziłem się w Stanach — Z trudem opanowałem drżenie głosu. To było po prostu zbyt wiele. Tamten etap życia powinienem zostać zamknięty, ukryty za ciężkimi, metalowymi drzwiami. Ale jednak wraca. Czy to znaczy, że nie można uciec przed przeszłością? — Potem przyjechałem tutaj. I tu chyba zostanę. Nawet jeśli ma co chwilę padać — Wskazałem podbródkiem na szare niebo, chcąc zmienić nieco temat rozmowy.

Coleen?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz