Spojrzałem na El z powagą. Miałem ją oszukać, po raz kolejny? Zasłużyła na prawdę. Odwróciłem twarz, by nie mogła patrzeć mi w oczy.
- Nie zastanawiałaś się nigdy, dlaczego tyle czasu spędzam u ciebie? Dlaczego nigdy nie byłaś u mnie w domu, dlaczego z całej mojej rodziny znasz tylko moją siostrę?
Dziewczyna spojrzała na mnie uważnie.
- Mówiłeś, że twoi rodzice źle reagują na obcych w domu.
Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Bo tak jest. Ale to nie cała prawda i bardzo przepraszam, że cię okłamałem, Ellie. Moja rodzina... Trudno ją nazwać rodziną. Ojciec pije, matka idzie w jego ślady. Kiedy piją, biją, kiedy trzeźwieją, również. Wystarczy chwila nieuwagi, zbity talerz, za głośne chodzenie czy nawet krzywe spojrzenie. Dostałem wiele razy, moi bracia także. Sammie też. Staram się ją chronić, ale mi nie wychodzi. Bracia często korzystają z okazji i donoszą, żeby móc się później na kim wyładować. Dziś dostałem od ojca, nawrzeszczałem na niego, bo uderzył Sam na moich oczach. Bill trzymał, a ojciec bił. To moja codzienność, ale nie chcę twojej litości, El.
Zapadło milczenie. Nie miałem odwagi spojrzeć na Ellie. Nie po tym, co powiedziałem. Przyznanie się do prawdy bolało samo w sobie.
Ellen nagle przysunęła się bliżej i przytuliła do mnie. Wpatrywałem się w nią zaskoczony.
- Pomoc to nie litość. Mogłeś powiedzieć mi wcześniej - powiedziała, unosząc głowę, by na mnie spojrzeć.
- Nie chciałem cię martwić. Jakoś sobie radziłem.
Trwaliśmy tak chwilę, przytuleni. Cieszyłem się ciepłem jej ciała. Była jedną z niewielu naprawdę dobrych stron mojego życia.
- Nie, że tego nie lubię, Ellie, ale twoi rodzice mogą sobie coś pomyśleć, jeśli nas tak zobaczą.
Dziewczyna prychnęła, odsuwając się jednak.
- I tak dopowiadają sobie własne historie. Nie widziałeś ich wzroku?
Przewróciłem oczami.
- Nie sądzę, bym był najlepszym kandydatem dla ciebie, El. Ale pamiętaj, że jakbyś chciała, to ja mam doświadczenie, a pierwszy raz to naprawdę ważna rzecz. Mój był okropny.
Spojrzała na mnie z irytacją w oczach.
- Jakoś nie widać, by cię to zraziło. I już za późno, Romeo.
Przypatrzyłem jej się, oburzony.
- Czyli mówisz, że komu mam skuć ryj?!
Roześmiała się.
- Nikomu, idioto. Żartowałam. Poza tym, sądzisz, że dałabym byle komu, niczym twoje panny?
- Są różne metody, dzieciaku. I różni ludzie, którzy lubią brać, to co chcą.
- Mówisz jak staruszek, Rien. Przestań się wymądrzać.
Westchnąłem, teatralnie.
- Mówię tylko, że chcę, byś na siebie uważała.
Queen zeskoczyła z łóżka i przyszła do nas, wpychając się na moje kolana. Podstawiła grzbiet do głaskania, machając swoim ogonem przed moją twarzą.
El Diablo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz