5 paź 2016

Od Adriena do Ellen

Jej słowa zabolały, rozdrapały stare rany. Nie umiałem chronić. Ojciec nadal krzywdził Sammy. Uniosłem się i wstałem, nim zdążyła zaprotestować. Podszedłem do niej nieco chwiejnym krokiem. Ból wyostrzał moje zmysły.
- Może nie. Może nie powstrzymam całego zła, Ellie. Na pewno mi się nie uda. Jeśli nie chcesz, bym dalej był obok ciebie wystarczy powiedzieć. Naprawdę. Nie będę ci się narzucał. I nie przerywaj mi.
Dziewczyna patrzyła na mnie z niepokojem w oczach. Rozdrażnienie, ból, adrenalina, która jeszcze nie do końca opadła po walce sprawiała, że zwierzę wewnątrz mnie uzewnętrzniało się. Wiedziałem, jak teraz wyglądam. Oczy znów lśniły złotem.
- Nie znasz mojego świata, El. Ja wiem, co tutaj może się stać kobiecie. Widziałem, co robiono dziewczynom, które znałem. Widziałem, jak krzywdzono Petrę. Krzywdzono mnie. Podniosłem się tylko dlatego, że mam kogo chronić. Nie jestem w stanie funkcjonować normalnie. Niemal codziennie ryzykuję swoim życiem, bo urodziłem się kotołakiem. Nie chcę, byś żyła z takim brzemieniem.
Odsunąłem się od niej, nagle zmęczony.
- Jeśli chcesz wyjść, to wyjdź. Jeśli uważasz, że powinienem cię zostawić, powiedz mi to. Zamknij drzwi, jeśli będziesz wychodzić.
Odwróciłem się, kilkoma długimi krokami przemierzając przestrzeń dzielącą mnie od drzwi sypialni. Zatrzasnąłem je za sobą. Usiadłem na podłodze, biorąc w ręce gitarę. Queen przyplątała się nie wiadomo skąd i zasnęła na moich kolanach. Milczałem, z wahaniem trącając struny. Grałem cicho, kołysankę, którą kiedyś grałem także dla Samanthy.

Ellie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz