5 paź 2016

Od Ellen do Adriena

Nerwowym ruchem odgarnęłam niesforny kosmyk włosów z czoła i wsadziłam go sobie za ucho. Od niemal dwóch godzin czułam na sobie wzrok młodego mężczyzny, a tylko pół minuty zajęło mi stwierdzenie faktu, że jest łowcą. Nie miałam jednak do kogo się zwrócić. W kawiarni oprócz mnie była tylko Juliette, ale ona przed chwilą wyszła do apteki po lekarstwa dla Bobby, która dostała niedawno zapalenia płuc. Jake od kilku dni zmagał się z grypą, a Niall był u matki w szpitalu. Tylko ja jakoś się trzymałam. Z trudem dotrwałam do czternastej i, gdy tylko zegar pokazał odpowiednią godzinę, niemal wybiegłam z Coffe. Nie chcąc na razie wracać do domu, zdecydowałam się odwiedzić znajomego kotołaka, mając nadzieję na zastanie go.
- Co do...- obróciłam się, gdy ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął do tyłu.W ostatniej chwili uniknęłam ostrza sztyletu i wyswobodziłam się z objęć napastnika. Rzuciłam szybkie zaklęcie unieruchamiające, które zadziałało w chwili, gdy facet rzucił się w moją stronę po raz kolejny. Nie tracąc czasu na wahanie pognałam na złamanie karku przed siebie, starając się wybrać jak najmniej oczywistą drogę. Drzwi otworzyła mi Petra, która wyglądała ewidentnie na wyczerpaną.
- Jak dobrze, że jesteś. Mogłabyś z nim posiedzieć? Jest ranny, a ja muszę się wreszcie przespać. To będzie trzecia doba bez snu. Mogłabyś? - poprosiła błagalnie, na co kiwnęłam głową na zgodę. Widziałam, że jedzie na rezerwach energii. W chwili w której weszłam do pokoju Adrien odchylił głowę do tyłu.
- Nie musisz tu być, dam sobie radę sam - oznajmił, na co prychnęłam dając upust frustracji. Kurtkę rzuciłam na fotel, to samo robiąc z torebką.
- Mógłbyś choć raz się przymknąć? - rzuciłam oschle w jego stronę i po chwili podeszłam do chłopaka. Przez moją twarz przebiegł grymas, gdy odsunęłam namoczoną w krwi szmatę. Czym prędzej zastąpiłam ją inną, czystą, a szkarłatna znalazła swoje miejsce w kranie, gdzie została dokładnie wypłukana. Z czasem krwawienie ustało, z maleńką pomocą czarów. Nie mogłam używać zbyt dużej ilości magii leczniczej na innych nadnaturalnych istotach, gdyż mogło ich to kosztować życie. Oparłam dłonie o parapet, niespokojnie wyglądając za okno. - Musicie bardziej uważać. W mieście są łowcy, mnożą się jak króliki. Bardzo niebezpieczne króliki - mój wzrok mimowolnie powędrował na moje przedramię, na którym widniała znacznych rozmiarów szrama.
- Dzięki za ostrzeżenie - odpowiedział. - Umiem sobie poradzić.
- Ja też, a mimo to grozisz moim znajomym - fuknęłam, odwracając się w jego stronę. - Nie jestem już przestraszoną, czternastolatką, którą poznałeś, Rien! Mam siedemnaście lat i potrafię się obronić. Nie możesz mnie chronić bez końca, nie powstrzymasz całego zła, które jest dookoła nas. 

Rien?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz