Żałosny typ. Zmrużyłam oczy i wrogo na niego spojrzałam, po
czym zaczęłam biec w stronę, gdzie uciekła dziewczyna. Startując uderzyłam o jego bark. Ten nie zareagował. Oczywiście chciałam ją spytać, co jej zrobił i
ewentualnie pomóc. Nie obchodził mnie tamten człowiek- o ile można go tak
nazwać. Stanęłam i odwróciłam się w stronę chłopaka, kiedy miałam skręcać za klub.
Ten delikatnie przekręcił głową i swoimi czarnymi oczami lekko mnie dostrzegł. Przez
chwilę utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy, ale potem zerwałam go i wróciłam do
biegu, nieumyślnie machając przy tym włosami. Na pierwszej ulicy nie mogłam jej
dostrzec. Na skrzyżowaniu przekręciłam głową i ukradkiem zauważyłam, jak skręca
na końcu innej. Przyspieszyłam, a na zakrętach lekko zwalniałam, aby zobaczyć, gdzie
się kieruje. Była wyjątkowo szybka. Po
około 3 minutach biegu złapałam ją za ramię przy osiedlowym butiku.
- Hey, nic Ci nie jest? – zatrzymała się, po czym powoli
odwróciła.
- Idź stąd. Idź! – wyszarpnęła się.
- Posłuchaj...
- Nie będę! Idź stąd, bo inaczej zdechniesz! – przerwała,
wydzierając się na całe osiedle.
- O co Ci chodzi? – spytałam, lecz po chwili usłyszałam
trzask drzwi. Parę domów dalej, zza
płotu wyłonił się nieco stary mężczyzna.
- Melanie! – krzyknął niskim tonem.
- Mówiłam… Uciekaj. – wyszeptała.
- Kto to jest?! – byłam zdezorientowana. Nieco otyły facet o
siwych włosach zaczął podchodzić, a ja czułam się coraz bardziej
niebezpiecznie. Jego zły wyraz twarzy dawał znaki.
- Melanie! Odsuń się! – włożył rękę do kieszeni, po czym
wyjął z niej pistolet. Dziewczyna stanęła za nim i zaczęła się przyglądać – Kim
jesteś!?
- Um… - podszedł bliżej i przyłożył mi spust do czoła.
- Gadaj! – zaczęłam podnosić ręce na znak bezbronności,
która była swego rodzajem kłamstwem. Jego czoło coraz bardziej się marszczyło, a zarost i obrzydliwe spojrzenie przyprawiały mnie o mdłości. – Gadaj! –
czekałam, aż coś powie, aby się
zdezorientował. Wykorzystałam to i jak na szybciej mogłam szarpnęłam dłońmi,
jak najniżej. Broń wypadła mu z rąk, a ja w tym czasie kopnęłam go kolanem w
krocze. Odsunęłam się, żeby lepiej zobaczyć sytuację. W tej samej chwili
usłyszałam ogromny huk, a moment potem już leżał. Ktoś strzelił do niego
dokładnie przez skronie. Dziewczyna upadła na kolana i zaczęła nad nim płakać oraz wrzeszczeć. Skierowałam wzrok w prawo. Po drugiej stronie ulicy stał ten sam
typ, który był za klubem. Po wykonanym strzale zmienił kierunek na głowę
dziewczyny. Już miałam do niego krzyknąć, ale mnie wyprzedził i strzelił w nią.
Upadła na pierś mężczyzny i zaczęła się wykrwawiać. Nastała ogromna cisza. Chłopak
za to schował broń oraz zaczął do mnie podchodzić.
- Wynośmy się stąd. Jeszcze ktoś nas przyłapie. – złapał mnie
za łokieć i szybkim chodem zaczął kierować w drugą stronę. Chwile potem już
sama za nim podążałam, ciągle odwracając się i patrząc na już martwe osoby. Na
następnym zakręcie zatrzymałam się.
- Poczekaj. – odwrócił się.
- Hm?
- Dlaczego to zrobiłeś? I w ogóle skąd się tu wziąłeś?!
- Załóżmy, że przechodziłem niedaleko. A to byli łowcy. Albo
my, albo oni. Mogłem równie dobrze przejść obojętnie obok tego zdarzenia i
zostawić Cię na śmierć. – łowcy? Nie miałam pojęcia… Nie wyczułam, a powinnam.
Ale ta dziewczyna… Szkoda mi jej.
- Nie mogłeś chociaż jej zostawić…?
- Przyszłego łowcę, o ile nie aktualnego? Nie ma mowy. Nie bawię się w samobójcę. – to, co
mówił miało sens, ale tego nie przyznałam. – Dobra. Chodź, bo zaraz psy się
zejdą i będą kłopoty.
Nie wiedziałam dlaczego, ale podążałam za nim dobre parę
alejek dalej w całkowitej ciszy. Nawet nie spytałam, gdzie mnie prowadzi. Po
pewnym czasie otworzył drzwi od kawiarni i powiedział:
- Wchodź, tu nas nie znajdą. Przynajmniej nie na razie.
Nieraz to sprawdzałem, akurat trzymają się daleko z tego miejsca.
- No dobrze. – weszłam, a on tuż za mną. Drzwi się same
zamknęły. Lokal wyglądał, jak typowa lokalna kawiarnia. Beżowe ściany, białe,
skórzane fotele, barek… Usiedliśmy przy stoliku z ciemnego drewna, z dala od okna.
- No to co? Może mi się w końcu przedstawisz? Moje imię już
znasz. – powiedział wyraźnie zaciekawiony.
- Jasne… Cassie.
Damien?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz