28 paź 2016

Od Cassie do Damiena

Żałosny typ. Zmrużyłam oczy i wrogo na niego spojrzałam, po czym zaczęłam biec w stronę, gdzie uciekła dziewczyna. Startując uderzyłam o jego bark. Ten nie zareagował. Oczywiście chciałam ją spytać, co jej zrobił i ewentualnie pomóc. Nie obchodził mnie tamten człowiek- o ile można go tak nazwać. Stanęłam i odwróciłam się w stronę chłopaka, kiedy miałam skręcać za klub. Ten delikatnie przekręcił głową i swoimi czarnymi oczami lekko mnie dostrzegł. Przez chwilę utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy, ale potem zerwałam go i wróciłam do biegu, nieumyślnie machając przy tym włosami. Na pierwszej ulicy nie mogłam jej dostrzec. Na skrzyżowaniu przekręciłam głową i ukradkiem zauważyłam, jak skręca na końcu innej. Przyspieszyłam, a na zakrętach lekko zwalniałam, aby zobaczyć, gdzie się kieruje.  Była wyjątkowo szybka. Po około 3 minutach biegu złapałam ją za ramię przy osiedlowym butiku.
- Hey, nic Ci nie jest? – zatrzymała się, po czym powoli odwróciła.
- Idź stąd. Idź! – wyszarpnęła się.
- Posłuchaj...
- Nie będę! Idź stąd, bo inaczej zdechniesz! – przerwała, wydzierając się na całe osiedle.
- O co Ci chodzi? – spytałam, lecz po chwili usłyszałam trzask drzwi.  Parę domów dalej, zza płotu wyłonił się nieco stary mężczyzna.
- Melanie! – krzyknął niskim tonem.
- Mówiłam… Uciekaj. – wyszeptała.
- Kto to jest?! – byłam zdezorientowana. Nieco otyły facet o siwych włosach zaczął podchodzić, a ja czułam się coraz bardziej niebezpiecznie. Jego zły wyraz twarzy dawał  znaki.
- Melanie! Odsuń się! – włożył rękę do kieszeni, po czym wyjął z niej pistolet. Dziewczyna stanęła za nim i zaczęła się przyglądać – Kim jesteś!?
- Um… - podszedł bliżej i przyłożył mi spust do czoła. 
- Gadaj! – zaczęłam podnosić ręce na znak bezbronności, która była swego rodzajem kłamstwem. Jego czoło coraz bardziej się marszczyło, a zarost i obrzydliwe spojrzenie przyprawiały mnie o mdłości. – Gadaj! – czekałam, aż  coś powie, aby się zdezorientował. Wykorzystałam to i jak na szybciej mogłam szarpnęłam dłońmi, jak najniżej. Broń wypadła mu z rąk, a ja w tym czasie kopnęłam go kolanem w krocze. Odsunęłam się, żeby lepiej zobaczyć sytuację. W tej samej chwili usłyszałam ogromny huk, a moment potem już leżał. Ktoś strzelił do niego dokładnie przez skronie. Dziewczyna upadła na kolana i zaczęła nad nim płakać oraz wrzeszczeć. Skierowałam wzrok w prawo. Po drugiej stronie ulicy stał ten sam typ, który był za klubem. Po wykonanym strzale zmienił kierunek na głowę dziewczyny. Już miałam do niego krzyknąć, ale mnie wyprzedził i strzelił w nią. Upadła na pierś mężczyzny i zaczęła się wykrwawiać. Nastała ogromna cisza. Chłopak za to schował broń oraz zaczął do mnie podchodzić.
- Wynośmy się stąd. Jeszcze ktoś nas przyłapie. – złapał mnie za łokieć i szybkim chodem zaczął kierować w drugą stronę. Chwile potem już sama za nim podążałam, ciągle odwracając się i patrząc na już martwe osoby. Na następnym zakręcie zatrzymałam się.
- Poczekaj. – odwrócił się.
- Hm?
- Dlaczego to zrobiłeś? I w ogóle skąd się tu wziąłeś?!
- Załóżmy, że przechodziłem niedaleko. A to byli łowcy. Albo my, albo oni. Mogłem równie dobrze przejść obojętnie obok tego zdarzenia i zostawić Cię na śmierć. – łowcy? Nie miałam pojęcia… Nie wyczułam, a powinnam. Ale ta dziewczyna… Szkoda mi jej.
- Nie mogłeś chociaż jej zostawić…?
- Przyszłego łowcę, o ile nie aktualnego?  Nie ma mowy. Nie bawię się w samobójcę. – to, co mówił miało sens, ale tego nie przyznałam. – Dobra. Chodź, bo zaraz psy się zejdą i będą kłopoty.
Nie wiedziałam dlaczego, ale podążałam za nim dobre parę alejek dalej w całkowitej ciszy. Nawet nie spytałam, gdzie mnie prowadzi. Po pewnym czasie otworzył drzwi od kawiarni i powiedział:
- Wchodź, tu nas nie znajdą. Przynajmniej nie na razie. Nieraz to sprawdzałem, akurat trzymają się daleko z tego miejsca.
- No dobrze. – weszłam, a on tuż za mną. Drzwi się same zamknęły. Lokal wyglądał, jak typowa lokalna kawiarnia. Beżowe ściany, białe, skórzane fotele, barek… Usiedliśmy przy stoliku z ciemnego drewna,  z dala od okna.
- No to co? Może mi się w końcu przedstawisz? Moje imię już znasz. – powiedział wyraźnie zaciekawiony.
- Jasne… Cassie.



Damien? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz