Wyjęłam
moją komórkę i delikatnie szurnęłam palcem po dotykowym ekranie w celu
zadzwonienia do mojej koleżanki, która obecnie mieszka w Londynie. Usiadłam na
łóżku i telefonem odgarnęłam włosy, w celu przystawienia go do ucha. Przez
ciało przeszły mnie dreszcze. Pewnie dlatego, że nad moim łóżkiem znajdowało
się otwarte, wąskie okno na szerokość miejsca spania. Lubię zimno. Nie wiem,
dlaczego- po prostu lubię.
Jeden
sygnał, drugi sygnał. . .
-
Cass? – od razu się lekko zerwałam na głos dziewczyny.
- Brit?
-
Cześć! Dlaczego tak dawno nie dzwoniłaś?
-
Wybacz, rozglądałam się po mieście.
-
Całe dwa dni?!
- To
było długie rozglądanie.
-
Mhmm. – mruknęła- A fajnie chociaż?
-
Jasne, jak na razie mi się podoba. – stwierdziłam. - Może przyjedziesz do mnie
w weekend?
- W
ten nie mam czasu. Wraz z matką jedziemy na wieś, żeby zrobić sobie „rodzinny
wyjazd”.
-
Ach, rozumiem...- mój entuzjazm nieco spadł.
-
Opowiadaj, co u Ciebie. Poznałaś już kogoś?
-
Szczerze? Tylko jakąś starą panią ze sklepu.
-
Szalejesz.
- Oj,
wiem. A co u Ciebie?
- W
porządku, jutro mam sprawdzian z fizyki. Muszę wykuć te teorię.- westchnęła- A
nie to, co Ty. Nie mam całych dni wolnych!
- Nie
przesadzaj. - Wstałam z łóżka i podeszłam do okna, po czym go zamknęłam.
- Co Ty
tam robisz? – spytała nieco zdziwiona.
-
Wychodzę. – odparłam.
-
Będziesz się tak szlajać w nocy po okolicy?
- A
czemu nie?
- A
jak Cię jakiś pedofil porwie i rozczłonkuje?
- Za
dużo horrorów się naoglądałaś.
- Nie
tylko! Kryminały również!
- Jak
mogłam zapomnieć!? – podeszłam do drzwi i je otworzyłam, po czym wyszłam.
Oczywiście później je zamknęłam.
-
Zaraz sąsiadów obudzisz, jak będziesz tak hałasować. – stwierdziła, kiedy
zatrzaskiwałam drzwi od pokoju.
- Nie
znam sąsiadów – zaczęłam schodzić po schodach. Castiel spokojnie leżała na
białej, skórzanej kanapie w salonie. Wzięłam z przedsionka niskie, czarne
glany, po czym przysiadłam się do kotki. Podskoczyła i odsunęła się kawałek,
aby zrobić mi miejsce.
- Źle
się to skończy, nie idź. – radziła, lecz jej nie słuchałam. Właśnie zakładałam
prawy but na stopę, podtrzymując telefon
ramieniem.
- Nie
martw się o mnie. Nic mi nie będzie. – zaciągnęłam pierwszy, po czym wzięłam
się za drugi.
-
Zawsze tak mówisz! Potem się kończy, jak kończy. – Kiedy skończyłam zakładać
buty, pogłaskałam zwierzaka po plecach, po czym podeszłam ponownie do
przedsionka i wzięłam czarną, skórzaną kurtkę.
-
Widzisz? To przeznaczenie. – ubrałam ją i otworzyłam drzwi. Od razu poczułam
zimno. Chłodny wiaterek dawał przyjemne uczucie.
- Ale
Ty jesteś uparta... – mruknęła. Odpowiedziałam śmiechem. Wyjęłam klucze z
kieszeni i zaczęłam doszukiwać się tego od zamka w drzwiach wejściowych. Po
dwóch nieudanych próbach w końcu się udało. – Halo? Słyszysz mnie?
-
Jasne, kluczę mnie nie lubią, dlatego zaczęłam być cicho. – Podeszłam do furtki
i ją otworzyłam.
-
Kluczę Cie nie lubią? Jaka nowość. Przecież zawsze Ci gdzieś giną. Może po
prostu uciekają? – skierowałam się w prawą stronę nie zamykając jej. Nie było
widać nic u sąsiadów. Wszędzie żywopłoty.
- Ja?
Przecież jestem odpowiedzialną osobą, która zawsze wszystkiego pilnuje. –
zaśmiała się.
- Ta,
a mój ojciec pracuje w NASA. – również się zaśmiałam. - Wiesz, muszę już
kończyć. Nauka wzywa...
-
Rozumiem.
-
Okay, to papa.
-
Cześć. – wzięłam telefon, aby się rozłączyć, lecz zrobiła to pierwsza.
Westchnęłam, a po chwili wyłączyłam komórkę i schowałam do tylnej kieszeni
spodni. Kierowałam się w stronę sklepu. Dziwne uczucie otaczało to miejsce.
Jakbym była tu bezpieczna, ale również narażona na bezpieczeństwo. Bez ładu i
składu. Nie da się tego wytłumaczyć. Lekko zachmurzone niebo przysłaniało
księżyc w nowiu, a zimny wiatr delikatnie rozwiewał moje włosy.
~*~
Zamknęłam
po sobie drzwi, po czym otyła kasjerka podeszła do nich i przekręciła tabliczkę
z „OPEN” na „CLOSE”. Miała nieprzyjemny wzrok, a dookoła niego liczne pryszcze
i zmarszczki. Dziwni te osoby tutaj. Kupiłam zapałki, ponieważ brakowało mi w
ich domu, a zawsze mogą się przydać. Zaczęłam zawracać, gdy nagle poczułam
dziwne uczucie, które przeszło przez moje ciało . Odwróciłam się i skierowałam wzrok
na koniec uliczki. Właśnie ktoś skręcał z drogi, którą szłam. Nie
widziałam tego kogoś wcześniej. Zdążyłam zauważyć, że z tylnej kieszeni wypadł
mu telefon na chodnik. Podeszłam do przedmiotu przechodząc przy okazji obok
paru domów, po czym kucnęłam i go podniosłam. Wyprostowałam się i przekręciłam
głową, aby zobaczyć, gdzie jest. Spojrzałam na komórkę, a po chwili zaczęłam
iść śladem, którym szła osoba.
Ktokolwiek?
Ktokolwiek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz