12 paź 2016

Od Ellen do Adriena

- Możesz iść, mnie tu dobrze - odsunęłam się od chłopaka, ta ławka była zdecydowanie za mała dla nas dwojga. Wbiłam wzrok w swoje trampki, umyślnie zakrywając twarz włosami.
- Ellen...
- Co? - zapytałam chłodniej niż chciałam. Złość i żal buzowały w moich żyłam tworząc dość niebezpieczną mieszankę. Dlaczego wtrącał się w moje życie? Niech się zajmie swoim! Kopnęłam leżący obok mojej stopy kamyk, demonstracyjnie prychając. - Daj mi spokój Adrien! Wyszłam na zewnątrz, bo duszę się miedzy tymi przeklętymi czterema ścianami, rozumiesz?! A tutaj jestem tak samo bezpieczna jak wszędzie! Niezależnie czy siedzę w domu czy w centrum handlowym, i tak mnie znajdą! A ja nie chcę cię narażać, jesteś dla mnie zbyt ważny! Ty, pieprzony głupek i uparty jak osioł idiota! - szybkim ruchem wytarłam łzy, mocząc cały rękaw bluzy. Nim zdążyłam chociaż otworzyć usta, kotołak objął mnie ramionami, nie pozwalając nawet na najmniejszy ruch.
- El, uspokój się - odparł cicho, tuląc mnie do siebie. Na nic zdało się moje szarpanie, on był silniejszy. W końcu przywarłam do niego, kolejny raz w ciągu tych dwóch dni.
- Nie dam rady Rien - załkałam rozpaczliwie. - Zniszczyłam siostrze życie. To przeze mnie nie może mieć normalnego dzieciństwa wśród rodziców. Ciotka w końcu zmięknie i, gdy Bobby podrośnie opowie jej całą historię, a mała mnie znienawidzi. Tylko ona mi została - łzy lały się istną rzeką, a ja wiedziałam, że zachowuję się jak zwykły dzieciak, który tylko użala się nad sobą. Dlaczego więc mi to nie przeszkadzało. Gdy tylko poczułam, że jego uścisk zelżał chwyciłam go za rękę rękę i spojrzałam prosto w oczy. Zignorowałam fakt, że z pewnością wyglądam gorzej niż potwór z Loch Ness i ścisnęłam jego dłoń.
- Wracaj do mieszkania. Ja muszę jeszcze odwiedzić jedno miejsce. Obiecuję, że wrócę cała i zdrowa. To mi zajmie góra dwie godziny - wiedziałam, że chce protestować. Jednak w końcu pozwolił mi pójść, a ja poczułam, że niewidzialna gula w moim żołądku rozluźniła się nieznacznie. Ufał mi, wierzył, że go nie oszukam.
~~*~~
Z trudem wdrapałam się na murek, oddzielający przechodniów od wody. Doskonale wiedziałam jak nazywają to miejsce. Most Samobójców. Chociaż San Lizele nie należało do największych miast co roku ginęło tu sporo osób, nie radzących sobie z problemami. Zbyt podobnymi do mnie. 
Twoja kolej.
Skacz.
Skończą się twoje problemy.
Ciemna tafla wody wręcz kusiła do skoku. Wabiła swoją ofiarę obietnicami, które nie zawsze były szczere. Problemy po śmierci pociągną za sobą kolejne, uruchamiając ogromną lawinę zmartwień. Bez końca będzie on trwać i gonić ocalałych. Powstrzymałam chęć wskoczenia do rzeki i zakończenia swojego marnego życia. W drodze powrotnej odwiedziłam też siostrę, która kilkakrotnie zapytała mnie o rodziców. Jej jasnoniebieskie oczy zaszły łzami, gdy dowiedziała się, że wyjechali oni na długą podróż. Wymamrotała przed snem ciche "Kocham cię Eli" i zasnęła z palcem w buzi. Nie mogłam sobie wybaczyć jak skrzywdziłam tą małą istotkę, sprawiając, że już nigdy nie zobaczy rodziny. W mieszkaniu Riena byłam kilkanaście minut później, gdzie jak się okazało chłopak nie spał. Spokojnie siorbał herbatę, a gdy weszłam do pomieszczenia wskazał ruchem głowy na parujący kubek na blacie.
- Chyba powinnam stąd wyjechać - zaczęłam cicho, gdy upiłam łyk earl greya. Doskonale wiedział o czym mówię. Tutaj trudno mi będzie o jakąkolwiek pracę. Mimo niezłej sumki na koncie musiałam jakoś zacząć na siebie zarabiać. Drugim wyjściem było udanie się na policję i złożenie zeznać.

Rien?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz