4 paź 2016

Od Ellen do Adriena

- No ja mam nadzieję - wymamrotałam w poduszkę. - Która godzina?
- Ósma dwadzieścia - odpowiedział, zerkając na ekran budzika.
- Już? - gwałtownie się podniosłam, prawie zrzucając przy tym kotkę. Średnio tym faktem przejęta podbiegłam do szafy i wyciągnęłam z niej strój służbowy, a następnie skierowałam się łazienki. Szybko uczesałam włosy w luźny kok oraz przebrałam się w czarne czarne rurki i biały sweter. Po porannej toalecie wróciłam do swojego pokoju, gdzie czekał już gotowy do wyjścia chłopak z Queen, która rzuciła mi oburzone spojrzenie.
- Gdzie się tak spieszysz? - zapytał Adrien, przyglądając się mojej krzątaninie. Gdzie do cholery jest ten portfel?
- Muszę być na dziewiątą trzydzieści w kawiarni Juliette - wyjaśniłam mu i włożyłam telefon do torby. Wtedy okazało się, że moja moja portmonetka leżała w środku, z trudem powstrzymałam prychnięcie. - Za dwa lata chcę iść do collegu i stwierdziłam, że wypada zarobić na swoje życie. I muszę zrobić Bobby śniadanie.
- Nie idzie do przedszkola? - podniósł bluzę, podając mi w międzyczasie moją.
- Jest chora - rzuciłam zbiegając po schodach i od razu skierowała się do kuchni. Przygotowałam siostrze kilka tostów z dżemem i kakao, a to wszystko zaniosłam jej do pokoju. Ja sama w biegu zjadłam kanapkę. Rzuciłam przyjacielowi klucze. - Jak dokończysz śniadanie i wyjdziesz to zamknij drzwi, zostaw klucze w doniczce. Pa!
Pobiegłam do garażu, gdzie odpaliłam motor i pognałam na nim do pracy. Zdyszana wpadłam do kawiarni, musiałam biec, gdyż jakiś dupek zaparkował na miejscu dla pracowników. Oczywiście kolejne wolne było trzysta metrów stąd.
- Pali się? - usłyszałam kpiący głos Jake'a. Brunet niedawno zaczął pracę w "Coffe Loff", ale od razu złapaliśmy dobry kontakt. Chociaż nasze rozmowy opierały się zwykle na dogryzaniu sobie, wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć.
- No, można tak powiedzieć - poprawiłam włosy i umyłam ręce.
- Gdzie?
- W twoich gaciach Jake - zaśmiałam się, ściągając na siebie spojrzenia kilku klientów. Lubiłam tu przychodzić. Praca w "Coffe" była dla mnie pewnego rodzaju odskocznią. Nikt oprócz Julie nie wiedział o mojej inności, a ja wiedziałam, że nie mogę używać mocy w kawiarni. Dzięki temu zajęciu czułam się jak normalna dziewczyna z problemami, a nie jak jakiś odmieniec.
- Chciałabyś, królewno, ale chociaż niezła z ciebie laska, nie pociąga mnie twój tyłek - odpowiedział, po czym dał mi kuksańca. - Patrz.
Brunet wskazał na naszą scenę, na którą wszedł wysoki blondyn z gitarą.
- Kto to? - spytałam cicho chłopaka.
- Nie mam pojęcia. Szefowa powiedziała, że dziś będzie grał dla klienterii - wytarł kubek i odłożył go na ladę. Usłyszałam jak cicho wzdycha - Jest taki gorący.
- Przestań Malik - fuknęłam rozbawiona jego zachowaniem. Gitarzysta zaczął pierwszą piosenkę, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Miał naprawdę cudowny głos, który w połączeniu z dźwiękiem gitary brzmiał magicznie. - Chyba oboje mamy słabość do chłopców z gitarą.
- Chcesz ze mną konkurować? - zapytał żartobliwie. - Nie masz po co, wygram. Pierwszy będę się z nim pieprzyć.
- Nie sądzę, nie wygląda jak homo - odcięłam się.
- Uwierz, my geje potrafimy rozpoznawać siebie nawzajem.
- Jesteś zdrowo rąbnięty - parsknęłam śmiechem, a w tym samej chwili muzyka się skończyła. Domniemany "homo" odłożył instrument i podszedł do baru. Przez chwilę patrzył na menu, a później zwrócił się do mnie.
- Sok pomarańczowy i ciastko - złożył zamówienie. - I numer do ślicznej pani.
- Napój i ciacho da się załatwić, z numerem będzie problem - odezwał się za mnie Jake, ku wyraźnemu zaskoczeniu blondyna.
- Sorry koleś, nie wiedziałem - uniósł ręce w obronnym geście, wyraźnie zakłopotany.
- Spokojnie, nie chodzę z tym idiotą - uspokoiłam chłopaka. - Jestem Ellen.
- Niall.
Reszta dnia minęła bardzo szybko i zaskakująco przyjemnie. Co kilka piosenek blondyn podchodził do lady prosząc o coś do picia, a czas, gdy śpiewał spędzałam na droczeniu się z Jake'em, który był bardzo zawiedziony faktem, że Niall okazał się woleć cycki od penisów. No cóż, jak określił pewien emeryt przysłuchujący się naszej rozmowie: "Życie jest okrutne". Gdy do kawiarni wszedł Adrien, pomachałam mu radośnie, zachęcając tym samym do podejścia do baru. Przedstawiłam sobie chłopaków, a mojej uwadze nie umknęło łakome spojrzenie bruneta, który zlustrował wzrokiem kotołaka. Przekazałam mu bezgłośne "proszę, nie", na co on uśmiechnął się chytrze.
- Idziemy? - spytałam błagalnie, ciągnąc przyjaciela za rękę. Nie miałam ochoty oglądać podrywu Jake'a, który trzeba przyznać miał dużą frekwencję skuteczności.

Żyrafo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz