9 paź 2016

Od Ellen do Adriena

Do domu wróciłam następnego dnia. Pełna obaw przekroczyłam próg, a gdy zastałam rodzinę całą i zdrową, ledwo powstrzymałam łzy ulgi. Kamień spadł mi z serca, kiedy zobaczyłam, że spokojnie jedzą śniadanie i rozmawiają ze sobą tak jak zawsze,  wypełniając chwile milczenia przekomarzankami. Nie wydawali się zaskoczeni moim przyjazdem, po prostu zaprosili mnie do stołu i nałożyli jajecznicy.

~~*~~

- Cześć suko - uścisnął mnie na powitanie Jake. Wrócił do pracy w pełni sił i chociaż widocznie przybladł i zeszczuplał, wyglądał naprawdę dobrze jak na człowieka po dwutygodniowej, ostrej chorobie. Jego brązowe włosy były w nieładzie, który pewnie był układany przez piętnaście minut.
- Dobrze, że wróciłeś - uśmiechnęłam się do niego i zabrałam do obsługiwania klienta. W try miga wydałam mu kawę i ciastko, a następnie obróciłam się do chłopaka. 
- Wiem, co ty beze mnie robiłaś? - zakpił z rozbawieniem. - A no tak, nasz uroczy blondyn gitarzysta dotrzymywał ci towarzystwa - poruszył sugestywnie brwiami, na co odpowiedziałam mocnym kuksańcem. 
- Dzisiaj go nie będzie - rzuciłam, widząc, że wypatruje Nialla. Posiadanie chłopaka nie sprawiło, że przestał oglądać się za jego tyłkiem. Uprzedziłam jego pytanie, krótką odpowiedzią. - Jakiś producent się nimi interesuje.
- Nieźle się ustawiłaś, suko - dźgnął mnie palcem w ramię. - Jeśli wszystko wypali będziesz laską sławnego piosenkarza. 
- Zabawne - przewróciłam oczami i całkowicie poświęciłam się pracy. 
Juliette dziś nie przyszła do Coffe, a ja wytłumaczyłam jej nieobecność złym samopoczuciem. Zmarznięta i głodna otworzyłam drzwi i weszłam do salonu, a to co tam zastałam zmroziło mi krew w żyłach. Tata i moja macocha leżeli na kanapie, cali w zakrzepłej krwi, a Cameron miał rozcięte gardło. Na ścianie czerwoną mazią wymalowano wiadomość: "Ty będziesz następna, polowanie się rozpoczęło". Nie ulegało wątpliwości, że to sprawka łowców, którzy nie oszczędzili nawet zwykłych ludzi. Wybiegłam z domu cała we łzach, a dopiero na mrozie dotarło do mnie, że nie było tam Barbary. Prawdopodobnie czekała na matkę w przedszkolu, ale ta nie przychodziła. Odebrałam zapłakaną dziewczynkę i zaprowadziłam ją na plac zabaw. Korzystając z tego, że była zajęta zadzwoniłam do Adriena. Tylko do niego mogłam się zwrócić w takiej sprawie.
- Rien...dorwali moich rodziców - z trudem powstrzymałam słone łzy, starałam się mówić spokojnie, chociaż średnio mi to wyszło. - Jesteś w domu? Bobby...odwiozę ją do ciotki i przyjadę. 
Zrobiłam co powiedziałam i zaprowadziłam ją do siostry ojca, Lily wiedziała o mojej niezwykłości, ale wiadomość, że jej brat nie żyje nieźle nią wstrząsnęła. Przyjęła jednak blondyneczkę do siebie, obiecując, że mała o niczym się nie dowie. Pomachawszy jej na pożegnanie pognałam do mieszkania przyjaciela. Otworzył mi drzwi, a gdy tylko go zobaczyłam rzuciłam mu się w ramiona i pozwoliłam płynąć łzom. Niagara wylewała się z moich oczów, ale nie usłyszałam żadnego przykrego słowa.

Rien?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz