23 paź 2016
Od Gabriela do Jane (Chyba 18)
Pocałunek nie trwał długo. Nawet głęboko nie zacisnął swoich warg z jej.
Odsunął się z uśmiechem i podniósł brew pytająco oczekując zaproszenia od niej. Wiedział jak się skończy dzisiejsze spotkanie, tak samo jak ona. Ale nie był pewny. Może zaraz go odrzuci? Strzeli w mordę? W końcu.. kim Gabriel jest?
Wciąż ją trzymał za rękę, lecz drugą, objął ją w pasie,. doskonale czując jej wcięcie w talii. Bliżej przytulając do siebie, dotykali się już całym ciałem aż ubrania zaczęły się nagrzewać.
Lub po prostu mu się tak wydawało...
Gabriel nawet przestał już zadawać sobie pytania, " po co to robi".
Czuł nawet jej przyśpieszoną pracę serca. On też czuł jak w jednej chwili krew zagotowała się w żyłach, bestialsko wypełniając jego płuca, mięśnie i usta adrenaliną.
Dwoje nieznajomych.. Dwa wybuchowe charaktery.
Gorsze rzeczy przychodzą mi na myśl.
Uśmiech zagościł mu na twarzy, w tym samym momencie kiedy poczuł kolejne ciepłe usta na swoim ciele. Dziewczyna objęła go pocałunkiem i wplotła palce w jego włosy, obejmując dłońmi kark.
Dla Gabriela to było jak zaproszenie.
Popchnął ją swoim ciałem do środka domu, nie przerywając pocałunku, który z kolejnym krokiem krokiem wybuchał namiętnością. Czuł jej śliski język na swoich wargach, zęby co podgryzały, szybki oddech, paniczne poszukiwanie każdego skrawka skóry. Wbił palce w jej ciało, łapczywie przytrzymując dziewczynę przy sobie, jakby pragnął ją bardziej niż powietrze. Niczym w tańcu, krok za krokiem ciągle posuwali się w tył. Dziewczyna macała meble za plecami aby nie wpaść, chociaż po chwili oboje się nawet tym nie przejmowali i trącali raz po raz jakieś przedmioty.
Naczynia, kubki, duperele, kartony, torebki.
Jane potknęła się, co skutkowało głośnym śmiechem Gabriela. Musiał ją przytrzymać aby nie poleciała na plecy. Złapał ją pod udami i podniósł, wpajając usta w jej gęste włosy. Całował gładką skórę szyi, jej odkryte kawałki skóry na piersiach.
Poczuł jak zadowolona, wpija palce w jego włosy, łapie łapczywie paznokciami za kark i plecy pozostawiając czerwone smugi.
Gabriel jednak nie był w stanie wytrzymać zbyt długo z jej ciężarem opartym wyłącznie na rękach.
Z cichym jęknięciem poczuł jak przywala o podłogę.
Zanim się zorientował uderzył głową o podłogę, z cichym syknięciem podniósł się na łokciach. Rozmasował bolące miejsce, już przewidując siniaka na następny poranek. Nagle jednak, znów zaatakowała go Jane, powalając go z powrotem na podłogę. Rozkraczona na jego torsie, wpijała się jak głodna wampirzyca w jego usta, walczyła wściekle z jego językiem. Zaskoczony Łowca nawet nie ukrywał rozbawienia. Złapał ją za uda a nawet zadziorczo dał klapsa. Ta odrzuciła głowę, wraz z aurorą włosów co przez moment wypełniły cały jego widok i spojrzała na niego z wyzwaniem malującym się na twarzy, jakby ten śmiały gest mężczyzny wybudził w niej lekką konsternację..Złość? A może jednak coś przeciwnego?
. Jej dzikie źrenice rozszerzone były niczym u polującej wilczycy, co pod łapami ma złapanego jelenia. W tym momencie, w każdej sekundzie mężczyzna czuł jak po prostu traci poczucie czegokolwiek zwanego " powinnością", "obowiązkiem".... "Kontrolą".
Ucichły wszystkie wątpliwości a nadeszły dzikie pragnienia i rządzę jak u każdego mężczyzny.
Na bank przy takiej kobiecie, to nie jest nic dziwnego.
Próbował powstać z zimnej posadzki jednak ona nie pozwalała mu na żaden ruch, sama kontrolując to co się dzieje w tym pokoju. Raz co raz, jego dłonie lądowały na skrawku jej ciała. Plecach, nogach, szyi, twarzy. Przytrzymywał ą podczas pocałunków aby po chwili, wypuścić z ramion i nacieszyć się widokiem.
(Jane, dokończ zboczuchu)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz