Jęknęłam głośno, osuwając się na ziemię. Nie potrafiłam
opanować ciężkiego, niespokojnego oddechu, a odzyskanie władzy nad ciałem
okazało się jeszcze trudniejsze. Ledwie udało mi się dotknąć krwawiącego ucha,
ale nie poczułam już, jak szkarłatna, ciepła ciecz spływa po palcach, a po kilku
minutach ostatnie kropelki spadają na ramiona. Cios zadany przez dziewczynę
skutecznie ogłuszył mnie na dłuższą chwilę. Nie mogłam zrozumieć co się wokół
mnie dzieje, dlatego też, nie zauważyłam kiedy panna Morgan opuściła pokój, a
jej miejsce zajęła zdezorientowana panna Cunningham. Mówiła coś, jednak nie
potrafiłam nic. Wciąż mrucząc coś pod nosem, sięgnęła po koszulę i rzuciła mi
ją pod nogi. Próbowałam się obronić, ale na próżno – nawet nie zdołałam unieść
drugiej ręki na wysokość twarzy. Ostatecznie, zrezygnowana, podniosła odzienie
i położyła je na stole, tuż obok pustych butelek Grant’s i wróciła do mnie.
Zaklęła cicho, co ledwo udało mi się usłyszeć i chwyciła mnie za ramiona.
Dysząc, po chwili szarpania się, udało jej się mnie podnieść; kolejne minuty
wystarczyły, by doprowadziła mnie do krzesła i siłą zmusiła do usadowienia się
na nim. Oddaliła się na moment, by zapalić słabe światło i ponownie znaleźć się
tuż obok. Milczała, gdy siłą zakładała na mnie koszulę, zapinała guziki. Chwilę
później, wyjęła telefon z kieszeni i włączyła latarkę. Chwyciła mój podbródek,
przytrzymując głowę prosto i skierowała światło na zakrwawione ucho. Zaklęła,
odtrącając dłoń, którą chciałam ukryć ranę. Odwróciła się i niespokojnym
krokiem wyszła z pokoju, by za moment wrócić, mając przy sobie czystą szmatkę i
butelkę wody. Drgnęłam, gdy zbliżyła się i, zmoczywszy materiał, przyłożyła go
do niesamowicie bolącego ucha. Powolnymi ruchami obmywała je z zarówno świeżej,
jak i dawno zakrzepłej krwi, tym samym sprawiając, że ból z każdą chwilą odżywa
z jeszcze większą siłą. Po zakończeniu opatrywania ran, wyszła z pokoju, zostawiając
mnie samą, bym mogła odzyskać świadomość.
Ból zniknął dopiero po tym, jak jeden z morderców, będący
jednocześnie lekarzem, wstrzyknął mi dużą dawkę morfiny, jednak świadomość
odzyskałam zdecydowanie później, bo po kilku godzinach od zaniku bólu. Panna
Cunningham, obserwując mnie niepewnie, poinformowała o poczynaniach panny
Morgan, o których udało jej się dowiedzieć. Dziś wypadała rocznica jakiegoś
ważnego wydarzenia, jednak jej osobiste źródła nie wiedziały nic więcej.
Planując osobistą zemstę, zaczęłam poszukiwania.
Panna Morgan, jak poinformował mnie jeden z agentów,
przebywała na cmentarzu, przy grobie swych rodziców, dlatego też, odnalezienie
jej nie okazało się trudne, zdecydowanie większym wyzwaniem było dotarcie tam.
By zbliżyć się do rudowłosej, już byłej, kochanki, musiałam minąć niespokojnego
konia czystej krwi arabskiej. Bałam się jakichkolwiek koni, a klacz dodatkowo
była niebezpiecznie niespokojna. Ostatecznie, ominęłam konia tak, by ten nie
mógł mnie zobaczyć, ani usłyszeć i podeszłam do mutantki. Patrzyła na nagrobek,
na którym wyryto imiona jej rodziców i daty ich narodzin i śmierci, ściskając
piękne irysy. Zerknęłam na nią, mimowolnie dotykając ucha, które nadal bolało
od ciosu i osłabiało mój zmysł słuchu przez przemiennie ciche szumienie lub
zaniki słuchu.
- Nie życzę sobie twojego towarzystwa – powiedziała niesamowicie
apatycznie. Już chciałam powiedzieć jak bardzo za nią tęskniła, gdy ponownie się
odezwała - Chociaż raz się zamknij – warknęła, kładąc kwiaty tuż przed
kamieniem nagrobnym - Mogłam zmiażdżyć ci czaszkę, połamać żebra, albo wyłamać
szczękę, tak, jak temu biedakowi, zupełnie nieświadomemu, z kim zadarł. Mogłam
zrobić to wszystko na raz, ale tego nie zrobiłam, nawet nie wiem, dlaczego.
Byłaś tak łatwym celem, gdy opierałaś się o ścianę, ogłuszona… - popatrzyła na
mnie złowrogo.
- Ale tego nie zrobiłaś – odpowiedziałam, odwracając wzrok,
by spojrzeć na grób – To dlatego tak martwisz się o bezpieczeństwo panny White.
Jest jedyną bliską ci osobą, prawda? – zapytałam, jednak nie dałam jej czasu na
odpowiedź – Ale już wykonałaś zemstę za nich – skinęłam lekko głową, wskazując
na wyryte imiona – Zabiłaś ich morderców, ale nie tę, która prawie doprowadziła
do śmierci twojej ukochanej przyjaciółki. Powiedziałaś, że miałaś okazję, ale
tego nie zrobiłaś. Nie wiesz dlaczego. Dlatego zakładam, że jednak coś dla
ciebie znaczę i strata mnie byłaby kolejnym ciosem.
Hope?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz