23 paź 2016

Od Jamie do Hope

Jęknęłam głośno, osuwając się na ziemię. Nie potrafiłam opanować ciężkiego, niespokojnego oddechu, a odzyskanie władzy nad ciałem okazało się jeszcze trudniejsze. Ledwie udało mi się dotknąć krwawiącego ucha, ale nie poczułam już, jak szkarłatna, ciepła ciecz spływa po palcach, a po kilku minutach ostatnie kropelki spadają na ramiona. Cios zadany przez dziewczynę skutecznie ogłuszył mnie na dłuższą chwilę. Nie mogłam zrozumieć co się wokół mnie dzieje, dlatego też, nie zauważyłam kiedy panna Morgan opuściła pokój, a jej miejsce zajęła zdezorientowana panna Cunningham. Mówiła coś, jednak nie potrafiłam nic. Wciąż mrucząc coś pod nosem, sięgnęła po koszulę i rzuciła mi ją pod nogi. Próbowałam się obronić, ale na próżno – nawet nie zdołałam unieść drugiej ręki na wysokość twarzy. Ostatecznie, zrezygnowana, podniosła odzienie i położyła je na stole, tuż obok pustych butelek Grant’s i wróciła do mnie. Zaklęła cicho, co ledwo udało mi się usłyszeć i chwyciła mnie za ramiona. Dysząc, po chwili szarpania się, udało jej się mnie podnieść; kolejne minuty wystarczyły, by doprowadziła mnie do krzesła i siłą zmusiła do usadowienia się na nim. Oddaliła się na moment, by zapalić słabe światło i ponownie znaleźć się tuż obok. Milczała, gdy siłą zakładała na mnie koszulę, zapinała guziki. Chwilę później, wyjęła telefon z kieszeni i włączyła latarkę. Chwyciła mój podbródek, przytrzymując głowę prosto i skierowała światło na zakrwawione ucho. Zaklęła, odtrącając dłoń, którą chciałam ukryć ranę. Odwróciła się i niespokojnym krokiem wyszła z pokoju, by za moment wrócić, mając przy sobie czystą szmatkę i butelkę wody. Drgnęłam, gdy zbliżyła się i, zmoczywszy materiał, przyłożyła go do niesamowicie bolącego ucha. Powolnymi ruchami obmywała je z zarówno świeżej, jak i dawno zakrzepłej krwi, tym samym sprawiając, że ból z każdą chwilą odżywa z jeszcze większą siłą. Po zakończeniu opatrywania ran, wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą, bym mogła odzyskać świadomość.
Ból zniknął dopiero po tym, jak jeden z morderców, będący jednocześnie lekarzem, wstrzyknął mi dużą dawkę morfiny, jednak świadomość odzyskałam zdecydowanie później, bo po kilku godzinach od zaniku bólu. Panna Cunningham, obserwując mnie niepewnie, poinformowała o poczynaniach panny Morgan, o których udało jej się dowiedzieć. Dziś wypadała rocznica jakiegoś ważnego wydarzenia, jednak jej osobiste źródła nie wiedziały nic więcej. Planując osobistą zemstę, zaczęłam poszukiwania.
Panna Morgan, jak poinformował mnie jeden z agentów, przebywała na cmentarzu, przy grobie swych rodziców, dlatego też, odnalezienie jej nie okazało się trudne, zdecydowanie większym wyzwaniem było dotarcie tam. By zbliżyć się do rudowłosej, już byłej, kochanki, musiałam minąć niespokojnego konia czystej krwi arabskiej. Bałam się jakichkolwiek koni, a klacz dodatkowo była niebezpiecznie niespokojna. Ostatecznie, ominęłam konia tak, by ten nie mógł mnie zobaczyć, ani usłyszeć i podeszłam do mutantki. Patrzyła na nagrobek, na którym wyryto imiona jej rodziców i daty ich narodzin i śmierci, ściskając piękne irysy. Zerknęłam na nią, mimowolnie dotykając ucha, które nadal bolało od ciosu i osłabiało mój zmysł słuchu przez przemiennie ciche szumienie lub zaniki słuchu.
- Nie życzę sobie twojego towarzystwa – powiedziała niesamowicie apatycznie. Już chciałam powiedzieć jak bardzo za nią tęskniła, gdy ponownie się odezwała - Chociaż raz się zamknij – warknęła, kładąc kwiaty tuż przed kamieniem nagrobnym - Mogłam zmiażdżyć ci czaszkę, połamać żebra, albo wyłamać szczękę, tak, jak temu biedakowi, zupełnie nieświadomemu, z kim zadarł. Mogłam zrobić to wszystko na raz, ale tego nie zrobiłam, nawet nie wiem, dlaczego. Byłaś tak łatwym celem, gdy opierałaś się o ścianę, ogłuszona… - popatrzyła na mnie złowrogo.
- Ale tego nie zrobiłaś – odpowiedziałam, odwracając wzrok, by spojrzeć na grób – To dlatego tak martwisz się o bezpieczeństwo panny White. Jest jedyną bliską ci osobą, prawda? – zapytałam, jednak nie dałam jej czasu na odpowiedź – Ale już wykonałaś zemstę za nich – skinęłam lekko głową, wskazując na wyryte imiona – Zabiłaś ich morderców, ale nie tę, która prawie doprowadziła do śmierci twojej ukochanej przyjaciółki. Powiedziałaś, że miałaś okazję, ale tego nie zrobiłaś. Nie wiesz dlaczego. Dlatego zakładam, że jednak coś dla ciebie znaczę i strata mnie byłaby kolejnym ciosem.


Hope?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz