-Nigdy nie byłoby mnie tu, gdyby nie zamordowano moich rodziców. - powiedziałam, unocząc głowę i tępo patrząc w sufit. - Lekcję dyskrecji, powiadasz? Tym razem nie mogę się tym zająć, muszę wracać do szkoły, jeszcze rok i studia.
-Jesteś do niczego. Wszystko psujesz, jak tak dalej pójdzie, skończysz w więzieniu. Bardzo daleko ci do Adler. - ze znudzeniem słuchałam tego prawie matczynego monologu.
-Coś jeszcze? - zapytałam, przewracając oczami.
Kobieta nawrzucała mi jeszcze trochę, po czym się przymknęła. Po drodze tutaj zdążyłam kupić gazetę. W oczy rzucał się nagłówek: Kim jest tajemniczy Venom?
"Wczoraj w godzinach wieczornych miało miejsce morderstwo pani prezes znanej firmy architektonicznej, Katherine Tourner. Pracownicy znaleźli ją z podciętym gardłem, z napisem 'Venom' na karku, rozerwaną koszulką i śladami krwi wokół. Monitoring niczego nie zarejestrował. Zagadką jest, kim może być tajemniczy mężczyzna?"
-Nie powiązano cię z tą sprawą, zadowolona? Ciężko o to, by kamery coś zarejestrowały, skoro nie istnieją w tym miejscu. Jednak załamuje mnie fakt, że faceci dalej są tak dumni, iż myślą, że tylko oni potrafią mordować. To się ciągnie od wieków. - oznajmiłam i zostawiając gazetę Moriarty, wyszłam z pomieszczenia.
Ta pozornie nieszkodliwa rozmowa otworzyła stare rany. Uznałam, że po raz kolejny przeszukam dom. Policja już po roku braku wyników zawiesiła śledztwo, ale ja dalej uparcie szukałam śladów. Szybkim krokiem powróciłam do swojego miejsca zamieszkania. Przetrząsnęłam cały dom, dokładnie obejrzałam każdy skrawek podłóg i ścian. I znalazłam. Stara, wyblakła plama krwi w najdalszym kącie salonu. Na pewno nie należała do moich rodziców. Jako, że Kitsune nie mają wyostrzonych zmysłów, musiałam posłużyć się kimś innym. W klasie miałam znajomego wilkołaka. Kiedyś dzwonił do mnie, bo chciał czegoś tam się dowiedzieć, więc teraz mogłam to wykorzystać. Wybrałam jego numer.
-Hej, mam sprawę, spotkamy się u mnie w domu? - zapytałam.
-Jasne, będę za piętnaście minut. - odparł Mark, bo tak nazywał się chłopak.
Standardowo w kieszeni miałam pistolet.
Wilkołak przybył za równo piętnaście minut.
Przywitaliśmy się i przybiliśmy piątkę.
-To co za sprawa?
-Potrzebny mi jest twój wyostrzony zmysł powonienia, wilkołaku. - odparłam spokojnie.
-Skąd wiesz!? - spytał Mark, cofając się do drzwi.
-Mam swoje źródła. Spokojnie, nie jestem łowczynią, nie ten team. Kitsune, miło mi.
Chłopak odetchnął.
-No tak, przecież wy nie macie wyostrzonych zmysłów, tylką tą swoją iluzję. - powiedział wilkołak lekceważąco.
-Mnie się nie lekceważy, mój drogi. Zapewne potrafię zabijać lepiej, niż nie jeden wilkołak. - powiedziałam, wyciągając broń, moje oczy zabłysły złowrogo.
Ta niema groźba widocznie zadziałała, ujrzałam strach w jego oczach.
-Skąd wiesz, że cię nie wysypię? - udawał jednak, że pistolet w mojej ręce i poważny wzrok go nie ruszają
-Uwierz mi, mam znajomości. Zanim doniósłbyś policji, byłbyś już martwy. A teraz ruchy, wąchaj i powiedz mi wszystko, co wiesz o osobie, do której należy ta krew.
-Mężczyzna, około trzydziestu lat, wysoki, blond włosy, łowca.
-Byłbyś w stanie mi powiedzieć, gdzie teraz przebywa?
-Musiałbym się rozejrzeć.
-To ruszaj, tylko bez numerów. Jak będziesz wiedzieć, powiadom mnie sms'em.
Po czterdziestu minutach otrzymałam wiadomość. "Trop kończy się przy opuszczonym hotelu obok parku. Wyczuwam tam dużą ilość łowców, zapewne bractwo. Mogę już iść?" Szybko odpisałam. " Jasne, dzięki, tylko nikomu się nie wygadaj, bo sam wydasz sobie wyrok śmierci."
Teraz pozostało mi zwabienie konkretnego osobnika na miejsce jego śmierci. Wybrałam opuszczony dom blisko granicy z lasem. Z torby wyciągnęłam arszenik. Wytworzyłam jedną zupełnie nieszkodliwą tabletkę i wzięłam pełną śmiercionośnej substancji. W kieszeni ukryłam dwie tabletki. Przy sobie miałam również nóż i pistolet. Spokojnie skierowałam się do hotelu. Obok przechodził blondyn, zapewne łowca. Teraz przydałby mi się Mark.. Stworzyłam dla siebie iluzję niewidzialności. Dużo mnie kosztowała, ale może zadziała. Bezszelestnie przeszłam obok blondyna.
-Łowco... - szepnęłam.
-Co? Kto!? - wykrzyknął.
-Zabiłeś mnie.. Teraz się zemszczę.. - dalej straszyłam mężczyznę.
-Niespokojna dusza.. - powiedział cicho blondyn.
-Lisia dusza..
-Emma Morgan..? - łowca wydał swój sekret.
-Owszem.. - odparłam i odeszłam.
Oparłam się o ścianę budynku i rozwiałam iluzję. Chwilę odpoczęłam i narzuciłam kaptur na głowę. Już widzialna ujawniłam się mężczyźnie i skierowałam się w stronę opuszczonego domu. Mężczyzna ruszył za mną. Puściłam się biegiem. Obok mnie przeleciała kula. Przed sobą ujrzałam pionowy spadek, około cztery metry w dół. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej. Odepchnęłam się, miękko wylądowałam i pobiegłam dalej. Łowca skoczył równie lekko, ale nie pobiegł od razu, co nieco go spowolniło. Dalej wiodłam go w stronę miejsca jego śmierci. Wbiegłam do opuszczonego domu, a blondyn zamykając drzwi wpadł zaraz za mną. Chwyciłam pistolet i wystrzeliłam, celując w rękę trzymającą broń. Ten upuścił pistolet i złapał się za obficie krwawiącą rękę. Podniosłam broń należącą do łowcy. Zdjęłam kaptur.
-Emma..? - zapytał zdziwiony.
Zaśmiałam się cynicznie.
-Moja matka miałaby teraz czterdzieści parę lat. - warknęłam, przyglądając się zdobytemu pistoletowi. - Ale rozumiem, że jestem do niej bardzo podobna.
-Czyli jesteś jej córką..
-Owszem, ale teraz nie o matce. Najbardziej zabolała mnie śmierć ojca.. Carl był jedyną obobą, którą w swoim życiu kochałam..
Zaczęłam chodzić po pomieszczeniu. Cała trzęsłam się z podekscytowania. Poczułam, że krew zaczęła płynąć mi z nosa strumieniem, z obu dziurek, plamiąc bluzę.
-Nie zabijesz mnie, prawda? Mam rodzinę, dzieci.. Chcesz im odebrać ojca?
-Z chęcią odbiorę im również matkę. Wrażliwość na ból innych zginął wraz z moimi rodzicami.
-Nie! Tylko nie Stephanie!
-Uratujesz ją tylko w jeden sposób.. - mówiąc to, wyciągnęłam tabletki. - Weź jedną z nich.
Mężczyzna drżącą ręką sięgnął po jedną z tabletek, ja wzięłam drugą. Blondyn natychmiastowo zaczął skręcać się z bólu. Jego ciało trzęsło się w konwulsjach.
-Oto zemsta.. - szepnęłam.
Na ścianie, własną krwią napisałam jedno, krótkie słowo. "Rache", po niemiecku zemsta. Nasunęłam kaptur na głowę. Przeszukałam łowcę. Znalazłam jeszcze zaklęty nóż. Zabrałam go i wyszłam, przemieszczając się po dachach, bo krew na mojej bluzie mogłaby wzbudzić podejrzenia.
Mori?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz