Obudziłam
się bardzo wcześnie, jak to miałam w zwyczaju, bo o szóstej. Czułam się o
wiele lepiej, rozpierała mnie energia. Powitał mnie wąż. Uśmiechnęłam
się delikatnie. Wyskoczyłam z łóżka i ogarnęłam się szybko. Włożyłam
dresy, zwykły t-shirt i buty sportowe przed kostkę. Niestety, tym razem musiałam zrezygnować z glanów, ponieważ totalnie nie nadają się na parkoury. Wzięłam nerkę, do której wsadziłam klucze, malutką buteleczkę z wodą, komórkę i pistolet, który zabrałam Moriarty, tak na wszelki wypadek. Tuż po wyjściu z domu do uszu wsadziłam słuchawki bezprzewodowe i puściłam z telefonu ulubioną playlistę. Najpierw przez pół godziny robiłam interwały
w ramach rozgrzewki. Zaczęłam od truchtu, by po dwóch minutach biec
sprintem przez minutę i tak przez trzydzieści minut. Po rozgrzewce
przystanęłam i wzięłam łyka wody. Ujrzałam plac budowy, oczywiście za
dwumetrową siatkę. Szkielet budynku był już postawiony,
przyjęłam wyzwanie. Schowałam butelkę do saszetki. Wspięłam się po
siatce i zeskoczyłam na plac budowy. Wzięłam rozpęd, złapałam się prętu
będącego na wysokości około trzech i pół metra i podciągnęłam się. Bez
problemu stanęłam na nim i podeszłam do prowizorycznej, metalowej
drabinki. Prędko zaczęłam się po niej wspinać. Gdy byłam mniej więcej w
połowie drogi, jakiś robotnik krzyknął:
-Hej, złaź stamtąd natychmiast!
Ja tylko zasalutowałam kpiąco i kontynuowałam wspinaczkę. Na dole szybko zebrało się paru krzyczących robotników, ale totalnie ich zignorowałam. Gdy dotarłam na szczyt szkieletu, wzięłam rozpęd. Usłyszałam tylko głos któregoś z robotników:
-Ona chce się zabić!
I
skoczyłam. Tak, jak zamierzałam, doskoczyłam do dachu bloku
mieszkalnego obok i pomachałam mężczyznom. Zaczęłam biec i z
przyjemnością przeskakując z dachu na dach. Zeskoczyłam na spadzisty
dach domu jednorodzinnego i zsunęłam się z niego aż do krawędzi, by
przeskoczyć na ceglany murek. Z murka zeskoczyłam, robiąc salto.
Uśmiechnęłam się pod nosem, wzięłam łyka wody z butelki i najnormalniej w
świecie, jakbym przed chwilą wcale nie skakała z dachu na dach, niczym assasin
spokojnie skierowałam się w stronę domu. Tam przebrałam się w bryczesy i
założyłam sztyblety. (Spodnie i buty do jazdy konnej, dla niewiedzących
xd) Wyszłam z domu. Gdy podeszłam do płotu, przywitało mnie radosne rżenie Silent.
Z radością szturchnęłam mnie nosem. Zaśmiałam się objęłam szyję klaczy.
Zabrałam się za czyszczenie Sill. Gdy to zrobiłam, założyłam jej siodło, ale zamiast uzdy nałożyłam jej padokowy kantar, a uwiąz włożyłam do torby, ponieważ i tak nie będę trzymać wodzy
Wróciłam do domu po łuk do łucznictwa konnego. Dosiadłam klaczy i dałam jej łydkę, sygnał do stępa. Kiedyś ustawiłam w lesie cele, by móc z nich korzystać. Gdy tylko dotarłyśmy do lasu, ruszyłam galopem. Wycelowałam w pierwszą tarczę, stojącą na ziemi i strzeliłam. Sam środek. Natrafiłam na kolejną, tym razem wiszącą na drzewie. Trafiłam niedaleko środka. Stanęłam w strzemionach i wypuściłam kolejną strzałę.
***
Minęły dwa tygodnie. Moje szczęście było ogromne, gdy okazało się, że Liliann żyje i na pewno wybudzi się ze śpiączki. Normalnie chodziłam do szkoły, ale zaczęłam ostro trenować strzelanie z broni białej, codziennie biegałam i ćwiczyłam parkour, a także zaczęłam codziennie uczęszczać na kursy ze sztuk walki. Mistrz mówił, że radzę sobie bardo dobrze i że jak na czternaście dni, nauczyłam się bardzo dużo. Gdy wracałam z codziennego treningu, na stole ujrzałam śnieżnobiałą różę z czerwonymi plamami krwi. Do niej przyczepiona była karteczka z jedną literą, która upewniła mnie w moich przekonaniach, a literą tą było "M". Szczerze mówiąc średnio interesowało mnie, czyja była krew, dopóki nie była kogoś, kto jest mi bliski.
-A więc Moriarty udało się wywinąć, kto by się tego spodziewał? - ironizowałam. - Ciekawe, czy już wydobrzała po postrzale, że postanawia się ujawnić..
Ujęłam między dwa palce delikatny kwiat, uważając by się nie zranić. Odnalazłam starą zapalniczkę niegdyś należącą do ojca i z oboma przedmiotami wyszłam na podwórko. Różę ułożyłam na ścieżce wysypanej żwirem i podpaliłam jeden z płatków. Spokojnie patrzyłam, jak kwiat zapewne mający mnie wystraszyć prędko się pali, wytwarzając dużą ilość dymu.
Mori?
-A więc Moriarty udało się wywinąć, kto by się tego spodziewał? - ironizowałam. - Ciekawe, czy już wydobrzała po postrzale, że postanawia się ujawnić..
Ujęłam między dwa palce delikatny kwiat, uważając by się nie zranić. Odnalazłam starą zapalniczkę niegdyś należącą do ojca i z oboma przedmiotami wyszłam na podwórko. Różę ułożyłam na ścieżce wysypanej żwirem i podpaliłam jeden z płatków. Spokojnie patrzyłam, jak kwiat zapewne mający mnie wystraszyć prędko się pali, wytwarzając dużą ilość dymu.
Mori?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz