Nie miałam wątpliwości co do jego wiary w moje przebranie - nie dał się oszukać - jak znakomita większość otaczających mnie osób. Chłopak wydał się interesujący, dlatego musiałam dowiedzieć się o nim więcej - mógł stać się moim współpracownikiem, ale i wrogiem będącym na równi z detektywem z Baker Street i jego bliskimi towarzyszami.
- Zorientował się? - zapytał Jim, gdy ruszyłam z miejsca, a on podążył za mną.
- Tak. Nie zauważyłeś pogardy w jego oczach, podczas skupiania się na mojej twarzy? Wie, że pod moją pozorną ślepotą kryje się zupełnie zdrowa osoba. Dlatego musimy powiadomić pająka o naszym nowym przyjacielu. Muszę dowiedzieć się o tym mężczyźnie jak najwięcej. Może okazać się przydatny. A teraz idź do niego, opowiedz mu wszystko.
Przestępca posłusznie odszedł, ja zaś postanowiłam wrócić do kryjówki z powodu nawracającego bólu. Zamierzałam spędzić tam resztę dnia, by następnego spotkać się z nowym ulubieńcem.
Pająk opowiedział mi wszystko, czego dowiedział się o mężczyźnie. Nazywał się Aaron Ward, miał zaledwie dwadzieścia dwa lata, był czymś pomiędzy wilkołakiem, a demonem. Już same jego cechy okazały się na tyle interesujący, bym zaczęła drążyć jego temat. Dodatkowo, dowiedziałam się, że mieszka poza miastem i często poluje. Wręcz idealnie, by zobaczyć jego umiejętności walki i sposoby, jakimi dokonywał zabójstw.
Wraz z pająkiem, pojawiłam się w lesie, w którym miał polować pan Ward. Jakby specjalnie dla nas, akurat zabijał swych pobratymców. Tańczył żelaznym tańcem - młóceniem, siekaniem i łupaniem. Zabijał, jak gdyby robił to od zawsze. Na jego pysku nie pojawił się lęk, gdy zakończył pogrom innych zmiennokształtnych. Wydawał się wręcz idealny do roli, jaką mu wybrałam. Morderca z zimną krwią, absolutnie posłuszny i nie kwestionujący rozkazów Moriarty. Taki miał się stać. Mutant zauważył mnie i wlepił swe złote ślepia w moje ciało. Powolnym krokiem, już nie stukając białą laską o ziemię i pozbawiona okularów przeciwsłonecznych, wyszłam zza cienia drzew i podeszłam do niego, po drodze przechodząc nad truchłami jego wrogów.
- Jesteś... genialny. - zwróciłam się do niego, unosząc głowę, by w końcu ujrzeć jego okropne ślepia z bliska.
- Moriarty. - warknął ostrzegawczo, obnażając kły.
- Napoleon zbrodni, ta kobieta. Mam wiele imion. Jednak nie po to tu przyszłam - uśmiechnęłam się kpiąco - Twój żelazny taniec jest najlepszym, jaki kiedykolwiek widziałam. Mordujesz prawie tak dobrze, jak ja. Dlaczego nie połączysz ze mną sił? Nie wejdziesz w szeregi mej wybitnej organizacji, zrzeszającej morderców, złodziei i zawszonych ćpunów? Jesteś ponad nimi. Jesteś lepszy. Dlatego cię potrzebuję.
Aaron?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz