9 paź 2016

Od Jamie do Aarona

Ścisnęłam w dłoni kawałek papieru, będący listem od zmiennokształtnego. Chciał grać na swoich zasadach, jednak nie mogłam mu na to pozwolić. Jeśli chce ze mną współpracować musi być mi bezwzględnie posłuszny, przybywać na każde zawołanie, ale nie domagać się swoich praw.
- Będzie coś kombinował, jestem tego pewien. - odezwał się pająk, sięgając po broń.
- Wiem o tym i dlatego nie pójdę tam sama - odpowiedziałam, podnosząc się z fotela. Podeszłam do prowizorycznej szafki wypełnionej fiolkami z truciznami, lekarstwami, jak i zwykłym alkoholem - Ilu mamy wilkołaków?
- Trzynastu.
- Wampirów?
- Dziesięciu.
- Świetnie, przyślij mi dwóch najlepszych - szarpnęłam za drzwiczki. Pospiesznie przeczytałam kilka etykiet, by w końcu znaleźć buteleczkę wypełnioną arszenikiem. Schowałam ją do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Odwróciłam się, a pająk nadal siedział w tym samym miejscu, obserwując mnie - Chcesz żeby nasz przyjaciel się rozmyślił?
Chrząknął, podniósł się i wyszedł. Z czasem stawał się coraz bardziej bezużyteczny, niedługo będę musiała się go pozbyć i zastąpić kimś młodszym, a jednocześnie lepszym. Zdążyłam zabrać swoją broń - pistolet wyposażony w tłumik, ukryć go w wewnętrznej kieszeni płaszcza, gdy mężczyzna wszedł do pokoju w towarzystwie nadnaturalnych. Młoda wampirzyca i nieco starszy wilkołak podeszli bliżej.
- Zabijecie wszystko i wszystkich, którzy staną nam na drodze. Ukryjecie ich ciała. Będziecie mi posłuszni. Za choćby jedno słowo sprzeciwu czeka was śmierć. - zwróciłam się do nich spokojnym, a jednocześnie stanowczym głosem.
Na miejsce, wraz z mymi strażnikami, dotarłam idealnie o północy. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, był podniszczony, pozornie opuszczony dom, jednak gdy podeszłam bliżej, wyczuwał obecność nadnaturalnych stworzeń. Cichym gwizdnięciem przywołałam do siebie moich agentów i gestami nakazałam im wejść do środka. Posłusznie wykonali rozkaz, ale już po chwili usłyszałam głośne przekleństwo. Wrogowie. Wyjęłam broń, odbezpieczyłam ją, położyłam palec na spuście i uniosłam pistolet na wysokość oczu. By dłoń nie drgnęłaby mi podczas ewentualnego wystrzału, podparłam ją drugą, lewą. Powolnym krokiem zbliżyłam się do drzwi, uchyliłam drzwi i zobaczyłam, jak moi towarzysze zabijają ostatnią z bestii. Świetnie. Po śmierci bestii, iluzja zniknęła, a przede mną pojawiło się drzewo, będące domem. Z pobliskich krzaków wyszedł zmiennokształtny. Opuściłam broń.
- Och - westchnęłam smutno - Zawiodłeś mnie, panie Ward. Jeszcze nie dołączyłeś do mej wybitnej organizacji, a już pragniesz przywilejów. Nieładnie, oj nieładnie, mój drogi. Dlatego nie mogę cię przyjąć. Ale dowiedziałeś się o nas - ponownie uniosłam broń palną, celując między jego złote ślepia - Więc musisz zostać usunięty. Ostatnie słowa?

Aaron?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz