Poczynania panny Grimalkin nie szły po mojej myśli – nie chciała
współpracować z własnej woli, oczekiwała, że zapłacę jej za każde morderstwo,
które zechce wykonać; oczekiwała, że tylko nieliczni poznają jej tożsamość; a
jej zapchlony honor miał stać ponad wszystkim. Mimo to, chciałam jej pomocy,
zdrada trójki agentów spowodowała śmierć najwierniejszych, a zarazem
najlepszych z moich ludzi, w tym pająka – osobistego informatora, który był ze
mną od początku przestępczej kariery. Ten głupiec także był jedną z przyczyn,
które uśmierciły zbyt wiele istot – zapragnął procesu, publicznego ośmieszenia
zamiast najprostszego z rozwiązań – krótkiej śmierci, na którą zasługiwały
zdradzieckie psy. Wiedząc, że nie mogę wrócić do dawnej kryjówki, udałam się do
mieszkania, w którym nie było mnie od momentu zlikwidowania pierwszych
zdrajców.
Mieszkanie, jak się okazało, nie zostało przeszukanie ani
przez policję, ani moich byłych ludzi. Nie wiedząc, co mam robić dalej,
usiadłam przed obrazem, który malowałam ostatnio. Wpatrywałam się w płótno,
próbując przypomnieć sobie nazwiska tych, którzy mieli zginąć. Sięgnęłam po
stary, poplamiony list od brata i długopis, który udało mi się znaleźć pod
stertą pędzli i materiału. Położyłam kartkę na materiale i zaczęłam pisać
dużymi literami imiona tych, którzy mieli zginąć. Pierwszym nazwiskiem, którym
udało mi się zapamiętać, był Iwan Hastings – ten, który miał towarzyszyć
kolejnemu ze zdrajców. Drugą tożsamością okazał się Jim Locke – ten, który
zapoczątkował cały bunt. Trzecią, ostatnią ze wszystkich tych, których śmierci
pragnęłam, była Maisie Madden, mała kurwa, której płaciłam, by mordowała swych
kochanków, a ostatecznie to ona zabiła część z moich ludzi. Zgniotłam ją i
schowałam do kieszeni. Podniosłam się, wyszłam z pomieszczenia i sięgnęłam po
płaszcz, który założyłam na siebie. Dla bezpieczeństwa, w wewnętrznej kieszeni,
ukryłam pistolet. Wyszłam z mieszkania, a następnie z bloku. Niepewnie ruszyłam
w stronę mieszkania, w którym miała przebywać najemna zabójczyni. Bez pająka o
wiele trudniej było mi znaleźć potrzebne informacje o tych, którzy mogli okazać
się przydatni.
Na szczęście, udało mi się dotrzeć w odpowiednie miejsce,
mimo początkowego zagubienia, a nawet o odpowiedniej porze. Otworzyłam drzwi i
weszłam do mieszkania, w którym miała przebywać panna Grimalkin. Odnalazłam ją,
klęczącą na ziemi, czytającą głośno jakiś zwój w obcym, brzmiącym niepodobnie
do żadnego z języków, które słyszałam w życiu. Wyjęłam pistolet z kieszeni
płaszcza i skierowałam go lufą w dół, odbezpieczając broń. Pamiętałam, by nie
przerywać jej w recytowaniu słów, których nie rozumiałam, ale wolałam mieć
pewność, że będę miała jak się bronić, gdyby zaatakowała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz