Ostatecznie, tuż po spotkaniu z posiadaczką jadowitego pupilka, zamiast udać się do Capaldich, postanowiłam spotkać się z panem Theophilusem - ojcem Alethei - dziewczyny, którą ostatnio udało się pochwycić jednemu z moich pająków. Kobieta, sama w sobie, nie była ważna, za to jej ojciec - już tak. Były przemytnik nadal posiadał kontakty w półświatku, przez co stał się idealnym wykonawcą zabójstwa. Po powiadomieniu tego samego pająka o planowanym spotkaniu, zadbał o to, by jeden ze złodziei przyjechał swym samochodem i dostarczył mi papierową torbę z pistoletem ukrytym wewnątrz. Następnie miał poinformować ojca porwanej o tym, że Moriarty pragnie się z nim spotkać. Jak mnie poinformowano, przerażony mężczyzna wyraził chęć natychmiastowego spotkania w parku, który nie słynął z tłumów, przebywających w nim.
Trzymając papierową torbę, powolnym krokiem zbliżyłam się do przemytnika, by następnie usiąść na ławce i wpatrywać się w budynki przed nami.
- Pan Theophilus - mówiąc to, położyłam torbę między nami - Miło spotkać pana twarzą w twarz.
- To pani porwała moją córkę.
- Miałam pomoc - podsunęłam torbę tak, by mógł zobaczyć jej zawartość. Niepewnie przysunął ją jeszcze bliżej, niepewnie patrząc na broń palną.
- Przez te wszystkie lata przemycania nigdy tego nie używałem.
- To proste. Celuje pan i strzela. Wiele razy.
Mężczyzna, nadal niepewny, spojrzał na wyświetlacz telefonu komórkowego, na którym wyświetlało się zdjęcie ofiary. Młoda dziewczyna, brunetka o wyrazistych, zielonych oczach. Radosna, ciesząca się życiem, które niedługo miało się skończyć. Theophilus, westchnąwszy ciężko, spuścił wzrok.
- W takiej chwili warto pamiętać o Alethei. - zwróciłam się do niego, obserwując jego niespokojne ruchy.
- Daje pani słowo, że ją wypuści kiedy zrobię, co pani chce?
- Oczywiście.
- Więc ja też daję pani słowo. Ta dziewczyna i jej rodzina będą martwi do jutrzejszej nocy. - powiedział z bólem, wstając. Spojrzawszy na mnie niezwykle smutnym wzrokiem, odszedł, trzymając torbę. Dopiero, gdy nie mogłam go zauważyć, podniosłam się, by następnie odejść, jakbym nigdy nie planowała kolejnego morderstwa.
Dzięki kilku innym pająkom udało mi się dowiedzieć w kogo najbardziej uderzy śmierć dziewczyny - w miłośniczkę jadowitych pupilków.
Wypadek, a nie postrzał, jak się spodziewałam, miał miejsce późnym popołudniem. Były przemytnik, przynajmniej na razie, nie odzyska swej córki przez to, że zmienił nasz wspaniały plan morderstwa. Szkoda.
Zmierzając do pozamiejskiej, opuszczonej fabryki, ponownie natknęłam się na właścicielkę węża. Tym razem dziewczyna nie była obojętna. Jej młoda twarz wyrażała smutek i przerażenie. Chwyciłam jej dłoń, przyciągając miłośniczkę jadowitych zwierząt ku sobie.
- Utrata kogoś musi boleć, prawda? - zapytałam cicho. Puściłam jej drobną dłoń i oddaliłam się od rudowłosej, cały czas zerkając na nią.
Hope?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz