Ścisnęłam w dłoniach gazetę, wcześniej rzuconą przez pannę
Morgan. Po raz kolejny przeczytałam artykuł, znajdujący się na pierwszej
stronie. Wybitnie niekompetentny dziennikarz informował społeczeństwo o
makabrycznej zbrodni, mającej miejsce wieczorem w biurowcu firmy
architektonicznej; denatką była Katherine Turner, prezes tejże korporacji.
Policja, bez pana Atkinsa i drogiej mi Watson, okazała się bezmyślna, nie podejrzewając
mojego udziału w całym przedsięwzięciu. Lestrade, zapewne zajmujący się całą
sprawą, po śmierci kilkunastu moich agentów, uznał, że przegrałam i znalazł
sobie nowy cel. Ale Alexander nie odpuści, będzie mnie szukał, wraz z Watson,
aż znajdzie i siłą doprowadzi przed sąd, bym następnie wylądowała w więzieniu,
odsiadując wielokrotne dożywocie za dziesiątki morderstw, kradzieży i rabunków.
Policja już miała wystarczające dowody, by skazać mnie na kilkanaście lat, a
nie dowiedli jeszcze udziału w wielu innych sprawach. Byli za głupi, by się
tego domyślić i znaleźć dowody, które mogłyby mnie pogrążyć. Moje nowe źródło,
malutka różyczka, także tak twierdziła, co pokazała rzucając kolejną gazetę na
tą, którą właśnie czytała.
- Wiedziałam, że się nie domyślą! – krzyknęła, tryumfalnie
unosząc ręce. W jednej dłoni trzymała pełną butelkę Grant’s – Nikt nie może
równać się z potęgą Moriarty.
- Po prostu jestem genialna – uśmiechnęłam się fałszywie,
podchodząc do niziutkiej brunetki. Jedną ręką objęłam ją w pasie, drugą zaś
otworzyłam drzwi – Trzeba to uczcić, prawda?
Panna Cunningham odwzajemniła uśmiech jeszcze szerzej, dając
się prowadzić do pokoju, w którym uwielbiała przesiadywać. Powolnym krokiem
prowadziłam ją przez sieć korytarzy, by ostatecznie trafić do pomieszczenia,
które było naszym celem. Po wejściu do pokoju, niemal natychmiastowo zamknęłam
za nami drzwi, nie chcąc, by ktoś usłyszał to, co będzie działo się w tym
pomieszczeniu. Ścisnęłam jej dłoń i podprowadziłam do materaca, by mogła tam
usiąść. Posłusznie wykonała niemy rozkaz, a ja usiadłam obok niej. Nadal się uśmiechając,
odkręciła korek od butelki i rzuciła go przed siebie. Zerkając na mnie, wzięła
pierwszy łyk, a potem podała mi butelkę. Także wzięłam łyk, jednak nieco
większy. Kilkunastoma łykami, butelka whisky została opróżniona z zawartości.
Dopiero po tym postanowiłam stosownie zająć się dziewczyną.
- Skrzywdziłam cię? – zapytała, ciężko dysząc. Obróciła się
na prawy bok, by móc na mnie spojrzeć.
- Nie, byłaś wspaniała. – odpowiedziałam, patrząc w jej
szare oczy.
- To działo się tak szybko.
- Tak.
- Byłam przerażona, może cię skrzywdziłam. To brzmiało jak…
- Nie, nie, nie. Byłaś… Bardzo słodka. Najsłodszy
zbrodniarz, jaki kiedykolwiek żył.
- To wszystko jest tym, co chciałabym robić cały dzień,
każdego dnia przez resztę mojego życia.
- Nie byłoby wspaniale? – zaśmiałam się. Położyłam dłoń na
ramieniu brunetki, gdy ta próbowała mnie pocałować - Nie powinnyśmy odpocząć?
Złapać oddech? Nie ma pośpiechu, prawda?
- Oczywiście, że nie. Jesteś głodna? Powinnam przynieść
ciasto albo wino?
- Nie, jest wspaniale. Po prostu chcę cię tylko dla siebie.
Chcę wiedzieć wszystko, co można wiedzieć o Jennie Cunningham, najlepszej ze
wszystkich, które znam.
- Jenna Cunningham… To brzmi dziwnie, przynajmniej dla mnie.
Czy Napoleon zbrodni brzmi dziwnie dla ciebie?
- Bardzo dziwnie. Panno Cunnigham.
- Pani Oswald. Czasami to dziwne. Jestem morderczynią.
Pieprzyłam się z najpiękniejszą kobietą na świecie i to wszystko dlatego, że
organizacja prawie upadła.
- Rozumiem. Ale to nie twoja wina. Wiesz to, prawda? Nie
możesz czuć się winna.
- Nie czuję się tak. To jest dziwne. Lubisz pływać?
- Kocham pływać.
- Ja też.
- Myślę, że będziemy bardzo szczęśliwe, ty i ja.
- Też tak myślę.
- Nieprzytomnie zakochane i najszczęśliwsze na świecie –
podniosłam się i zebrałam swoje rozrzucone ubrania. Czując na sobie wzrok
dziewczyny, powoli ubrałam się – Ale na razie to koniec, prawda? – sięgnęłam po
płaszcz i narzuciłam go na ramiona. Zerknęłam na nią przelotnie i wyszłam z
pomieszczenia.
- Mam sprowadzić tą nową… Jak jej było… Morgan, tak? –
zapytała brunetka, doganiając mnie.
- Tak. – odpowiedziałam i trzasnęłam jej drzwiami tuż przed
nosem.
Hope?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz