Ciężko dysząc, odsunęłam się od dziewczyny, wciąż patrząc na
jej ciało. Posłusznie połknęła tabletkę, którą wcisnęłam jej siłą, a teraz,
będąc pod jej wpływem, niebezpiecznie drżała i stała się niesamowicie chętna na
jakiekolwiek lubieżne zachowania, zaś mi, w całej tej bezwstydnej zabawie,
pomogły wypite kilkanaście minut temu butelki szkockiego Grant’s. Panna Morgan,
młodsza ode mnie o zbyt wiele lat, nie pociągała mnie w żadnym stopniu. Była
tylko obiektem, który chciałam wykorzystać dla zaspokojenia własnych potrzeb i
z chęci zemsty za przegraną w pierwszym starciu. Będzie cierpieć katusze,
tracić wszystko, co cenne, tracić własne ja – przy mnie nie istnieje słowo
stałość. Nie wie tego, nie może nic na to poradzić. Nasze życie jest brutalne.
Dla niej, dla mnie. Niech ma tę świadomość. Właśnie otrzymała rolę i musi ją
odegrać.
Uśmiechnęłam się zadziornie, podchodząc do rudowłosej
kochanki. Brutalnie przycisnęłam ją do ściany, uciszając jej cichy krzyk
pozornie namiętnym pocałunkiem. Wplotłam dłonie w jej włosy, jeszcze mocniej
naciskając na drżące ciało. Odchyliłam się, by móc odetchnąć i gwałtownym
ruchem zdjęłam z niej bluzkę. Rzuciłam ją za siebie, patrząc na jej półnagie,
lekko umięśnione ciało. Ponownie przycisnęłam ją do ściany, jednak teraz to ona
przejęła inicjatywę. Objęłam ją w pasie, a ona zaczęła kolejny wybuchający
namiętnością pocałunek, w tym samym czasie próbując rozpiąć guziki koszuli,
którą miałam na sobie. Ostatecznie, po kilku minutach szarpań, udało jej się to
zrobić; zrzuciła materiał z moich ramion. Zatopiła dłonie we włosach, by za moment
zająć się zapięciem stanika. Odepchnęłam ją brutalnie, cofając się kilka
kroków. Ciężki oddech ponownie powrócił. Musiałam grać.
- Co to miało być? – zapytała zaskoczona, zbliżając się.
Pewnie, jednak delikatnie, chwyciła mnie w pasie, obracając ku ścianie i przyciskając
do niej. Pochyliła się nade mną. Popatrzyłam w jej czujne, szare oczy.
- Nic, słonko – odpowiedziałam, uspokajając oddech – Po prostu
chciałam zobaczyć twoje zdziwienie. Wtedy wyglądasz najpiękniej. Niczym
prawdziwe dzieło sztuki. Jak… „Kobieta z kwiatami” Vernon. – dodałam, gładząc
jej policzek. Zbliżyłam twarz na tyle, byśmy obie dotykały się zarówno nosami, jak
i czołami. Przymknęłam powieki, muskając jej ciemnoróżowe usta.
Hope?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz