Podczas, gdy ci głupcy zajęli się rozmową i wykłócaniem o błahostki, ja za wszelką cenę próbowałam uratować własną skórę. Leżąc na prawym boku i wciąż ściskając krwawiącą ranę, przeszukałam kieszenie, by w jednej z nich znaleźć telefon. Niezgrabnym ruchem wyciągnęłam go i położyłam obok siebie. Po odblokowaniu, na wyświetlaczu pojawiła się informacja o trzech nowych wiadomościach od pająka. Każda z nich zawierała informacje o osobach, znajdujących się w pokoju. Pierwsza z nich informowała mnie o tym, że Irene współpracuje z Alexandrem; druga o tym, że Watson jedzie w miejsce naszego spotkania; trzecia zaś informowała o moim byłym kochanku - zbliżał się i był nad wyraz ciekawy, co do osobowości Moriarty. Kuląc się jeszcze bardziej, ukryłam telefon i ruchy dłoni, wskazujące, że coś robię. Nawet, gdyby moi wrogowie odwrócili się, zapewne pomyśleliby, że po prostu straciłam przytomność. W jednej, krótkiej wiadomości wysłanej do pająka zawarłam prośbę o pomoc i opis obecnej sytuacji - panny Morgan kłócącej się z Alexandrem i Adler, wraz z Watson, przyglądających się biernie ich sprzeczce. Zdążyłam ukryć telefon w kieszeni, gdy rudowłosa wyszła z pomieszczenia. Wyprostowałam się na tyle, na ile pozwalał mi ból. Pozostała trójka spojrzała na mnie.
- Chcę ci pomóc. - zwróciłam się do Alexandra.
- Przybrałaś fałszywą tożsamość, uwiodłaś mnie, sfingowałaś swoją śmierć, więc wybacz mi, ale nie chcę twojej pomocy. - odpowiedział zimno.
- Wolałbyś, żebym cię zabiła?
- Tak.
- Wiedziałam, że moja śmierć będzie ciosem. Wiedziałam, że cię zajmie i, że będę mogła kontynuować prace nad moimi projektami, ale nie przewidziałam, że wrócisz do nałogu. Zaskoczyłeś mnie. Tylko ty jesteś w stanie to zrobić.
- Dlatego mnie kochasz? Po to tu jesteś? Żeby mi to powiedzieć?
- Wiesz dlaczego tak ciągnie cię do narkotyków? Bo żyjesz w ciągłym bólu. Twoja wrażliwość sprawia, że jesteś świetnym detektywem, ale też cię rani. Wiem, jak to jest. Tylko ja. Jesteś rozbity. Ja cię poskładam. I pokażę ci, jak żyć inaczej.
- Jesteśmy tacy sami. Ja i ty. Popełniliśmy ten sam błąd. Zakochaliśmy się. Przez to zgłupieliśmy.
- Zarobiłam dziś prawie miliard. Nie czuję się głupia.
- No tak... - zaśmiał się - Ona cie rozgryzła. Maskotka. Watson. Nazwała twój stan. Odkryła prawdziwy powód, dlatego nie możesz mnie zabić. Dlatego wróciłaś do mojego życia. Dlatego jesteś tutaj. Dlatego zachęciła, żebym pozwolił ci wygrać. Cóż, przynajmniej to udawał. Ale biorąc pod uwagę to, że oczy i uszy masz wszędzie... Powiedziałaś, że jest jedna osoba, która może cię zaskoczyć. Okazuje się, że są dwie.
Po tych słowach, jakby na zawołanie, drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem, a do środka wpadło pięciu uzbrojonych mężczyzn. Moi agenci. Każdy zajął się kimś innym - ten, który wszedł ostatni doskoczył do Adler, następny do Watson, kolejny do Alexandra. Kobiety pochwycono, zaś pana Atkinsa zaatakowano. Ciosy co rusz padały na jego twarz, dopóki ten nie znalazł się na podłodze, wtedy atakujący zaczął kopać go w żebra i brzuch. Na samym końcu zajęto się mną, pozostała dwójka podeszła do mnie. Jeden z nich podniósł mnie, drugi zajął się wynoszeniem ciał zdrajców. Agent wyniósł mnie z pomieszczenia, a następnie budynki i położył na tylnym siedzeniu samochodu. Morderca także wsiadł do auta, na miejscu kierowcy i, nie czekając na swych towarzyszy, odpalił samochód i ruszył. W tym całym planie wyczułam działania typowe dla pająka.
Przewieziono mnie do awaryjnej kryjówki, gdzie wyjęto kulę z mojego ciała i opatrzono ranę, podano mi także morfinę, bym nie czuła bólu. Jak się później dowiedziałam, miejscowa policja, wraz ze Scotland Yard z inspektorem Lestrade na czele, wznowiła poszukiwania Moriarty.
Hope?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz