22 paź 2016

Od Jane do Moriarty

-No nie pierdol.- wymamrotałam do siebie. Potem głośniej zapytałam- Czy człowiek we wszystkim musi mieć cel? Nie musi. Więc posłuchaj mnie...- zlustrowałam ją spojrzeniem.- ... Babciu, ja lubię zwracać na siebie uwagę. Czaisz, czy powtórzyć głośniej, wiesz, masz aparaty słuchowe i te sprawy... A tak swoją drogą, to co tam u ciebie...?- nagle mój wzrok spoczął na jej włosach.- Mój Boże, co to jest?! Bo chyba nie włosy?
Z żywym przerażeniem wpatrywałam się w to nieczesane od wieków siano. Co jak co, ale jednak jestem dobrą aktorką. Z jej włosami było wszystko w porządku, ale tylko jedna fryzjerka w mieście tak reagowała na beznadziejną fryzurę. A tą fryzjerką była Jane Coleman.
-Wracając, groźby piszę zawsze i wszędzie, jak wy to nazywacie...? A tak, to mój symbol. Groźby na ścianach. Moim znakiem rozpoznawczym jest też zielone "L" przekreślone w poprzek dwoma kreskami z krwi. No, ale tego drugiego żadko używam. Jednak jest skuteczne w moich stronach i...
-A skąd pochodzisz?- przerwała mi. O nie, nikt nie przerywa Loki. Co to, to nie.
-Z Grecji. Z Aten konkretnie.- skłamałam bez wahania. Gadałam bez sensu jeszcze przez dziesięc minut, głównie o wymyślonym początku mojej kariery, ale o narkotykach wspomnieć musiałam. Zawsze, gdy Moriarty mi przerywała ja ją ignorowałam.


Moriarty?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz