Machałam beztrosko nogami siedząc na jakimś murku, który był
porośnięty lianami i mchem. Mój wzrok tkwił w różowym kwiecie, który wydawał
się zwyczajną rośliną. Tak naprawdę to ten kwiat jest mięsożercą. Gdy obok
niego przechodzi jakieś żywe stworzenie z mięsa i kości, wypuszcza swoje
korzenie na powierzchnie, łapie ofiarę i rozrywa ją na szczątki zjadając ją.
Polubiłam ten kwiat.
- Takie agresywne, a takie piękne - odparłam z
uśmiechem, jednak nie otrzymałam odpowiedzi. Roślina się nie ruszyła. Odchyliłam
się do tyłu, prawie że wypadając z murku, jednak tak naprawdę mogłam sobie
wychylać się ile chce, to i tak utrzymam równowagę. A po za tym jeśli spadnę to
co?
Burczenie w brzuchu przerwało mój spokój, który
zdecydowanie trwał za długą. Strasznie mi się nudziło, więc zaczęłam rozmyślać,
no ca by zapolować. Może i cała ziemia jest zainfekowana jakimiś bzdetami, to
jednak są jakieś malutkie zwierzaczki jadalne. Przez głód nawet nie zdążyłam
się namyśleć, więc tylko zeskoczyłam z cegieł i się rozejrzałam.
- Głodna jestem - powiedziałam zn udawanym
smutkiem patrząc na swój brzuch i go głaszcząc. Jak głupia, wróciłam na
porośnięty murek i zaczęłam nim kroczyć z ramionami na bokach. Zamknęłam oczy i
szłam prosto przed siebie, nie zwracając na to, że w każdej chwili może mnie
coś zaatakować. Po chwili poczułam jak moje palce o coś się wplątują i nagle
zaczęłam spadać. Wraz z upadkiem z murka usłyszałam czyjś jęk. Musiałam na kimś
wylądować.
A w rzeczywistości spadłam z łóżka. Owinięta jak w
kokon kołdrą leżałam na ziemi parę minut, gdy nagle do moich uszu nie doszedł
dźwięk dzwonka. Nienawidziłam go. Od razu wstałam i się uwolniłam, po cym
wyłączyłam budzik wywalając go z biurka. Znowu bateria wypadła, ale się nie
stłukł. Patrzyłam na ten przedmiot z ironią w oczach, po czym się rozciągnęłam.
Podniosłam przedmiot i go złożyłam. Po postawieniu tego czegoś na miejscu,
poszłam do łazienki. Tam nalałam wody do zlewu, w którym leżał Mort. Umyłam
twarz i ręce oraz ogarnęłam włosy.
- Miau... - mój kot domagał się jedzenia.
Najpierw się ubrałam, a po jego wiecznym
miauczeniu dałam mu jakiś kawałem mięsa z lodówki, a następnie chwyciłam
torebkę.
- Wracam wieczorem - oznajmiłam kotu, po czym
wyszłam z domu zamykając pomieszczenie na klucz.
Zeszłam po schodach, stanęłam w holu głównym i
wyszłam na zewnątrz. Dzień bł nieco chłodny. Na niebie kłębiły się szare chmury
zapowiadające deszcz, którego jeszcze nie było. O godzinie ósmej wiał chłodny
wiatr, a promienie słońca nie mogły się przebić przez chmury. Moje włosy zwiały
mi na twarz, także schowałam je pod bluzkę i kroczyłam przed siebie z torebką w
dłoni, na niewysokich obcasach. Po kilku minutowym spacerze weszłam do salonu
rzucając torebkę gdzieś w kąt.
- Jak się masz? - przywitał mnie Thomas, u którego
miałam tak zwane praktyki. Siedział na biurkiem popijając kawę, oraz trzymając
nogi na stole.
- Jak zawsze - odparłam ziewając, po czym zdjęłam
buty. Do budynku nagle weszła pierwsza osoba. Nie wyglądała na kogoś, kto
chciał tatuaż. Może to były tylko pozory? Albo na prawdę chciała czegoś innego.
<Ktokolwiek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz