26 paź 2016

Od She do Moriarty

Wyszłam z domu, słuchając muzyki przez słuchawki, nucąc i pogwizdując pod nosem. Ruszyłam tanecznym krokiem przez rynek, lustrując spojrzeniem przechodniów.
-Ciekawe... Wszyscy się gdzieś śpieszą, wiecznie zabiegani i zapracowani. A potem narzekają, że wszystko ich boli.- wymamrotałam do siebie. Zasłuchana w refren piosenki zaczynam biec przed siebie, chcąc poczuć ten zatruty wiatr we włosach.
Skręcam w boczną ślepą uliczkę, łapiąc oddech. Potem wyruszyłam prosto do sklepu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Syriusz? Jestem!- powiedziałam, wchodząc do domu i kładąc zakupy na półce w korytarzu.
-She?- krzyknął.
-Nie, Duch Święty.- śmieję się. Wpadłam do kuchni jak tsunami.- Kawy, kawy, kawy, kawy!
-Tutaj masz, misiek.- Syriusz wskazał na kubek pełny ciemnobrązowej, pachnącej cieczy. Chwyciłam naczynie obiema rękami i wypiłam potężny łyk.
-Ach, tego mi było trzeba.- wymruczałam. Gdy wypiłam kawę do dna podchodzę do Syriusza siedzącego przy stole. Objęłam jego szyję rękami od tyłu i położyłam brodę na czubku jego głowy.
-Co tam, misiek?- zapytałam.
-Słowa "misiek" mogę używać tylko ja.- zaśmiał się.
-No już nie marudź.
Z korytarza rozległ się dźwięk dzwonka. Niechętnie puściłam Syriusza i otworzyłam drzwi wejściowe. W drzwiach stała blondynka. Przypatrzyłam jej się uważnie. Nie była pijana, ani nic innego, więc nie pomyliła najwyraźniej drzwi.

Blondynka (Mori :3)?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz