-Miki! Wstawaj!- krzyczy Mikel, wparowując do mojego pokoju.
-Nie drzyj mordy, gościu! To że Chi mnie tak nazywa, nie znaczy że ty też możesz.- mamroczę.
-Mogę ci tak mówić?- pyta.
-Nie.- rzucam w niego poduszką.
-Michał przyszedł.
-O Boże, za jakie grzechy.- wzoszę teatralnie oczy do nieba i wyskakuję z łóżka. Mikel wychodzi, a ja się myję i ubieram. Już gotowy schodzę do kuchni, w której pachnie herbatą pierniczkową.
-Angelo!- krzyczy Michał i zamyka mnie w niedźwiedzim uścisku. Pewnie czegoś chce, materialista jeden.
-Czego?- pytam, rozbawiony do granic możliwości.
-Wyporzyczysz mi książkę z biblioteki?- błaga.
-Jaką?
-Bo wiesz, taki jeden mi polecił o aniołach i chcę się pośmiać.
-Wystarczy że posłuchasz Mikela biorącego prysznic. Wiesz jakie arie operowe śpiewa?
Wybuchamy śmiechem, a Mikel trzepie mnie w tył głowy.
~~~
-Pomóc ci?- pytam dziewczynę. Stoi na palcach, a mimo to nadal nie może dosięgnąć książki na najwyższej półce.
-Em...- dziewczyna zadziera do góry głowę, z zamiarem spojrzenia mi w oczy.- No cóż...
-Może jednak pomogę.- śmieję się i podaję jej książkę.
-Dziękuję.- spuszcza wzrok.
-Jestem Angelo. Miło było poznać.- mówię i odchodzę do działu z fantastyką.
Dziewczyna?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz