- Cześć aniołku - złapałam ją i podniosłam. Jej stalowoszare oczy błyszczały wesoło, a twarz była usmarowana czekoladą. W takim samym stanie była sukienka.
- Ciocia zrobiła ciacho - oblizała się i wskazała na dom.
- W takim razie chodźmy tam zanim ktoś je zje - zaśmiałam się całując ją w czoło. Rosła w oczach, a już teraz można było stwierdzić, że w przyszłości będzie naprawdę śliczna. Zaniosłam ją pod same drzwi, gdzie zeskoczyła z moich ramion i pognała do kuchni. Ściągnąwszy buty poszłam za jej przykładem.
- Ellen, witaj - ciocia przytuliła mnie na powitanie. - Micah! Złaź na dół, El przyjechała!
- Mickey tu jest? - chciałam się upewnić, a odpowiedzią były odgłosy czyiś kroków. Nim zdążyłam wymamrotać coś na powitanie zostałam zamknięta w jego uścisku. Odsunęliśmy się od siebie, a ja zmierzyłam go wzrokiem. Jasnobrązowe włosy były w charakterystycznym dla niego nieładzie, a ciemne, prawie czarne oczy uśmiechały się do mnie.
- Moja mała kuzyneczka, kto by pomyślał! - potargał mi włosy na głowie.
- Dawno się nie widzieliśmy - przytaknęłam.
- Idziecie porozmawiać, ja zajmę się Bobby - zaoferowała się ciocia, sadowiąc dziewczynkę na krześle. Kuzyn pociągnął mnie za sobą.
- Ja chcę z Ellie! - zaprotestowała blondynka zsuwając się na ziemię.
- Oj nie maluszku! - kobieta ponownie ją posadziła. Podała mojej siostrze pudełeczko z kolorową posypką. - No już, uciekajcie!
Podziękowałam jej uśmiechem i ruszyłam za chłopakiem. W jego pokoju jak zawsze panował bałagan. Książki walały się po podłodze, ubrania leżały na meblach, a łóżko zakrywała warstwa kartek i skrzypce. Micah studiował od dwóch lat, a do domu przyjeżdżał okazjonalnie. Jak to kuzynostwo często się spieraliśmy, ale każde z nas wiedziało, że może na tym drugim polegać. Fakt, że był kitsune pomagał lepiej nam się rozumieć.
- Jak się trzymasz? - spytał, gdy umościł się pośród szpargałów. Oparłam głowę na jego ramieniu i westchnęłam cicho, wiedząc, że chodzi mu o moich rodziców.
- Jest dobrze - odpowiedziałam krótko, wbijając spojrzenie w instrument.
- Kłamiesz.
- Tak - potwierdziłam. - Wciąż nie mogę sobie darować, że przez mnie już ich nie ma.
- Jesteś niemądra - przytulił mnie. - To nie twoja wina. Mieliście pecha.
- Ale gdybym...
- Przestań Ellen - warknął ostro. Jego głos szybko złagodniał. - Nie możesz się tak surowo osądzać. A teraz opowiedz mi co u ciebie?
~~*~~
Popołudnie minęło mi bardzo szybko. Gdy słońce zaczęło chować się za horyzont pożegnałam się z rodziną i wsiadłam do samochodu. Perspektywa samotnego wieczoru nie wydała mi się zbyt kolorowa, dlatego odpaliwszy samochód, ruszyłam w kierunku innym niż zazwyczaj.
- Dzień dobry - powitałam recepcjonistkę uśmiechem. - Szukam Alex'a Fosher'a.
- A pani to kto? - spojrzała na mnie podejrzliwie. Wiedząc, że nie jestem dobra w kłamaniu, użyłam magii. W ten sposób zdobyłam klucz i numer pokoju wilkołaka. Kiedy okazało się, że śpi usadowiłam się na hotelowym łóżku, które skrzypnęło cicho. Jednak ten niegłośny dźwięk wystarczył, by obudzić mężczyznę.
- Spokojnie, to tylko ja - zaśmiałam się, widząc jak zrywa się nerwowo.
- Ellen... - spojrzał na mnie jak na ducha.
- Mhm - potwierdziłam żartobliwie. - Wiesz podobno masz u mnie dług. Może wybierzemy się zjeść coś na mieście? Przyda mi się miłe towarzystwo.
Alex?^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz