Zmarszczyłam nos jak zawsze, kiedy byłam zła lub intensywnie nad czymś myślałam.
- W tygodniu jest tylko praca i dom - westchnęłam cicho. - Zaczyna mnie to męczyć.
- Z pewnością niedługo będzie lepiej - pocieszył mnie z uśmiechem. Jego troska wywołała u mnie falę poczucia winy. Z jego "kocham cię" coś we mnie pękło. Nie wiedziałam co do niego czuję, ale z pewnością to nie była miłość. Być może dopiero miała się pojawić, ale na razie czułam się po prostu jak najgorsza suka udając przed nim uczucie. Nie było tak, że go nienawidziłam. Lubiłam spędzać z nim czas. Wyjść na kawę by porozmawiać, pośmiać się z absurdalnych rzeczy...
- Wszystko okej? - z zadumy wyrwał mnie jego głos. Kelner położył na stoliku tiramisu i odszedł z uśmiechem.
- Tak, zamyśliłam się - wymusiłam uśmiech i spróbowałam ciasta. Było przepyszne, dosłownie rozpływało się w ustach.
- Cieszę się, że ci smakuje - zaśmiał się cicho. W jego oczach błyszczały radosne iskierki, na co jeszcze bardziej się spięłam. Nie mogę go zranić, nie potrafię mu tego zrobić. Muszę wierzyć, że z czasem się ułoży, a teraz odczuwam tylko stres porozstaniowy.
- Jest nieziemskie - potwierdziłam z trudem przełykając tiramisu. Gdy oboje zjedliśmy swoje porcje, podniosłam się szybko ku zdziwieniu Alex'a. - Niedobrze mi, chyba wrócę do domu. Chodź to cię odwiozę.
Skinął głową i podał mi kurtkę. Podczas drogi do hotelu panowała martwa cisza budująca między nami mur. Fosher wyczuł, że coś jest nie tak, dlatego nie próbował wypytywać mnie o powód nerwowości. Wychodząc chciał cmoknąć mnie na pożegnanie, ale obróciłam głowę tak, że trafił w policzek. Odjechałam, gdy tylko zamknął drzwi.
Alexiuuu? El taka zua :v
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz