11 mar 2017

Od Aleca cd. Koyori

Nie byłem przyzwyczajony do zaprosin od kogokolwiek. Być może przez wzgląd na moje brak zaufania, ale dziewczyna posiadała w sobie coś co powodowało, że to zwykłe pytanie o wspólne napicie się kawy nie zabrzmiało ani odrobinę podejrzliwie. Bo niby dlaczego miało? Nie mniejsza, delikatnie zbiło mnie z tropu, powodując uniesienie się delikatnie kącików ust. Może tym razem nie zachowam się jak gbur - mówiąc językiem Rose. Być może rzeczywiście powinienem choć w chwilach wolnego zapomnieć o swoich powołaniach pracy.
Przechyliłem głowę w geście "czemu by nie?" i delikatnie pokiwałem głową unosząc spojrzenie na dziewczynę.
- Myślę, że mógłbym wstąpić na kawę - odparłem - Gdzieś nie daleko była kawiarnia z tego co pamiętam - wskazałem ruchem głowę na główną uliczkę, gdzie zawsze kręciło się dużo turystów jak na tak małe miasteczko. To właśnie był jeden z powodów mojej przeprowadzki wraz z Lauren tutaj.
- Rzeczywiście, podają tam wyśmienite drożdżówki i lody - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, odwracając w stronę wskazywanego kierunku.
Kawiarenka nie znajdowała się daleko i szczerze powiedziawszy była chyba jedynym znanym mi miejsce spotkań ludzi w miasteczku. Nie często chodziłem na wszelkie zgromadzenia, najczęściej zgadzając się na propozycję od innych ludzi. Jedynym powodem wyciągającym mnie z domu i pracy była znajomość upartości przyjaciół. Zresztą być może to mi wychodziło na dobre. Nie uważałem siebie za sympatycznego człowieka, choć mogłoby się wydawać, że reszta zapewne tak sądzi i być może tak właśnie jest.
Stanęliśmy przed przejściem dla pieszych, mając przed sobą dosyć stary budynek, w którym znajdowała się kawiarnia i tuż obok cukiernia. Otworzyłem drzwi, wpuszczając Koyori do środka i ruszając tym samym tropem za nią. Mały stoliczek stał w rogu pomieszczenia, przygotowany na kolejnych gości. Zapach świeżej kawy można było wyczuć już przed wejściem. Odłożyłem zakupy na bok, dopiero teraz uświadamiając sobie, że Lauren będzie zła za moje spóźnienie. Jakoś jej to zrekompensuję. W jednej chwili młoda blondynka podeszła do nas z notatnikiem i sympatycznym uśmiechem, oczekując na zamówienie. Przeleciała szybko wzrokiem po naszych twarzach w swojej rutynowej postawie.

- Nawet nie myślałem, że jeszcze pamiętam dokładnie położenie tej kawiarni - położyłem złączone dłonie na blat stolika.
- Jesteś tu nowy? - dziewczyna odwiesiła torebkę na krzesło i w wyprostowanej sylwetce, spojrzała na moją twarz.
- Może nie nowy, ale powiedzmy, że asymiluję się z tym miejscem - poruszyłem głową w geście zastanowienia.
Dziewczyna usiadła wygodnie na krześle, widocznie oczekując kontynuacji wypowiedzi.
- Dotychczas mieszkałem w Londynie. Przyzwyczajenie do dużego miasta było widoczne z każdym dniem, ale teraz sądzę, że mniejsze miasteczka mają w sobie coś co przyciąga. Są oczywiście plusy i minusy. Czasem brakuje mi hałasu ulic Londynu, ale teraz nie wróciłbym do niego - pokręciłem głową, kierując spojrzenie na stawianą przez blondynkę kawę na stole. Podziękowałem, patrząc usatysfakcjonowany na beżowe kolory istnego napoju bogów. Mam wrażenie, że ostatnio za dużo jej piję. Tak dalej i trafię na odwyk u Rose.
-Dlaczego przeprowadziłeś się do San Lizele? - dziewczyna wsparła się o łokieć, mieszając łyżeczką w filiżance.
- Ze względu na ciotkę. A przynajmniej moja siostra bardzo chciała przy niej być. Staruszka była już schorowana, sama nie dawała rady zajmować się domem i kotami... Była typową, starą panną, kociarą, a one wręcz lgnęły do niej. Do dziś pamiętam obleganą kanapę przez sześć zielonookich - uśmiechnąłem się na wspomnienie o łapaniu tych diabłów po śmierci staruszki. Choć główny powód mojego przybycia nie był nikomu znany prócz przyjaciół to przecież nie powiem obcej osobie, że praca wymogła na mnie przeprowadzkę. Kłamanie czym się zajmuje było moim tematem tabu dla nieznajomych, a od jakiegoś czasu miałem dość wykręcania się.
- Nadal się nią zajmujecie?
- Nie. Zmarła miesiąc temu, a Lauren, odziedziczyła jej domek. Nie jest za wielki, ale w stanie pomieścić dwie osoby. Stwierdziliśmy, że zamieszkamy razem, sypialnie są, więc niczego tam nie brakuje. No... być może jedynie dokończenia remontu, ale jakoś trudno mi się za to zabrać. Jeszcze kilka kartonów stoi pod ścianą w pokoju, oczekując na rozpakowanie - zmarszczyłem brwi, usilnie starając się przypomnieć co w nich było.
- Lauren to twoja...?
- Młodsza siostra. Studiuje medycynę. Uczelnia jest niedaleko, dlatego pewnie zdecydowała się na pozostanie tutaj. Zresztą doskonale ją rozumiem. Domek jest niezwykle sympatyczny - wziąłem łyk kawy, bawiąc się malutką łyżeczką.
- Chyba trochę wyszłam na nachalną - Koyori uśmiechnęła się szeroko, poprawiając opadający kosmyk włosów.
Odwzajemniłem uśmiech, prostując się na krześle i w odpowiedzi kręcąc głową w zaprzeczeniu.
- Nie, zazwyczaj ludzie muszą wyciągać coś ode mnie. Ciekawość to nie jest zła cecha, tak uważam... - zdanie przerwał mi dzwonek. Sięgnąłem do kieszeni po telefon, patrząc na wyświetlacz - Wybacz - zwróciłem się do japonki i wstałem, wychodząc na zewnątrz. Odebrałem połączenie od siostry.
L: Zapomniałeś, gdzie jest dom czy zgubiłeś się na prostej z workiem pełnym zakupów?
A: Jestem w kawiarni.
L: Ekspres mamy w domu, a lodówka świeci pustkami. Zresztą... od kiedy to chodzisz do kawiarni, co?
A: Lauren, spotkałem kogoś komu pomogłem i poszedłem z nią na kawę. To chyba normalne. I odpowiadam na twoje przypuszczenia. Nie, nie wróciłem do pracy, póki co Agencja się nie odzywa.
L: I dobrze. A wracając... ~  jej głos wydał się teraz zadowolony i żądający zapoznania się z sytuacją. Jak tylko wrócę do domu czeka mnie porządne przesłuchanie. Westchnąłem głośno, lecz to nie powstrzymało Lauren od natarczywego dla niej pytania - Mówisz, że z nią? Nie wierzę, że jesteś w stanie z kimkolwiek pójść...
A: Chyba coś mi przerywa i niewyraźnie cię słyszę! Co? Co mówisz? Halo? - z złośliwym uśmiechem odsunąłem od ucha telefon, słysząc jak wkurzona dziewczyna jeszcze coś mówi do słuchawki. Rozłączyłem się, pisząc na szybko sms z treścią "Kocham, nie dzwoń, porozmawiamy w domu". Po chwili otrzymałem odpowiedź, "Nienawidzę cię, cholero. Nie przeszkadzam, buziaki" . Schowałem telefon z powrotem do kieszeni i wróciłem do Koyori, siadając na miejsce. Uniosła głowę.
-Przepraszam jeszcze raz. Zapomniałem poinformować siostrę o tym, że może mnie nie być trochę dłużej niż ustalaliśmy - spojrzałem na towarzyszkę.
-Jeśli musisz już wracać, to nie ma problemu - zaznaczyła dziewczyna.
-Jest dorosła, nie muszę jej pilnować. Zresztą nie dopiłem jeszcze kawy - delikatnie uniosłem kąciki ust do góry - Może masz ochotę coś przegryźć? Szczerze mówiąc to zapachy na prawdę kuszą. Słyszałem od kogoś, że mają tu dobre drożdżówki i lody - oparłem się o blat stołu.

Koyori?
Postawię ci drożdżówkę xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz