22 kwi 2017

Od Aliciji do Lewisa

Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie, choć niezbyt zwróciłam uwagę co działo się za nim. Miałam wolną tą godzinę, lecz stwierdziłam, że wykorzystam ją na spokojne wypicie kawy i obmyślenie następnej lekcji. Za piętnaście minut kończy się przerwa i będę musiała wyjść do pokoju nauczycielskiego. Pomysł niezbyt mi się podobał, zwłaszcza, że pani głośna Grudy miała teraz okienko. Męczył mnie ból głowy, lecz oto co się dostaje za czytanie do pierwszej w nocy. Z korytarza dobiegły mnie śmiechy dzieci i odruchowo sama się uśmiechnęłam. Dzień nie był piękny, zacinający deszcz nie dodawał mu uroku, ale pocieszała mnie myśl, że nie muszę wychodzić z ciepłego budynku przez cztery najbliższe godziny. Zaniepokojona uświadomiłam sobie, że śmiechy ustały, zamiast tego zapanowała grobowa cisza, zwykły gwar uległ zniszczeniu. Odwróciłam się i odstawiłam kubek na biurko, lecz zanim doszłam do drzwi, doszedł mnie chłopięcy krzyk. Szybko wyszłam z klasy by zobaczyć przed nią Nicholasa z 4B i Bena z 4A. Ben trzymał się kurczowo za nos, dłonie Nico były zaciśnięte w pięści a rozżalenie gościło na jego twarzy. Uczniowie otoczyli ich ciasnym kółkiem, obserwując przebieg sytuacji. Przez grupki przebijał się nauczyciel matematyki, Timon. Mężczyzna, rzecz jasna nie ma tak na imię, ale uczniowie nazwali go tak, ze względu na niezwykłe podobieństwo do surykatki z kreskówki. Podeszłam do chłopców i lekko popychając ich plecy, zaczęłam zaganiać ich w stronę gabinetu pedagoga. Było to jedyne w chwili obecnej puste miejsce, a potrzebowałam takiego, zwłaszcza, że dyrektorka odebrała mi mój gabinet. Weszliśmy do pomieszczenia, Nico posadziłam na krześle pod ścianą i zaczęłam oglądać nos Bena.
- Więc, macie jakieś wyjaśnienie? - spytałam pogodnie. Twarz chłopca wyglądała w porządku, poza jego miną, która nie wyrażała zadowolenia. Odpowiedziało mi milczenie. Wstałam i oparłam się o biurko, sięgając po długopis i bawiąc się nimi. Wysłałam pytające spojrzenia chłopcom i Nico, niechętnie, ale zaczął się odzywać:
- Obraził mojego tatę - powiedział. Zaczęłam szybko myśleć. Ben jest dobrym dzieckiem, lecz przez ciągłą nieobecność rodziców, miał problem z wyznaczaniem granic, natomiast Nico jest sprytnym ale wrażliwym dzieckiem. Sytuacja była raczej jasna, tak samo jak jej rozwiązanie zresztą. Odepchnęłam się od biurka i wyciągnęłam telefon. Wysłałam szybkiego smsa do Lisy. Nie trwało to zbyt długo nim pojawiła się w drzwiach. Podeszła do Bena i położyła mu rękę na ramieniu. Ufałam metodom swojej przyjaciółki, i uśmiechnęłam się pogodnie. To ona była w końcu jego wychowawczynią. Spojrzałam za to na swojego wychowanka i usiadłam naprzeciwko niego. Ważyłam słowa w ustach,
- Neeks, wiesz, że będę musiała wezwać twojego tatę - powiedziałam a on spojrzał na mnie. Widziałam w jego oczach rozżalenie, ale nie był zaskoczony. Jest inteligentnym chłopcem i lubię rozmawiać z nim, choć raczej jest to przykra okazja. Pokiwał głową a ja podałam mu telefon, żeby wpisał numer swojego ojca. Zazwyczaj skorzystałabym ze szkolnych danych, ale nie chciałam zostawiać chłopca samego. Wybrałam numer wstukany przez chłopca i streściłam sytuację beznamiętnemu głosowi po drugiej stronie słuchawki. Nico obserwował mnie tylko. Rozłączyłam się i westchnęłam.
- To dzielne z twojej strony, ale mam wrażenie, że twój tata potrafi obronić się sam - powiedziałam chłopcu a ten uśmiechnął się lekko.
- Wiem, że to oznacza zniknięcie ze szkoły na resztę dnia, ale nie rób tego więcej, dobrze? - spytałam dziobiąc go w kolano. Chłopiec obiecał i przesiedzieliśmy chwilę w ciszy. Po raz kolejny dobiegły mnie dziwne odgłosy z korytarza, tym razem były to podekscytowane piski. Zmarszczyłam brwi i w pomieszczeniu rozległo się pukanie do drzwi, które następnie uchyliły się. Wyjrzał zza nich mężczyzna, nieco starszy ode mnie, ubrany w koszulę i jeansy. Uśmiechnęłam się zapraszająco i powoli wstałam, a za mną Nico. Chłopak stanął obok ojca.
- Dzień dobry panie Carter - wyciągnęłam dłoń na powitanie. Jak długo uczyłam Nico, tak jego mamę spotkałam tylko dwa razy oraz był to pierwszy raz gdy spotkałam jego ojca. Mężczyzna uścisnął moją rękę.
- Więc, jaki jest wyrok? - spytał Carter bez zbędnych emocji w głosie. Poczułam pewien niepokój.
- Poza opuszczeniem lekcji i obniżeniem oceny z zachowania jeśli się to powtórzy, nic - odpowiedziałam lekko. Tym razem bez ostrzeżenia, drzwi otworzyły się po raz kolejny i wyszła zza nich pani dyrektor. Z przyklejonym sztucznym uśmiechem na twarzy i wymachując dziwacznie biodrami podeszła do nas.
- Dzień dobry panie Carter, miło pana widzieć! - powiedziała przesadnie słodkim głosikiem, a mnie zmroziło. Musiałam wyglądać ciekawie, bo rozległ się śmiech Nico a smoczyca wysłała mi karcące spojrzenie.
- Uhm, przepraszam. To ja wyjdę - powiedziałam i wyciągnęłam rękę do Nico, a ten z uśmiechem przybił mi piątkę. Chciałam pożegnać się także z ojcem chłopca i uciec z tej niezręcznej sytuacji, lecz spotkałam się z chłodnym spojrzeniem mężczyzny.
- My także wychodzimy. Do widzenia paniom - powiedział i skierował swoje kroki ku drzwiom. Chłopiec niewzruszony sytuacją podążył za nim, wyprzedził mężczyznę i wyszli. Carter zatrzasnął za sobą drzwi a mną wstrząsnęło. Kolejne piski dobiegły moich uszu a smoczyca tylko wysłała mi prześmiewczy uśmiech i także wyszła. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, nad komodą. Moja twarz wyrażała czyste what the hell. Myślałam nad tym co się zdarzyło, lecz żadne logiczne wyjaśnienie nie przychodziło mi do głowy. Zegar mówił mi tylko, że połowa mojej spokojnej godziny minęła. Dang it.
***
Zamieniłam moją niebieską sukienkę i żółty sweterek na piżamę, zmyłam makijaż i związałam włosy. Rzuciłam się na kanapę obok Lisy, która zjadała moje lody karmelowe w swoim nieśmiertelnym dresie. Uderzyłam ją w głowę jeszcze bardziej rozwalając jej kasztanowe włosy i chwyciłam stojące jeszcze w reklamówce lody ciasteczkowe. Otworzyłam je i wbiłam w nie łyżeczkę.
- Oszalała dzisiaj na widok rodzica - powiedziałam. Wuefistka pokręciła głową.
- Niemożliwe - rzuciła wygrzebując końcówkę lodów. 
- Też tak myślałam. Przystojny był, Myślisz, że ona to jedna z tych? - spytałam i odwróciłam się w stronę kobiety. Sięgnęła po wino i zaśmiała się. Wizja smoczycy uganiającej się za młodszym facetem rozbawił i mnie. Oparłam głowę na ramieniu przyjaciółki. Ta zaczęła nalewać trunek i podała mi kieliszek. 

Lewis?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz