23 kwi 2017

Od Lewisa do Aliciji

Już w aucie przetarłem twarz, znużony. Nico milczał.
- Nie powinieneś był tego zrobić - powiedziałem wreszcie.
Chłopiec spuścił wzrok.
- Przepraszam. Po prostu...
- Wiem. Rozumiem. Ale uderzenie tego chłopca nic ci nie dało. Taka sytuacja nie ma się więcej powtórzyć.
- Dobrze - wymamrotał.
Wiedziałem, że teraz jest mu wstyd. Poniosło go.
- Nico, jeśli ktokolwiek kiedykolwiek zacznie obrażać mnie, nie reaguj. Jeśli będzie miał coś do ciebie, załatw to sam, jeśli nie dasz rady, przyjdź do mnie. Jeżeli mówię coś o mojej rodzinie, twojej matce czy naszej sytuacji, dajesz mi ich nazwiska. Ja to załatwię.
Skinął głową.
- Widzę, że rozumiesz. Więc, co ty na jakiś ciekawy obiad? Skoro już i tak wyciągnąłeś mnie wcześniej z biura - uśmiechnąłem się.
 Oczy Nica rozbłysły.
- A możemy zamówić pizzę?
Roześmiałem się, mierzwiąc mu włosy.
- Możemy.
***
- Hatter! - usłyszałem warknięcie za sobą.
Podniosłem nieprzytomne spojrzenie na Stephena stojącego przy moim biurku z moim własnym telefonem w ręku.Właśnie planowałem przyjęcie zaręczynowe dla pani King. Jej syn miał się podobno komuś oświadczać. Zaoferowała dosyć pieniędzy, bym się tym zajął, poza tym zainteresował mnie motyw - LARP, konkretnie terenowy.
- Twój telefon dzwoni po raz kolejny. Jakaś nauczycielka, podobno Nico coś nabroił.
- Powiedz jej, że będę za piętnaście minut. I jedź tam sam, nie mam na to czasu.
Chester wyszczerzył się wrednie.
- Właśnie sam jej to powiedziałeś, nie rozłączałem się.
- Chessur - wysyczałem, biorąc od niego telefon.
- Słucham - rzuciłem w słuchawkę pozbawionym emocji tonem.
- Mam nadzieję, że jednak zjawi się pan osobiście - usłyszałem znajomy, kobiecy głos.
- Jeżeli to konieczne, pojawię się za kwadrans.
Rozłączyłem się, rzucając Kotu mordercze spojrzenie.
***
Szczęściem, tym razem udało mi się trafić niemal niezauważonym i nie napotkać dyrektorki. Przerażająca kobieta, szczególnie kiedy próbuje być uwodzicielska. Zapukałem i po usłyszeniu "proszę", wszedłem do środka.
- Dzień dobry - rzuciłem.
Nico przyglądał mi się z przepraszającym uśmiechem na twarzy.
- Może przejdźmy do rzeczy. Czas trochę mnie goni - posłałem uśmiech numer pięć nauczycielce.
- Wydaje się nam, że pański syn, czymś handluje. Nie chce jednak powiedzieć, czym.
Przeniosłem wzrok z blondynki na Nico. Chłopiec wyszczerzył się jeszcze mocniej.
- Dowiemy się o co chodzi, Nicholasie? - nieświadomie również odpowiedziałem uśmiechem.
- Być może wykorzystałem twoją popularność, Lewis - powiedział, uśmiechając się także do zdezorientowanej nauczycielki.
Chłopiec nie zwracał się do mnie "tato", bo nie byłem jego ojcem. Najczęściej mówił mi po imieniu. Wyjaśnił jak wycenił wizyty w naszym mieszkaniu, moje słowa, uściski dłoni i ewentualne uśmiechy.
- Jaką popularność? Nico? - widząc zaskoczenie na jej twarzy, roześmiałem się niespodziewanie.
- Może pani zatkać uszy, bo to co powiem, będzie skrajnie niewychowawcze. Dobra robota, Nico. Ale wydaje mi się, że nie możesz tego robić. Przynajmniej tak oficjalnie - puściłem do chłopca oko.

Alice?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz