29 kwi 2017

Od Elli do Williama

Nie mam zielonego pojęcia, jakim cudem dotarłam do domu po ostatnim wieczorze. Obudziłam się zwinięta w kłębek na swoim łóżku, z potwornym kacem i czymś ciepłym przytulonym do moich pleców. Pustynia w ustach, łupiący ból głowy i nienawiść do świata. Otworzyłam oczy z jękiem, silne światło nasiliło ból. Pomacałam wokół siebie, nieświadomie natrafiając na czyjeś ciało, które nie okazało się Pepper. O szit. Spojrzałam gwałtownie w stronę trafionej osoby.
Obok mnie leżał Will. Gorzej, wcisnęłam się jakoś obok niego. Nadal spał, ignorując całkowicie moją próbę uwolnienia się. Plus był taki, że to nie jakiś losowy facet, bo i to się zdarzało. Westchnęłam ciężko. Nie chciałam go budzić, ale gwałtowna potrzeba napicia się wody przeważała. Nie reagował na swoje imię, ani na delikatne klepnięcie w ramię. Dopiero kiedy porządnie szturchnęłam go łokciem w żebra, ocknął się. Otworzył oczy, przez moment patrząc na mnie nieprzytomnie.
- Można wiedzieć, co robisz w moim łóżku? - spytałam, ciężko podnosząc się do pozycji siedzącej.
Will prychnął.
- Sama mnie tu zaprosiłaś. Chociaż bardziej uwiesiłaś się mojego ramienia i nie pozwoliłaś wyjść, twierdząc, że nie mogę zostawić damy w potrzebie. Tak się przyczepiłaś, że nie mogłem wyjść, kiedy zasnęłaś - odparł, najwyraźniej nie mogąc się oprzeć pokusie podręczenia mnie.
Jęknęłam, podciągając kolana pod brodę i chowając twarz w złożonych na nich przedramionach.
- Naprawdę? - spytałam, nie podnosząc głowy.
- Naprawdę. A jeszcze wcześniej...
Strzeliłam go na oślep w ramię.
- Nie chcę wiedzieć. Więcej nie piję. Przynajmniej nie przy tobie.
Will uśmiechnął się wrednie, gdy tylko w końcu na niego spojrzałam. Widziałam jednak, że jest równie zażenowany sytuacją, co ja.
- Co ty na jakieś śniadanie? - spytałam, próbując powrócić do normalności.
Na dźwięk mojego głosu skądś przyleciała Pepper, ciesząc się jak szalona. Gdy wstałam, kicając, nie omieszkała poskakać po Willu. Nie protestowałam, niech ma za swoje, wredota jedna.
Gdy tylko weszłam do kuchni, ochota na jakiekolwiek jedzenie przeszła mi gwałtownie. Zrobiłam jedynie herbatę i wypiłam szklankę elektrolitów.
- Jak coś chcesz, to sam sobie rób - zawołałam do Willa.
Minęłam go w korytarzu, drepcząc do łazienki. Spojrzałam w lustro z niechęcią.
- I na co ci to było, Ella? - westchnęłam do siebie.
Ogarnęłam się z szybkością ślimaka. Wyczłapałam z łazienki, wyglądając lepiej, aczkolwiek wcale lepiej się nie czułam. Minęłam kuchnię, weszłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko.
- Ella, minęło południe, powinnaś wstać.
Rzuciłam w Willa poduszką. Na chwilę zamknął się, niestety nie przewidziałam niecnego planu. Nagle bowiem Pepper wylądowała ciężko na moich plecach i zaczęła po mnie skakać, szarpiąc za włosy.
- Ty zdrajco - warknęłam w stronę Willa, opędzając się od psa. 
- Mówiłem, żebyś wstała.
Podniosłam się, z jego pomocą.
- Jeszcze mi za to zapłacisz - mruknęłam, stając tak blisko, że musiałam zadrzeć głowę, by na niego patrzeć.
- Wyglądasz niezwykle groźne w tej chwili - uśmiechnął się.
Pchnęłam go w pierś, ale nawet się nie ruszył, roześmiał tylko.
- Rusz się, odprowadzę cię z Pepper.
***
Wbiłam spojrzenie w psa, gdy szliśmy obok siebie.
- Zastanawiam się, co z Deanem - powiedział Will, przerywając niewygodną ciszę.
Rzuciłam mu rozbawione spojrzenie spod szerokiego kaptura.
- Pewnie odchorowuje już wczorajsze ekscesy.
Pepper nagle pociągnęła smycz z taką siłą, że potknęłam się. Spojrzałam na sznaucerkę, ciągnącą mnie w stronę wielkiego mastifa, idącego z właścicielem naprzeciwko. Natychmiast skróciłam smycz, przez co Pep uderzyła w Willa. Rzuciła mu spojrzenie. Mastif przeszedł obok nas, nie zaszczycając podskakującej psicy nawet jednym machnięciem ogona.
- Pepper, nie bądź taka nachalna - rzuciłam z rozbawieniem do psa, gdy wreszcie wyrównaliśmy tempo.

Will?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz