30 kwi 2017

Od Williama do Elli

Uśmiechnąłem patrząc się na Ellę i Pepper. Były przeciwieństwami, ale stanowiły razem bardzo pocieszny duet. Kobieta potknęła się po raz kolejny, tym razem o własne nogi. Mój uśmiech urósł jeszcze bardziej. El dostrzegła moje spojrzenie i znów się speszyła, zupełnie jak poprzedniej nocy. Poprzednia noc. Well, przynajmniej miałem wiedzę o tym, jak pijana Ella zachowuje się wobec mężczyzn, którym wparowała do łóżka. Choć moment, w którym nazwała mnie "swoim Willem" nadal mnie konfundował. Potrząsnąłem głową, próbując pozbyć się zbędnych myśli. Nie ma co tego roztrząsać, ponieważ nie jestem dokładnie typem Elli. Właściwie, to kompletnie nie jestem w jej typie. I nie jest dla mnie to jakaś wielka tragedia. Znaczy, Ell jest atrakcyjna. I to bardzo. Bardzo bardzo. Tylko w tej chwili chciałbym znów ją pocałować. Ale tylko po wczoraj potrzebuję kolejnego tygodnia w łóżku. Nie wiem, czy bym pociągnął na dłuższą metę. Rozejrzałem się po okolicy, w której byliśmy. Kojarząc gdzie jesteśmy, zacząłem w głowie formować niecny plan.
- Ella? - spytałem, by zwrócić na sobie uwagę kobiety.
- Hmm? - spojrzała na mnie. Victoria! Uśmiechnąłem się szeroko, szybko wyrywając smycz z dłoni kobiety, a następnie łapiąc ją za rękę i automatycznie splotłem z nią palce.
- Dawaj Pepp, biegniemy! - rzuciłem, a sznaucerka od razu się zastosowała. W przeciwieństwie do Elli, która biegnąc za nami wykrzykiwała przekleństwa. Mijaliśmy zręcznie ludzi stojących nam na drodze (no, poza Ellą, ona wpadła na paru przechodniów). Trafiliśmy na ulicę, o której myślałem, i oddając El smycz stanąłem przed drzwiami Vincent Cafe. Skończyłem z pięścią na mojej głowie. Nawet to nie zmyło mi uśmiechu z twarzy.
- Co to do cholery było, William?! Oszalałeś? - wydyszała kobieta.
- Szybka przebieżka nie ożywia tak jak kawa, ale też daje radę. Co Ci zamówić? - spytałem szczerząc się. Spojrzała na mnie z nienawiścią. Ale chyba potrzeba kofeiny zaczęła mówić za nią.
- Potrójną Americano - wysyczała a ja wszedłem do kawiarni, zostawiając kobietę z psicą na zewnątrz. Zamówiłem przyjaciółce o co prosiła, a dla siebie wziąłem latte z dodatkiem matchy.  Odbierając nasze kawy, westchnąłem. Kasjerkę kojarzyłem z widzenia, musi mieć niezłe poczucie humoru. Zamiast naszych imion napisała na kubkach "Wella". Co to ma być, jakiś ship name? Podziękowałem i wyszedłem by spotkać już spokojniejszą Ellę. Z zaskoczeniem spojrzała na napis na kubku, ale postanowiła to zignorować. Pociągnęła łyk napoju i jęknęła z zadowoleniem.
- Jeju, jak dobrze. Jakoś Ci się odwdzięczę, William. I za kawę, i za bieganie - powiedziała a ja przewróciłem rozbawiony oczami.
- Mam już na to parę pomysłów - powiedziałem i puściłem jej oczko, co poskutkowało pięścią kobiety wbijającą się w moje ramię. Ponownie ruszyliśmy spacerem, kierując się w nieokreślonym kierunku, zwyczajnie przed siebie. Szybko wypiliśmy dopiero co kupione kawy.
- Will, a tak na serio. To dlaczego twoja ręka świeciła? - zaśmiałem się na pytanie kobiety.
- Cały mogę świecić. Wiesz, Apollo, światło, itp. - wyszczerzyłem się.
- I pomyślałeś, że zaświecisz sobie rękę, obściskując się ze mną? - wybuchłem śmiechem na kolejne pytanie.
- To nie tak działa. Znaczy tak, ale mogę zacząć świecić pod wpływem różnych, gwałtownych emocji. Kretyńskie trochę - wyjaśniłem, a Ella zbyła mnie milczeniem. Pomyślałem, że będę kontynuować.
- I jest to w pewien sposób alarm. Będąc herosem, mam dwie natury. Człowieczą i boską. W walce i pod wpływem emocji, jak złość, rozpacz, zazdrość natura boska może zacząć górować. Świecenie można odebrać za znak - kobieta pokiwała głową, przetwarzając informacje.
- Jakie emocje wtedy wywołały, że boska strona wzięła górę - tym razem nie było mi do śmiechu. Zarumieniłem się.
- Złość. I zazdrość. I żal. Rzadko się to zdarza - powiedziałem, i uśmiechnęliśmy się do siebie nieśmiało. Zastanowiłem się, czy nie popełniłem błędu, wspominając o zazdrości. Ale spróbowałem o tym zapomnieć i zacząłem myśleć na tym, jak mógłbym rozładować atmosferę. Rozejrzałem się szybko w poszukiwaniu cienia. Pociągnąłem lekko i Ellę i psa w stronę jednego w bocznej uliczce. Stanęliśmy i obie wysłały mi pytające spojrzenie. Nikogo nie było w pobliżu.
- Patrz i podziwiaj - zaśmiałem się i pozwoliłem energii przepłynąć przez całe moje ciało. Lekkie światło zaczęło emanować z paru jego części. Ella omiotła mnie wzrokiem.
- Nie wiem czy to kretyńskie, czy niesamowite - pokręciła głową z uśmiechem. Wzięła w dłoń moją świecącą rękę i po raz kolejny splotła palce z moimi. Uśmiechnąłem się. Tym razem nie puszczę. Wydawała się, jakby chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała w ostatniej chwili. Wolną ręką dźgnąłem ją w bok.
- Widzę, że coś ci chodzi po głowie. Mów, bo będę gilgotać - zagroziłem a kobieta oblała się czerwienią. Wysłała mi zaciekawione spojrzenie.
- A... A tam też ci świeci? - spytała, a ja znów wybuchłem śmiechem.
- Ella! - krzyknąłem śmiejąc, a ona zaczęła chichotać ze mną.
- No co, nie śmiej się tylko gadaj - zaśmiała się
- Świeci najjaśniej - znów puściłem jej oczko, a ona zaczęła się histerycznie śmiać. Pepper zaczęła skakać nam po nogach. Gdy udało nam się uspokoić, podjęliśmy decyzję o powrocie. Zdecydowanie zbyt długo nam zeszło.

Ella?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz