- Lou czasami trzeba trochę pocierpieć - Alex uśmiechnął się ciepło, chcąc mnie w jakiś sposób wesprzeć. - Ja muszę jutro iść na ślub, a potem noc bez ciebie przez wesele, a ranek należy do obróbki chociaż części zdjęć.
Spojrzałam przed siebie, skupiając się przez chwilę na drodze. Z każdą chwilą byliśmy coraz dalej od domu rodziców i z każdym przemierzonym metrem czułam się coraz lepiej, jakby cały stres który się mnie trzymał, był zależny od bliskości rodziny.
- Ja cały weekend spędzę nad papierami - przewróciłam oczami na wspomnienie stosu dokumentów, które piętrzyły się w salonie. Pokrywały niemal całą powierzchnię kanapy i co najmniej połowę stolika. - Ostatnio znaleźliśmy jakieś przedwojenne dzieło, a kobieta, która je szukała totalnie nie wie co z nim zrobić. W dodatku okazało się, że nie jest jedyną spadkobierczynią. Żadna ze stron nie chce odpuścić. Utknęliśmy w martwym punkcie.
Alex uśmiechnął się lekko, słuchając mojej niezbyt radosnej opowieści.
- Dacie radę, macie najlepszych prawników, na pewno coś znajdą na tego drugiego.
- Ale to oznacza dla mnie więcej roboty - westchnęłam. - Mam czasami dość tej pracy.
Zaparkowawszy przed budynkiem, mężczyzna zgasił silnik i spojrzał na mnie z troską w oczach.
- Dlatego musisz się teraz wyspać - wyszedł z samochodu i zanim sama zdążyłam to zrobić, otworzył mi drzwi.
- Dzięki - złożyłam na jego policzku krótki pocałunek i ramię w ramię skierowaliśmy się w stronę bloku.
~~*~~
Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie w celu sprawdzenia obecnej godziny. Dochodziła ósma, Alex powinien już dawno być w domu, a tymczasem nie było go widać. Z każdą upływającą chwilą mój niepokój o partnera narastał, a kiedy już nie mogłam wytrzymać na kanapie, założyłam płaszcz i zdecydowałam się do niego pojechać. Nie miałam nic przeciwko wychodzeniu z kolegami, ale zazwyczaj dawał mi znać. Tym razem nie dostałam nawet głupiego smsa.
Kiedy tylko wyszłam na zewnątrz, zrozumiałam dlaczego Fosher się spóźnił. Mężczyzna opierał się o ceglaną ścianę budynku, dłonią tamując miejsce krwawienia.
- Alex - podbiegłam do partnera, ściskając delikatnie jego ramię. Przez jego twarz przetoczył się kolejny grymas bólu. - Alex, spróbuję doprowadzić cię do mieszkania. Nie możemy tutaj zostać, rozumiesz.
Brunet skinął głową, spoglądając na mnie wciąż zamglonym wzrokiem.
Dzięki Bogu, że winda działała i po kilkunastu minutach byliśmy już w środku.
- Skarbie, wytrzymaj jeszcze trochę - starałam się nie panikować, ale ciało dosłownie odmawiało mi posłuszeństwa. - Zaraz zadzwonię po przyjaciela, powinien ci pomóc.
Szybko wybrałam numer do swojego znajomego - syna Asklepiosa, który na szczęście miał czas i był w naszym mieszkaniu już po kilku chwilach. Starałam się nie przeszkadzać, gdy lekarz oglądał Foshera, ale nie mogłam usiedzieć spokojnie na miejscu.
Alex? ;3
- Alex - podbiegłam do partnera, ściskając delikatnie jego ramię. Przez jego twarz przetoczył się kolejny grymas bólu. - Alex, spróbuję doprowadzić cię do mieszkania. Nie możemy tutaj zostać, rozumiesz.
Brunet skinął głową, spoglądając na mnie wciąż zamglonym wzrokiem.
Dzięki Bogu, że winda działała i po kilkunastu minutach byliśmy już w środku.
- Skarbie, wytrzymaj jeszcze trochę - starałam się nie panikować, ale ciało dosłownie odmawiało mi posłuszeństwa. - Zaraz zadzwonię po przyjaciela, powinien ci pomóc.
Szybko wybrałam numer do swojego znajomego - syna Asklepiosa, który na szczęście miał czas i był w naszym mieszkaniu już po kilku chwilach. Starałam się nie przeszkadzać, gdy lekarz oglądał Foshera, ale nie mogłam usiedzieć spokojnie na miejscu.
Alex? ;3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz