14 maj 2017

Od Aliciji do Lewisa

Powiodłam wzrokiem po wszystkich siedzących przy naszym stole. Zaintrygowana Lise, rozbawiony Stephen i zrozpaczony Lewis. Ciekawy zestaw. Mina Lewisa podpowiadała mi, że nie chcę wiedzieć kim jest Caroline, albo o co z nią chodzi. Wzięłam więc taktyczny łyk wody, która stała obok mnie. Sytuacja ogólnie była mało komfortowa. Nadal bawiło mnie to, że Lewis kompletnie mnie nie rozpoznał. W mojej głowie zrodził się obraz tłumów, które musiały odwiedzać jego biuro każdego dnia. W sumie, gdyby nie tłumy ganiających za nim kobiet, też nie przywiązałabym do niego specjalnej uwagi. Oczy wszystkich znalazły się na telefonie Lewisa, gdy ten ponownie zadzwonił. Mężczyzna rzucił szybkie spojrzenie na ekran i tym razem odebrał sam. Słuchał przez chwilę następnie przetarł swoją twarz dłonią.
- Dobrze mały, jak coś to rozmawiasz ze Stephenem, nie ze mną - nachyliłam się nad stołem z uśmiechem a głos sam wyrwał mi się z krtani.
- Nico? - spytałam a mężczyzna rzucił mi dziwne spojrzenie i pokiwał głową. Po chwili przewrócił oczyma i podał mi telefon. Zmarszczyłam brwi i wzięłam go w dłonie. Przyłożyłam delikatnie do ucha.
- Dobry wieczór, pani profesor! - usłyszałam głos ze słuchawki. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Dobry wieczór. Dlaczego jeszcze nie śpisz? - spytałam. Wszyscy przy stole wydali z siebie jęki rozpaczy.
- Caroline rozmawia strasznie głośno z jakimś panem. Używając brzydkich słów - powiedział chłopiec a ja zmarszczyłam brwi.
- Z jakim panem? - spytałam i spojrzałam zaniepokojona na Lewisa.
- Nie wiem, rozmawiają przez telefon, Caroline powiedziała właśnie, że...
- Nico, nie sądzę, żebyś powinien to powtarzać - przerwałam szybko chłopcu i potarłam czoło.
- Oddam telefon twojemu tacie, dobrze słonko? Może chcieć to usłyszeć - rzuciłam.
- Dobrze. Dobranoc, psze pani! - powiedział Nico a ja podałam telefon Lewisowi. Mężczyzna wsłuchał się uważnie w słowa swojego syna. Patrzyłam, jak jego wyraz twarzy na chwile zmienia się na okropnie zmęczony. Przetarł twarz dłonią i powrócił do swojej kamiennej miny. Wyczułam na sobie pytające spojrzenie Lisy. Nagle, Lewis wstał i popatrzył na wszystkich siedzących.
- Przepraszam, idę skopać komuś dupę - powiedział a ja rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. Mężczyzna wydawał się być niezwykle opanowany, a z jego ust wypływały takie słowa.
- To chyba mało rozsądne - powiedziałam a on rzucił mi mało mówiące spojrzenie.
- Lewis... - zaczął Stephen, lecz drugi mężczyzna kierował się już ku drzwiom.
- Jak coś to zadzwoń po adwokata! - krzyknął przez ramię. Stephen przeklął siarczyście i rzucił nam przepraszające spojrzenie.
- Chyba powinienem za nim pójść - powiedział i po chwili już wychodził z restauracji.
- Ali, sama rozumiesz - rzuciła Lisa i złapała swoją torebkę. Popatrzyła na mnie przepraszająco.
- Leć! - powiedziałam i ona także rzuciła się do drzwi. Oparłam się o stół. Co się do cholery wydarzyło? Siedziałam tak chwilę, czując na sobie spojrzenia ludzi, obecnych w restauracji. Westchnęłam i spojrzałam na pizzę, która dopiero co przyszła do stolika. Poszukałam wzrokiem najbliższej kelnerki. Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco.
- Czy mogę poprosić o rachunek i zapakowanie tych pizz? - kobieta pokiwała głową a ja poczułam, jak serce mi się łamie. Ta pizza musi mi wystarczyć do końca miesiąca, bo po zapłaceniu za to wszystko nie będzie mnie stać na jakiekolwiek inne jedzenie.
***
Szłam powoli ciemną ulicą, trzymając reklamówkę z pudełkami pizzy w dłoni. Przeklinałam ten dzień w duchu, krzywiąc się przez ból, który zadawały mi moje obcierające pięty, nowe baletki. Kroczyłam ledwo, a moje kroki wywoływały echo w pustej uliczce. Spojrzałam na niebo. Nie było widać gwiazd, eh. Jednocześnie było to smutne, i niepokojące. Brak gwiazd, równał się chmurom. Rzuciłam jeszcze jedno podejrzliwe spojrzenie niebu. Jak na komendę, poczułam kroplę rozbryzgującą się na moim nosie. Zaczęło padać. Zdenerwowana, tupnęłam nogą. Wniosek był jeden - już nigdy nie dam się wyciągnąć Lisie na podwójną randkę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz