6 maj 2017

Od Elli do Wiliama

Obudziłam się jak zwykle, czując mokry nos Pepper na twarzy. Zepchnęłam sznaucerkę z łóżka i przecierając oczy, zerknęłam na zegarek.
6:27
Czas zacząć dzień. Podniosłam się, zeskakując z łóżka. Marcus specjalnie wyszukał szczególnie wysokie łóżko, meblując to mieszkanie, mogę się założyć. Dla osoby normalnego wzrostu nie sprawiałoby ono problemów, ja jednak musiałam się na nie wspinać, podskakując. I zawsze czując się jak debil. Pepper też musiała robić rozbieg, nim zdołała na nie wejść.
Potykając się o tańczącego pod nogami psa, poczłapałam do łazienki. Tam przebrałam się w ciuchy do biegania i z trudem odnalazłam smycz i szelki Pepper. Jakoś udało mi się ją w nie wcisnąć, nie mordując ani siebie ani jej. Razem robimy sobie godzinną przebieżkę połączoną ze spacerem. Kiedy wracamy ja wyglądam jak przeciągnięta przez wodospad, a Pep nadal ma siłę kicać dookoła. Wzięłam szybki prysznic i z niechęcią poszłam szukać czystych ubrań. Koszulka z komiksowym sznaucerem goniącym za motylkiem i ukradziona Deanowi bluza brzmiały nieźle.
W kuchni zaczęłam od zrobienia śniadania sobie. Owsianka z mikrofali i grzanki z dżemem jagodowym, czyli wtorkowy zestaw. To śmieszne, ale wyrobiłam sobie taką rutynę, że jadłam te same posiłki w te same dni tygodnia. Pepper dostała swoją karmę. Cholerstwo kosztowało więcej niż moje tygodniowe zakupy spożywcze, ale podobno dobre. Psica w każdym razie zjadała z prędkością światła, podczas gdy ja niemrawo przeżuwałam swoje śniadanie.
Po posiłku zmyłam talerz i spoglądając tęsknie w stronę łóżka, zabrałam do pracy. W mieszkaniu głośno rozbrzmiewały dźwięki nowej płyty Eda. Telefon zostawiłam w kuchni, skutecznie unikając tym samym Deana, któremu obiecałam na dziś maraton filmów grozy. Będzie mnie męczył, czy może nie wolę filmów akcji. Tchórz.
Skończyłam projekt, przegapiając przy okazji minimum dwa posiłki. Przetarłam bolące oczy. Zegarek wskazywał godzinę 21:42, czyli była już spóźniona. Jęknęłam cicho, podrywając się z krzesła.
- Chodź, Pepper, jedziemy do Deana - zawołałam.
Psica pojawiła się jakby znikąd, podskakując radośnie. Wpakowałam ją w szelki, potem do auta. U Deana byłyśmy po kilkunastu minutach.
- Dzień dobry, panowie - rzuciłam, widząc na kanapie także Willa.
- Jesteś spóźniona - Dean rzucił we mnie poduszką.
Zamiast mnie trafił jednak Pepper, która na moment zrobiła głupią minę, po czym wyrwała mi się, by pognać w stronę łowcy. Złapał ją, wciągając na swoje kolana.
- Wiem. Pracowałam - mruknęłam, opadając na miejsce pomiędzy Willem a Deanem.
- Za dużo pracujesz - westchnął Will.
Przewróciłam oczami.
- Sama tego chciałam. Co oglądamy?
- Rec. Chyba.
Wyciągnęłam nogi, gdy Dean przestał maltretować sznaucerkę i wreszcie włączył film. Na początku było w miarę, ale wraz z upływem czasu, zamiast coraz bardziej przestraszona, robiłam się senna. Pozwoliłam sobie oprzeć głowę na ramieniu Willa.
- Ella, nie śpij, przegapisz kulminacyjny moment - Dean szturchnął mnie, wybudzając z płytkiej drzemki.
- Nie śpię, nie śpię - wymamrotałam niewyraźnie.
Zakończenie przegapiłam, tym razem jednak nie usnęłam, poszłam tylko zrobić herbatę. W lodówce odkryłam dżem, więc spędziłam w kuchni dłuższą chwilę.
- Nie widzę sensu oglądania horrorów, jeżeli na nich zasypiasz, a potem wychodzisz w trakcie zakończenia - Dean zrobił obrażoną minę.
Wzruszyłam ramionami, przeciągając się.
- Daj mu wybrać ten film, El, bo będzie marudził przez cały wieczór - jęknął Will.
- No dobra... Ale jeden. I bez głupich pościgów i wybuchów.
Dean szukał czegoś gorączkowo w wyszukiwarce, chwilę tę poświęciłam na delektowanie się swoją herbatą.
- Kingsman?
- Dean, mopsie, widzieliśmy to już tyle razy. Zabrałeś mnie na ten film na pieprzoną pierwszą randkę.
Wyszczerzył się wrednie.
- Oblałaś mnie wtedy colą, bo powiedziałem, że idziemy na coś innego.
- Należało ci się.
Łowca rzucił Willowi pseudo porozumiewawcze spojrzenie.
- Rada na przyszłość, uważaj na co idziesz z nią do kina.
Przyłożyłam mu w głowę.

Will?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz