30 maj 2017

Od Horace'go do Erin

Uśmiechałem się serdecznie do kobiety.
- Tak, to ja. Hej.
Znów widziałem jej ładne, kryształowe oczy. Urywki wspomnień pojawiły się w mojej głowie. Miniona noc...byliśmy tu, jej twarz była oświetlana przez światło z szyldu. Nocny urok, lecz za dnia wyglądała równie ładnie. Cieszyłem się, że chciała się ze mną spotkać. Rozejrzałem się szybko, wszystko było takie same, lecz inne. Dzień zmieniał poglądy. Noc była magiczna jeśli tylko miało się jakiekolwiek towarzystwo.
- Byliśmy tu w nocy...- powiedziała do mnie.
- Tak - zacząłem bawić się palcami - Rozmawialiśmy....z tego co pamiętam.
- Czyli ty też...? - zapytała.
- Owszem, ja też, po prostu ostatnio lubię trochę odlecieć od problemów - podszedłem do barierki.
Odlecieć....ta. Po prostu chciałbym nie czuć. Zacisnąłem na chwilę powieki. Głupi aktor, nie tylko w teatrze, ale w życiu. Biedny, mały Horace...Cholera. Znowu słowa ojca rozbrzmiewały w mojej głowie, znów czułem uderzenia kablem. "Powieś się, bo i tak Cię dorwę", dlaczego by nie zrobić tego tej nocy? Znikłbym w zapomnieniu świata. Bo kto by tęsknił? Nikt.
- Rozumiem - czułem na sobie jej wzrok, zaraz usłyszałem też jej kroki.
- Erin...co skłoniło Cię tamtej nocy by do mnie podejść? - zapytałem spoglądając w bok, była obok mnie.
Wzruszyła ramionami.
- Właściwie to nie wiem, chyba po prostu nie pamiętam...- uśmiechnęła się lekko.
Spojrzałem w niebo. Sunęły po nim białe chmury. To samo niebo znajdowało się nad nami wszystkim, a jednak każdy człowiek miał odmienny los. W głowie wciąż słyszałem krzyki i widziałem ciemny kąt.
- Pamiętam, że mówiłaś, że kiedyś mnie gdzieś zabierzesz...- podrapałem się nerwowo po karku.



Erin?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz