Byłam mile zaskoczona, gdy James zaoferował mi pomoc, cóż za uczynny i kulturalny człowiek! W myślach podziękowałam losowi, za niezwykłe szczęście co do ludzi jakich stawia na mojej życiowej drodze. Gdy chłopak miał już zajęcie, ja zyskałam kilka minut na szybki prysznic i doprowadzenie mojej aparycji ze stanu ogrodowego krasnala na dziewczynę, jednak już po chwili sunęłam w stronę kuchni, zostawiając ślady mokrych stóp na posadzce.
Wyjęłam z szafek wszystkie potrzebne składniki, po czym przyjrzałam się im krytycznie - podejrzewałam że mój gość jest niezwykle wymagający, w dodatku zdecydowanie zasługiwał na wszystko co najlepsze. Zakasałam rękawy *w przenośni, gdyż zwiewna sukienka którą ubrałam naprędce ich nie posiadała*, po czym wzięłam się do pracy.
Już po chwili na największym znalezionym przeze mnie talerzu piętrzył się artystycznie ułożony stos wypieków rozmaitych rodzajów: z konfiturą, masłem orzechowym, sezonowymi owocami, białym serem, cukrem, Nutellą... Całość prezentowała się na prawdę majestatycznie, starannie dobierałam dodatki i polewy - czasami jestem straszną perfekcjonistką. W każdym razie któryś z placków na pewno musiał trafić w gust mężczyzny, na co szczerze mówiąc liczyłam. Już na początku nie wyglądał na zadowolonego z sytuacji, więc może choć w ten sposób mogłabym mu to wynagrodzić.
Ustawiłam całość na tacce, dokładając filiżanki z herbatą i z zadowoloną miną Magdy Gessler po udanych kuchennych rewolucjach ruszyłam w stronę wyjścia. Zamiast wjeżdżać na taras niczym czołg zdobyłam się na dyskretną obserwację James'a - nadal oddawał się sztuce idealnego ustawiania naczyń. Zachichotałam na myśl, że brakuje mu tylko kątomierza lub podręcznika do feng shui, czym najwyraźniej zdradziłam swoją obecność i niestety, speszyłam chłopaka. To urocze, że tak się starał.
- Nie musisz tego robić aż tak dokładnie - powiedziałam, obdarzając go serdecznym uśmiechem - Naleśniki są już gotowe. - przekroczyłam próg domu, prezentując moje dzieło w pełnej okazałości. Obdarzyłam mojego gościa badawczym spojrzeniem - wyglądał, jakby jego świat się skończył tu i teraz, co zrobiłam nie tak? Może za mała porcja? Samej potrawie nie miałam nic do zarzucenia, już jej cudowny aromat napawał mnie szczęściem. Ale widocznie coś było z nimi nie w porządku, skoro wprawiły chłopaka w niemal przerażenie. Niepewnie wbiłam wzrok w drewniany parkiet, uważając by krople wody z mokrych kosmyków nie nakapały na talerz.
- Mam nadzieję że chociaż spróbujesz, bardzo się starałam, więc powinny wyjść smaczne, serio! - ostatnie słowa podkreśliłam energicznymi kiwnięciami głowy
- W to nie wątpię. - odpowiedział i zrobił mi trochę miejsca, bym mogła nam nałożyć na talerze. W jednej chwili wypełniła mnie radość i energia, z szerokim uśmiechem usiadłam do stołu, życzyliśmy sobie smacznego i przystąpiliśmy do konsumpcji. Tym razem postanowiłam nie odzywać się bez potrzeby i pozwolić chłopakowi delektować się smakiem i spokojem. Między kolejnymi kęsami rzucałam ukradkowe spojrzenia na jego twarz, chyba po raz pierwszy ujrzałam tam z trudem skrywane zadowolenie, a gdy sięgnął po dokładkę stało się to dla mnie najwyższą pochwałą. Musiałam pilnować się, by nie mieć zawiech w stylu zatrzymywania widelca w połowie drogi do ust i przyglądania się pałaszującemu - raz przyłapał mnie na takiej akcji, przez co oblałam się intensywnie czerwonym niczym moje róże rumieńcem, choć mam nadzieję, że zapadający zmrok i pomarańczowe światło ogrodowych latarenek skutecznie to ukryły.
- Przepraszam na chwilkę, zaraz wracam. - rzuciłam wracając do środka, tchnięta nowym, wspaniałym pomysłem.
Wcześniej James wspominał coś o czytaniu, najwyraźniej moja obecność w lesie bezceremonialnie zakłóciła mu spokojne oddawanie się lekturze. Jak mogłam mu wtedy przerwać? Zachowałam się okropnie nietaktownie, pójdę do piekła, albo gorzej, och, a co jeśli spadnie na mnie teraz boska kara, może nawet nieszczęścia na trzydzieści pokoleń do przodu...? Wzdrygnęłam się na samą myśl, po czym przystąpiłam do realizacji planu. W salonie znajdowała się dość duża biblioteczka, a w niej kilka interesujących pozycji. Zaczęłam po kolei ściągać i odkurzać książki, które w formie zadośćuczynienia zamierzałam chłopakowi wcisnąć. Jeśli jeszcze nie uciekł bez pożegnania z tarasu pożyczę mu tyle, ile tylko zdoła udźwignąć.
<James?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz